Luty, podobnie jak
styczeń, upłynął mi pod znakiem Oscarów. Wiele czasu spędziłam oglądając nominowane
produkcje i cieszę się, że miałam taką motywację, by porzucić na chwilę
seriale, które ostatnio bardzo mocno mnie pochłaniają. Cieszę się też, że już
po Oscarach, bo mam ochotę w końcu zacząć nadrabiać zaległości w starym kinie i
mam nadzieję, że w marcu uda mi się obejrzeć przynajmniej dwa filmy, nakręcone
przed rokiem 1990.
Z niecierpliwością
czekam na wiosnę i moje urodziny, a tymczasem zapraszam na zapoznanie się z
sierotkami:
książkowymi:
„Poza
ciszą” Jonathan Carroll: autor, który przyzwyczaił mnie do
tworzenia świetnej, lekkostrawnej mieszanki rzeczywistości z magicznością, tym
razem nieco zawodzi. Z żalem muszę przyznać, że „Poza ciszą” byłoby o wiele
lepszą lekturą, gdyby w ogóle pozbawić ją metafizyczności. Carrollowi nieco
sypią się koncepcje i nie do końca można zrozumieć, co właściwie chciał
przekazać. 2/3 książki to kawał dobrej, psychologicznej lektury, którą psuje
1/3 wymyślnych teorii. Jestem zdziwiona, bo to niepozorne wkraczanie
magiczności w prozę życia było, jak dotąd, moją ulubioną cechą pisarstwa
Carrolla, tą , a za którą cenię go i lubię. W tym wypadku jednak popsuło odbiór
książki i zwyczajnie irytowało.
Ocena: 5,5/10.
„Romans
po włosku” Annalisa Fiore: jedyne, co mogę pochwalić w tej
książce to okładka, która jest bardzo klimatyczna i całkowicie mnie zauroczyła.
Niestety fabuła i styl autorki są fatalne. Myślałam, że to będzie coś więcej
niż zwykłe romansidło, bo opis sugeruje, że można się spodziewać unikalnego
obrazu Polski po transformacji ustrojowej. Oczywiście Annalisa Fiore (a tak
naprawdę Anna Kłosowska) przytacza liczne ważne zdarzenia historyczne, ale ich
połączenie z fikcją literacką jest co najmniej ciężkostrawne. Autorka zdaje się
na siłę wpychać między kolejne dialogi jak najwięcej faktów, a robi to tak
nieumiejętnie, że przez chwilę znienawidziłam historię własnego kraju.
Reasumując: jedno z najgorszych czytadeł, jakie dane mi było czytać. Czuję, że
„Romans po włosku” ma poważne szanse stać się najgorszą książką roku 2013.
Ocena: 2/10 (za okładkę).