niedziela, 29 kwietnia 2012

„Opowieści przy kawie” Alexander McCall Smith, czyli drugie spotkanie z mieszkańcami 44 Scotland Street


            Jakiś czas temu pisałam o pierwszym tomie serii „44 Scotland Street”. Mówiłam, że przeczytam kolejne części i tak też zrobiłam. Tytuł książki potraktowałam bardzo dosłownie, dlatego czytając piłam kawę i zajadałam się ciasteczkami.

W „Opowieściach przy kawie” autor dużo miejsca poświęca Bertiemu, co mnie bardzo ucieszyło, jako, że jest to moja ulubiona postać. Rezolutny sześciolatek idzie do szkoły i marzy, by wreszcie znaleźć przyjaciela, co jednak skutecznie uniemożliwia mu matka, wysyłając synka na psychoterapię i zmuszając do gry na saksofonie, nauki włoskiego i jogi. Biedny Bertie nie dość, że musi zmierzyć się ze szkołą, to jeszcze martwi się o matkę, która całkowicie pochłonięta jest teoriami wychowawczymi Melanie Klein. Niemałe zmiany również u pozostałych mieszkańców Edynburga, których nie będę jednak zdradzać, by nie popsuć Wam przyjemności płynącej z czytania. Dodam tylko, że Bruce nadal jest okropnie arogancki i że w końcu dostanie za swoje. Ku uciesze mojej, jak i wszystkich, którzy znają Bruce’a.

sobota, 28 kwietnia 2012

Zabawa w 11 pytań


Giffin zaprosiła mnie do wzięcia udziału w zabawie, mającej na celu odpowiedzenie na 11 pytań, dotyczących nawyków czytelniczych. Oto i moje odpowiedzi:

1. O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
Zdecydowanie wieczorem, poza tym jak mnie najdzie ochota o innej porze dnia, to również nie zwlekam z czytaniem.

2. Gdzie czytasz?
W tramwaju, autobusie, na wykładzie, w poczekalni u lekarza, a najchętniej – w łóżku lub na ławce w parku.

3. W jakiej pozycji najchętniej czytasz?
Na pół leżąco ;)

4. Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
To zależy od pory roku, pogody, mojego nastroju... Zauważyłam, że latem chętniej sięgam po lekkie obyczajówki, a zimą książki młodzieżowe/przygodowe/kryminały. Najbardziej jednak lubię literaturę latynoamerykańską.

5. Jaką książkę ostatnio kupiłaś albo dostałaś?
Jako, że ostatnio był Światowy Dzień Książki i w związku z tym sporo promocji, sporo książek mi przybyło, a wśród nich:
- „Posłaniec” Markus Zusak
- „Kwiaty na poddaszu” Virginia C. Andrews
- „Hańba” John Maxwell Coetzee
- „Niewiedza” Milan Kundera
-  „Klucz do otchłani” Jose Carlos Somoza
- „Zabić drozda” Harper Lee.

piątek, 27 kwietnia 2012

Sekretne życie pszczół/The Secret Life of Bees


Po obejrzeniu “Sekretnego życia pszczół” nie mogłam przestać powtarzać: „ach, jak mi się ten film podobał”. Było wszystko to, co cechuje dobry film, a więc: ciekawa historia, nietuzinkowi bohaterowie, piękne zdjęcia, a całość wywołuje u widza na przemian śmiech i łzy. Jestem zauroczona i już na wstępie zachęcam do obejrzenia tego cudownego filmu, powstałego na podstawie książki Sue Monk Kidd, którą muszę przeczytać! Inaczej świat się zawali ;)

Jest rok 1964, prezydent USA właśnie podpisał ustawę o prawach obywatelskich dla kolorowych. Biali obywatele Ameryki nie potrafili jednak tego zaakceptować i nadal okazywali Murzynom jawną wrogość, powszechna była segregacja rasowa. Główna bohaterka filmu – czternastoletnia Lily Owens jest reprezentantką pokolenia, dla którego nieważny jest kolor skóry, ale to, jakim się jest człowiekiem. Dziewczynka, porzucona przez matkę i niekochana przez ojca, ucieka z domu wraz z opiekunką – czarnoskórą Rosalene. Podążając śladem matki, trafia do domu sióstr Boatwright, bogatych Murzynek, prowadzących pasiekę.

            „Sekretne życie pszczół” to film uroczy i słodki jak miód, wytwarzany przez August Boatwright. Opowiada historię dziewczynki, która rozkwita niczym pąk róży, otoczona miłością i przyjaźnią. Przypomina nam, że dorastanie i poszukiwanie własnego miejsca na Ziemi, wcale nie jest łatwe i że może sprawić dużo bólu. Wraz z Lily poznamy smak pierwszego pocałunku, będziemy się śmiać, płakać i złościć, i przede wszystkim znajdziemy dom. 

środa, 25 kwietnia 2012

Michael Bublé, Hala Ergo Arena Gdańsk/Sopot, 23.04.2012r. - relacja z koncertu


Po miesiącach oczekiwania w końcu przyszedł dzień koncertu Michaela! Jadąc, bałyśmy się z M., że coś się nie uda, że pociąg będzie miał opóźnienie, będzie burza, koncert niefajny, itp. Tymczasem wyjazd udał się nam o wiele lepiej niż sobie wymarzyłyśmy. Na miejsce dotarłyśmy planowo, a Gdańsk powitał i pożegnał nas pięknym wiosennym słońcem. Co do samego koncertu, to... lepiej być nie mogło!


Hala Ergo Arena wywarła na mnie pozytywne wrażenie, chociaż wydaje mi się, że wrocławska Hala Stulecia nie ustępuje jej wielkością. Przy wejściu ochrona sprawdziła nam torebki, jak się okazało na płytę przed sceną nie można było wnosić aparatów fotograficznych, a że aparat w telefonie mam dziadowski, to nie udało mi się zrobić Michaelowi zdjęcia:(  Na miejscy byłyśmy już po 19, szybko zajęłyśmy miejsca i czekałyśmy na występ Naturally 7, który miał się rozpocząć o 20.00. Chłopcy z zespołu rozruszali publiczność, wszyscy świetnie się bawili, bez względu na wiek. Niesamowicie było patrzeć, jak 10 tysięcy osób w różnym wieku, na hasło „jump” zaczyna skakać. Każdy oczywiście w swoim rytmie, ale to nieważne, bo publiczność już w momencie występu supportu bawiła się i śmiała, oczekując na gwiazdę wieczoru. 

I don’t do concerts, I do parties

Punktualnie o 21.00 widzowie zaczęli klaskać, napięcie, przed pojawieniem się Michaela na scenie, rosło z każdą minutą. Po jakiś 5 minutach na kurtynie pojawił się charakterystyczny napis MB i rozległy się pierwsze dźwięki „Cry me a river”, można było dostrzec także cienie postaci, znajdujących się za kurtyną. W tym momencie zaczęłam już szaleć, a gdy po chwili Michael pojawił się na scenie, rozpłakałam się i uspokoiłam się dopiero pod koniec drugiej piosenki, która była jakby całkowicie poza mną, bo w ogóle jej nie pamiętam. Trzecim z kolei utworem było „Everything”, które rozruszało publiczność, po poprzednich melancholijnych utworach. Moment i ludzie zaczęli biec pod scenę, a za nimi służba porządkowa ;) 

sobota, 21 kwietnia 2012

100 książek wg BBC: „Opowieść podręcznej” Margaret Atwood, czyli przerażająca antyutopia


„Smaruję sobie masłem twarz, wcieram je w ręce. Nie ma już emulsji do rąk ani kremu do twarzy, przynajmniej dla nas. Takie rzeczy są uważane za przejawy próżności. Jesteśmy pojemnikami, liczy się tylko wnętrze naszych ciał (...). Jesteśmy dwunogimi łonami, niczym więcej: świętymi naczyniami, probówkami laboratoryjnymi”.

Wyobraźcie sobie świat, w którym odebrano kobietom wszelkie prawa. Zabroniono im czytać, pisać, myśleć. Ich rola została sprowadzona do rodzenia dzieci, stały się niczym więcej niż reproduktorkami. Natomiast gdy okazywało się, że są bezpłodne, nazywano je „niekobietami” i wysyłano do Kolonii, gdzie pracowały, sprzątając zwłoki lub odpady radioaktywne. Wkrótce też umierały. 

            Jak do tego doszło? Świat zaczął wymierać, ludzie nie mogli mieć dzieci, coraz częstsze były poronienia lub noworodki z poważnymi genetycznymi wadami. Przyczyniło się do tego rosnące zanieczyszczenie powietrza i wody, awarie elektrowni atomowych, wojny, a także zmiana stylu życia. Coraz mniej par decydowało się na dziecko, coraz częściej słyszało się o starzejących się społeczeństwach. Brzmi znajomo? Margaret Atwood w „Opowieści podręcznej” snuje przerażającą wizję kierunku, do którego nieuchronnie zmierza świat. Opisując reżim gileadzki przedstawia jedną z możliwości, którą podjęła ludzkość, by nie wymrzeć. Czytając książkę będziecie myśleć: to okropne, jak oni mogli. Warto się jednak też zastanowić, co dziś zrobiliby rządzący w podobnej sytuacji. Czy zmusiliby kobiety do rodzenia dzieci? A co z bezpłodnymi mężczyznami? Zachęcam do refleksji.

środa, 18 kwietnia 2012

J. Edgar

Film zdecydowałam się obejrzeć ze względu na Leonardo Di Caprio, którego uważam za bardzo dobrego aktora. Nie sądziłam, że opowieść o twórcy potęgi FBI tak mi się spodoba. Tematyka wydawała mi się mało ciekawa, wręcz nudna. Tym milej byłam zaskoczona, gdy poczułam się wciągnięta w film.

John Egar Hoover był dyrektorem FBI w latach 1924-1972, urzędował za 8 prezydentów USA. Akcja filmu toczy się w dwóch przedziałach czasowych: w latach powstawania potęgi FBI i pod koniec życia Hoovera, gdzie widzimy go jako starszego mężczyznę, mającego trudności w dogadaniu się z panującą władzą. Film ukazuje przede wszystkim J. Edgara jako człowieka całkowicie pochłoniętego pracą. Nie brak jednak też scen, ukazujących jego życie prywatne, które zdają się potwierdzać plotki, jakie krążyły na jego temat, a więc: skrywany homoseksualizm i upodobanie do crossdressingu. Warte uwagi są też relacje Edgara z matką, w którą wcieliła się Judie Dench.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Histeria – Romantyczna historia wibratora/Hysteria


Pierwsze wibratory stosowane były przez dziewiętnastowiecznych lekarzy w krajach anglosaskich jako przyrząd do leczenia często wtedy diagnozowanego schorzenia kobiecego określanego terminem histerii. Przypadłość ta była zdefiniowana tylko w bardzo ogólny sposób (objawami mogły być: ból głowy, nerwowość, bezsenność, ociężałość, tracenie tchu, słabnięcie, utrata apetytu czy wręcz skłonność do powodowania kłopotów), a skuteczną terapią było doprowadzenie pacjentki do orgazmu przez lekarza podczas wizyty.

Źródło: wikipedia, hasło: wibrator.

W tym miejscu zaczyna się właściwa akcja filmu: obserwujemy mozolną pracę dwóch londyńskich lekarzy, z których jeden przypadkiem wynajduje wibrator, co znacznie przyśpiesza wykonywanie zabiegu :D Był to rewolucyjny moment w historii także z innych powodów. Kobiety zaczęły walczyć o swoje prawa, co w „Histerii” uosabia postać Charlotte, nowocześnie myślącej feministki. Z Charlotte zestawiona jest jej siostra Emily: piękna, dobrze wychowana, ale nieposiadająca własnego zdania.

niedziela, 15 kwietnia 2012

„Piąte dziecko” Doris Lessing - o odmienności i braku akceptacji

„Piąte dziecko” to moje pierwsze spotkanie z laureatką literackiej Nagrody Nobla 2007 – Doris Lessing. Spotkanie, które było niezwykle emocjonalne i niestety zbyt krótkie. Nie mogę odżałować, że „Piąte dziecko” to powieść zaledwie 140 – stronicowa. Bardzo trudno było mi się rozstać z książką, która od samego początku całkowicie mnie pochłonęła. Autorka w prosty sposób opowiedziała przerażającą historię o tym, jak traci się złudzenia.

Bohaterowie powieści, Harriet i Dawid, są ekscentrykami, którzy nie rozumieją rewolucji seksualnej lat 60. i chcą wieść jak najbardziej staroświeckie życie. Żyją nieco na uboczu, nie przepadają za przyjęciami, na których regularnie podpierają ściany. Tak też się poznają. Nietrudno się domyślić, że są to ludzie stworzeni dla siebie, których połączyła nie tylko miłość, ale też marzenia o wielkim domu i gromadce dzieci. Ich idylliczne życie z czwórką kochanych i zdrowych dzieciaczków zostanie jest w brutalny sposób przerwane. Czym, zapytacie? Kolejną ciążą, tym razem nieplanowaną. I nie byłoby w tym nic strasznego, w końcu Harriet i Dawid pragnęli mieć liczną rodzinę, gdyby nie to, że piąte dziecko jest inne i w niczym nie przypomina rodzeństwa. Ben, bo takie imię nosi chłopiec, jest nad wyraz silny jak na swój wiek i ma w sobie coś pierwotnego. Z chwilą jego przybycia na świat szczęście rodzinne na zawsze zostanie zmącone i nic nie będzie już takie jak przedtem. Jak poradzą sobie z nową sytuacją Harriet i Dawid? Przekonajcie się sami.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Kobiety z 6. piętra/Les Femmes du 6ème étage


Tytułowe kobiety to Hiszpanki, które w latach 60. były służącymi w wielu paryskich domach. Porzuciły ojczyznę, rodziny i przyjaciół, by opiekować się cudzymi dziećmi i prowadzić cudze domy. Miały w sobie niespotykaną u sztywnych Francuzek energię, która pomogła im przetrwać trudne czasy.

W filmie La Guaya świat na 6. piętrze odkrywa makler giełdowy Jean-Louis Joubert. Jego poukładane życie wywróci się do góry nogami, gdy żona zatrudni hiszpańską służącą – piękną Marię. To podążając za nią, Jean Louis pozna warunki, w jakich żyją Hiszpanki. I chociaż kobiety zdają się nie narzekać na małe klitki, służące im za mieszkania, pan Joubert wprowadzi trochę wygody w ich życie, jednocześnie odmieniając swoje. W jednej z paryskich kamienic zetknie się francuska pompatyczność z hiszpańską witalnością, wprowadzając zamęt w życie obu stron.

środa, 11 kwietnia 2012

Okruchy dnia/The Remains of the Day

O książce Kazuo Ishiguro pisałam już jakiś czas temu, teraz przyszła pora na film. Z uwagi na to, że już raz streszczałam treść „Okruchów dnia”, tym razem posłużę się opisem z filmwebu:

Fascynująca i perfekcyjnie zrealizowana ekranizacja trzeciej, uhonorowanej prestiżową nagrodą Booker Prize powieści Kazuo Ishigury, japońskiego pisarza mieszkającego od 40 lat w Anglii. Stevens to służący idealny. Jego życiową pasją i ambicją stała się troska o to, by w Darlington Hall wszystko funkcjonowało zgodnie z odwiecznymi zasadami. W imię osiągnięcia zawodowej perfekcji zrezygnował on całkowicie z życia osobistego i własnych zainteresowań. Wstydliwie też skrywa przed światem uczucie, jakim darzy ochmistrzynię, pannę Kenton.

                     Film Jamesa Ivory’ego mnie zauroczył. To, co w książce nudziło, na ekranie błyszczało. Jest to jeden z tych niewielu przypadków, kiedy X Muza jest górą.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

„I nie było już nikogo” Agatha Christie - klasyka kryminału

Jako, że to miało być moje pierwsze spotkanie z twórczością Agathy Christie, długo się zastanawiałam od jakiej książki zacząć. Mój wybór padł na „I nie było już nikogo” (także „Dziesięciu Murzynków”). Nie wiem, czy dobrze zrobiłam zaczynając przygodę z kryminałami Christie od rzekomo najlepszego. Się okaże.

Kilka słów o fabule. 10 osób zostaje zaproszonych na tajemniczą Wyspę Żołnierzyków, będącą własnością pana U.N. Owena (co można odczytać jako unknown). Każdy zostaje zwabiony pod innym pretekstem i jak się okaże nikt nie zna właściciela. Ludzie ci nie są ze sobą w żaden sposób powiązani, jest to grupa losowo wybranych osób, wśród których znajdują się m.in. sędzia, lekarz, policjant, starsza pani, nauczycielka. Po przybyciu na wyspę, okazuje się, że gospodarzy nie ma w domu, mają przybyć w późniejszym terminie. Pozornie wszystko jest w porządku, coś jednak od początku nie pasuje. Podczas wieczornego przyjęcia nagle włącza się płyta gramofonowa, której zapis oskarża każdego z gości o morderstwo. Wkrótce pierwsza z osób pożegna się z życiem, a wszystko zacznie dziwnie przypominać starą rymowankę, której tekst przybyli znaleźli w swoich sypialniach. A brzmi on tak:

czwartek, 5 kwietnia 2012

„Zaginiony symbol” Dan Brown, czyli Robert Langdon na tropie sekretów masonerii


Książki Dana Browna niebezpiecznie wciągają. Niemalże się je połyka. Nie oznacza to jednak, że to dobra literatura. „Kod Leonarda da Vinci”, „Anioły i demony”, „Zaginiony symbol” to jedynie poprawnie napisane czytadła, które nie zapadają w pamięć i rażą schematycznością.

Robert Langdon zostaje wezwany do Waszyngtonu, by wygłosić odczyt w Kapitolu. Okazuje się jednak, że został zwabiony w pułapkę. W sali, w której miało się odbyć przemówienie, Robert znajduje odciętą dłoń, na której wymalowano tajemnicze symbole. Domyśla się, że dłoń należy do jego przyjaciela – Petera Solomona, znanego masona. Aby ocalić życie Solomona, Langdon musi wskazać miejsce ukrycia starożytnego portalu, największej tajemnicy masońskiej. W rozwiązaniu zagadki pomaga bohaterowi piękna pani fizyk, prowadząca przełomowe dla ludzkości badania. Kobieta jest jednocześnie siostrą Solomona. Żeby ulubiony znawca symboli nie miał zbyt łatwo, do sprawy miesza się CIA, a na każdym kroku czyhają pułapki.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Rozstanie/Jodaeiye Nader az Simin

„Rozstanie” w reżyserii Asghara Farhadiego to tegoroczny laureat Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Musiałam zobaczyć film, który pokonał „W ciemności” Agnieszki Holland i o którym reżyserka powiedziała, że „wygrał najlepszy”. Czy mi się podobało? Tak. Ale bez zachwytu.

Naader i Simin właśnie się rozstają. Ona uważa, że w ojczyźnie nie ma przyszłości i chce wyjechać za granicę. On nie chce zostawić chorego ojca i jest zbyt dumny, by poprosić żonę, by została. Simin wyprowadza się, a Naader zatrudnia opiekunkę do staruszka – kobietę imieniem Razieh, żarliwie wierzącą Muzułmankę. Razieh boi się powiedzieć mężowi, że pracuje, a pracodawcy, że jest w ciąży. Jest przemęczona i zdarza jej się zaniedbać opiekę nad chorym. Zachowanie kobiety wywołała konflikt pomiędzy rodzinami, należącymi do różnych klas społecznych. 

            Naader i Simin należą do klasy średniej, nie są zbyt religijni, rozstają się w cywilizowany sposób i są nowocześni w porównaniu do Razieh i jej męża Hodjata. Druga para, należącą do niższej klasy społeczeństwa, przysięgę na Koran uważa za ważniejszą niż życie, a jej poglądy są głęboko zakorzenione w kulturze Iranu. Konfrontacja ludzi, wyznających tak różne systemy wartości nie może skończyć się dobrze. Bohaterowie są uwikłani w religię, kulturę, wreszcie w klasę społeczną, z której się wywodzą. Kłamią, bo się wstydzą lub boją. Jedno kłamstwo pociąga za sobą kolejne, nieuchronnie prowadzące do katastrofy. Każda z postaci jest tak wiarygodna w tym, co mówi, że widz nie wie do końca, jak to było. Gdy na jaw wychodzą nowe fakty, zmienia się i nasze myślenie. Nie wiemy już, kto mówi prawdę, a kto oszukuje. Mimowolnie oceniamy działania bohaterów i szukamy winnego, którego jednak trudno znaleźć, ponieważ Naader i Rasieh tkwią w matni kłamstw, z której nie ma już wyjścia. Powiedzenie prawdy jest bardziej niemoralne niż kolejne kłamstwa. Zachowanie bohaterów w dużej mierze motywowane jest kulturą, w jakiej się wychowali. 

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

„Pan Am” – a mnie się nawet podobało


Serial był reklamowany jako drugie „Mad Men” i oczywiście nawet nie zbliżył się do poziomu tego najlepszego serialu dramatycznego ostatnich lat, nie wykreował też bohatera/ki na miarę Dona Drapera. Idąc tą drogą „Pan Am” można tylko szkalować, ale można też przyjąć inny punkt widzenia i zobaczyć w tym serialu czystą rozrywkę, taki odmóżdżacz, który dobrze się ogląda do obiadu. I na tym polu „Pan Am” wypada bardzo dobrze.

            Linie lotnicze Pan American World Airways działały w latach 1927-1991 i stały się znane z pięknych i wykształconych stewardess oraz doskonałych pilotów. Do tego, co najlepsze w Pan Am nawiązuje serial. Mamy więc stewardessy, które zostały starannie wybrane spośród milionów chętnych dziewcząt. Latanie z Pan Am jest bowiem nie tylko zaszczytem dla pasażerów, ale też dla załogi. W serialu mamy 4 główne postacie kobiece: Colette, Laurę, Maggie i Kate. Każda z nich jest inna, wszystkie jednak łączy nie tylko praca, ale i przyjaźń. I tak Maggie jest pyskata i sprytna, Colette subtelna i wyrafinowana, Laura dopiero, co uciekła sprzed ołtarza i nie wie jeszcze, kim jest, natomiast Kate zostaje zauważona przez CIA i zostaje szpiegiem. Oczywiście, co to byłby za lot bez pilotów. A ci w „Pan Am” są nie dość, że najlepsi w swoim fachu, to jeszcze przystojni.