No i końca dobiega
kolejny miesiąc. Czas mi płynie jak szalony w tym 2013 roku…
Majówkowa wyprawa do Budapesztu i Bratysławy dodała mi energii, i przysporzyła dużo radości.
Niestety akumulatory już pomału się rozładowują i ostatnio ciągle jestem
zmęczona, i podenerwowana. Do tego dobija mnie ten ciągły deszcz i z
utęsknieniem czekam na słońce, ciepło i błękitne niebo… Jedyne, co ostatnio
więc zajmuję mój umysł to planowanie wakacji, na które, co prawda, już wzięłam sobie
urlop, ale nie jestem pewna, czy go dostanę… W każdym razie jestem dobrej myśli :)
Wyjątkowo przesyłam Wam
piosenkę, którą na pewno świetnie znacie, a której ostatnio ciągle słucham, bo
przypomina mi o tym, co w życiu ważne:
No i pora na sierotki:
książkowe:
„W
krainie białych obłoków” Sarah Lark: saga rodzinna to jeden
z niewielu gatunków, do których w ogóle nie trzeba mnie namawiać, dlatego po
prostu nie mogłam nie sięgnąć po tę powieść, zwłaszcza, że wiele osób bardzo ją
zachwalało. Umieszczenie akcji w pięknej scenerii Nowej Zelandii okazało się
być strzałem w dziesiątkę i dodało historii świeżości, i barw. Z dużą
ciekawością czytałam o kulturze Maorysów, tworzeniu nowej angielskiej
społeczności w Nowej Zelandii, poszukiwaniu złota, a nawet hodowli owiec. Także
główne bohaterki – Gwyneira i Helen, choć tak różne okazały się być
intrygującymi postaciami i kobietami z krwi i kości. Niestety odbiór lektury
nieco popsuł mi naiwny język autorki, a także nieco dziwne i dość mało
prawdopodobne zbiegi okoliczności. Mimo kilku mankamentów książka podobała mi
się, choć nie jestem pewna, czy sięgnęłabym po nią drugi raz. Ocena: 6,5/10.