czwartek, 18 lipca 2013

„Trafny wybór” J.K. Rowling, czyli książka, którą musiałam przeczytać



„Wybór niesie za sobą ryzyko: podejmując decyzję, trzeba porzucić wszystkie inne możliwości”.

Na początek będę się czepiać. Tytuł. Polski. Fatalny! Do takiego wniosku doszłam w trakcie lektury. Bo czyż nie bardziej adekwatnie do treści byłoby dosłownie przetłumaczyć tytuł oryginału? „Tymczasowy wakat” brzmi, jak dla mnie, całkiem dobrze. Może nie  jest to tytuł trafny marketingowo, ale przecież nowa książka autorki Harry’ego Pottera wcale nie potrzebuje reklamy. Ba, śmiem twierdzić, że ta historia i bez nazwiska Rowling, by się obroniła, choć jej sukces zapewne nie byłby równie spektakularny.

Do opowieści o małych miasteczkach mam ogromny sentyment. Lubię ten specyficzny klimat, to, że dokładnie wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą, że jedno zwyczajne zdarzenie może zburzyć od lat budowany porządek. Z takich historii zawsze można zrobić coś fajnego, a gdy do akcji wkracza Rowling po prostu musi być dobrze. Ta kobieta ma niesamowity talent gawędziarski, świetne pomysły i ogromną odwagę. Jestem przekonana, że krytycy by ją zjedli, gdyby jej najnowsza powieść okazała się klapą. A jednak mając na sobie piętno Harry’ego Pottera, Rowling bierze pióro do ręki i pisze. Pisze i zadziwia! „Trafny wybór” wciąga, intryguje i niepokoi, a autorka pokazuje, że poza wspaniałą wyobraźnią, posiada też cięty język. Rowling potrafi!

poniedziałek, 15 lipca 2013

„Żona piekarza” Marcel Pagnol i wyniki Wakacyjnego Konkursu



Marcel Pagnol ma dar opowiadania prostych i ciepłych historii, czego idealnym przykładem jest „Żona piekarza”. Nie jest to typowa powieść, ale raczej scenariusz filmowy, wydany w formie książki. Dialogi przeplatają się z didaskaliami, których jednak nie jest zbyt wiele. Pomimo tego, że jest to krótka opowieść, autorowi udało się stworzyć wyraziste postaci i przedstawić sytuację, panującą w pewnej małej prowansalskiej wiosce.

Historia rozpoczyna się w momencie przybycia nowego piekarza, który szybko zyskuje sympatię mieszkańców, wypiekając pyszne pieczywo. Stary piekarz ma jednak jeden problem: młodą i piękną żonę, która szybko nawiązuje romans z przystojnym pasterzem i odchodzi od męża. Nasz załamany i nieco naiwny bohater postanawia, że chleba nie będzię, dopóki żona nie wróci do domu. Mieszkańcy wioski, niezadowoleni z zaistniałej sytuacji, wyruszają na poszukiwania piekarzowej, które wcale nie będą takie łatwe, zważywszy na to, że niektóre rodziny są ze sobą skłócone od wielu pokoleń i nawet proboszcz z nauczycielem nie potrafią się dogadać.

„Och, to dawna historia. Mój ojciec gniewał się z jego ojcem. A dziadek jeszcze z jego dziadkiem. I już nasi dziadkowie nie wiedzieli dlaczego, bo to jeszcze dawniejsza sprawa. Sam pan widzi, że to musiało być coś poważnego. Jakiś ważny powód.”

piątek, 12 lipca 2013

Schmidt/About Schmidt



66-letni Warren Schmidt, agent ubezpieczeniowy i wiceprezes dużej firmy, właśnie przechodzi na emeryturę, co bardzo mu się nie podoba. Mężczyzna czuje się niepotrzebny i rozżalony, że jego posadę otrzymał młody, niedouczony gówniarz. Poza tym żona, z którą spędził 42 lata zaczyna go denerwować, a córka zaręcza się z mężczyzną, którego nie znosi. Zdesperowany i nieszczęśliwy staje się opiekunem chłopca z Tanzanii, któremu, co miesiąc wysyła 22 dolary, a wraz z nimi list, w którym opisuje swoje uczucia i zawiedzione nadzieje. Emerytura stanie się dla Warrena okazją do wejrzenia w głąb siebie i zrobienia rozrachunku z życiem.

„Schmidt” to smutna i skłaniająca do refleksji opowieść o starzejącym się człowieku, zmagającym się z samotnością i wewnętrzną pustką. Bohater z rozrzewnieniem opowiada o swoich planach i marzeniach z czasów młodości. Warren sądził, że będzie kimś wyjątkowym, po kim zostanie jakiś ślad w historii. Tak się jednak nie stało. Mężczyzna uświadamia sobie także, że, gdy umrą wszyscy, którzy go znali, nikt nie będzie o nim pamiętał. Zniknie na zawsze, jakby nigdy nie istniał. Po co więc żyć, skoro i tak się umrze? Reżyser, Alexander Payne, nie daje swojemu bohaterowi ukojenia, nie ma też szczęśliwego zakończenia. Film jest do bólu prawdziwy i skłania do refleksji, zwłaszcza zakończenie. Może i nie każdy z nas zbuduje Wieżę Eiffla czy zostanie prezydentem, ale można uratować, odmienić ludzkie życie, robiąc naprawdę niewiele.

środa, 10 lipca 2013

Z tęsknoty za tajemnicą: „Milczący zamek” Kate Morton



Jako mała dziewczynka namiętnie oglądałam bajki Walta Disneya i zachwycałam się tym pięknym zamkiem, który zawsze pojawiał się przed seansem. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że jego twórcy inspirowali się Zamkiem Neuschwanstein w Bawarii. Od zawsze chciałam tam pojechać i zobaczyć miejsce moich marzeń, od zawsze tęskniłam za jego obszernymi komnatami i wyobrażałam sobie, że zostaję zaproszona na przyjęcie, wkładam balową suknię i wyruszam na spotkanie z tajemnicą i magią. Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie z takiej romantycznej tęsknoty za zamkiem powstała powieść Kate Morton.

„Każdy dom jest czymś więcej niż sumą swych materialnych części, jest skarbnicą wspomnień, archiwum zdarzeń, które rozegrały się w jego murach.”

Mury Milderhurst od kilku pokoleń chronią sekrety rodu Blythe’ów. Milczą, ale pamiętają wszystkie zdarzenia, zarówno te bardziej jak i mniej szczęśliwe. Bezgłośnie szepczą o trzech siostrach i ich ojcu, wielkim pisarzu, który oszalał, szeptczą o genezie „Prawdziwej historii Człowieka z Błota” i związanej z nią tragedii, a także o miłości i rozczarowaniu, i małej ewakuantce, przyjętej z bombardowanego Londynu.

50 lat później, Londyn. Meredith Burchill otrzymuje zaginiony w czasie II Wojny Światowej list. Widok poruszonej matki nie uchodzi uwadze jej córki – Edith, redaktor naczelnej w wydawnictwie Billing&Brown. Zaintrygowana kobieta udaje się do Milderhurst i odkrywa, że siostry Blythe nadal żyją, choć zapomniane i odizolowane od świata… Edith trafia na ślad kryjącej się w opuszczonym zamczysku tajemnicy, mającej niemały związek z jej ukochaną książką – „Prawdziwą historią Człowieka z Błota” Raymonda Blythe’a.

niedziela, 7 lipca 2013

A na obiad mały dramacik!


czyli co oglądam do kotleta, część pierwsza
 
Po serialowym śniadaniu, które zjedliście ze mną przeszło rok temu, przyszła pora na obiad. Jeśli jesteście, więc ciekawi, jakie seriale oglądam z widelcem w ręku, zapraszam do czytania.

Do obiadów wybieram zawsze seriale dramatyczne bądź kostiumowe/historyczne. Dziś będzie o tej pierwszej kategorii.

I tak zauważyłam, że najlepiej mi się je tego przysłowiowego kotleta, oglądając m.in.:

„The Good Wife”: czyli prawnicy, rozprawy, gierki polityczne i romanse, a w centrum tego wszystkiego ona, czyli Alicia Florrick. Alicię poznajemy jako kobietę, stojącą murem za mężem, byłym prokuratorem stanu, który stracił stanowisko przez korupcję i sypianie z prostytutką. W Stanach wyborami na prokuratora czy gubernatora obywatele emocjonują się chyba bardziej niż u nas kampanią prezydencką, dlatego wokół rodziny Florricków narasta medialny szum. Alicia, by jakoś poradzić sobie z narastającą presją, wraca po latach do pracy jako prawniczka, a firmą w której znajduje zatrudnienie jest Lockhart & Gardner. Tak się składa, że Will Gardner to dawna miłość Alicii, dlatego od początku między obojgiem można wyczuć napięcie. Nie to jednak w „The Good Wife” jest najciekawsze! Najlepiej wcina mi się, gdy na ekranie pojawia się Eli Gold, który zajmuję się kampaniami politycznymi Petera Florricka. Jak ja uwielbiam te polityczne zagrywki, coś pięknego! Do tego ciekawy tematy prawnicze, emocjonujące rozprawy i gierki między bohaterami, o tak, przy tym serialu je mi się obiad obecnie najlepiej!

sobota, 6 lipca 2013

Pani Henderson/Mrs. Henderson Presents



Co może zrobić ze sobą 70-letnia wdowa? Zając się szydełkowaniem, czytaniem książek, dobroczynnością? A może by tak kupić teatr? Znudzonej pani Henderson wydaje się to być znakomitym pomysłem.

Podczas jednej z przejażdżek po Londynie, w 1930 roku, Laura Henderson zobaczyła potencjał w podupadającym Pałacu de Luxe, który niezwłocznie kupiła i postanowiła przekształcić w teatr – Windmill. A jako, że na biznesie zbytnio się nie znała, zatrudniła znanego impresario Viviana van Damma, z którego pomocą udało jej się zrewolucjonizować londyński światek artystyczny. Wystawiane w Windmill Theatre rewiodewile były inspirowane pokazami tanecznymi w Moulin Rouge i Folies Bergeres. Jako, że angielska obyczajowość nie była jednak tak swobodna jak francuska, Henderson i van Damm mieli za zadanie nie tylko przyciągnąć widza, ale też znaleźć sposób na cenzurę. I tak wpadli na pomysł urozmaicenia spektakli odrobiną golizny, tworząc z nagich modelek nieruchome tło dla właściwego show. Tymczasem wybucha II Wojna Światowa, a władze zamykają wszystkie publiczne placówki…

czwartek, 4 lipca 2013

„Niewinny” Harlan Coben, czyli było dobrze, ale...



„Szczęście jest tak delikatne, tak nietrwałe, że może je zniszczyć byle podmuch. Lub dzwonek telefonu.”

Nie jestem do końca pewna, czy zaczynanie przygody z nowym pisarzem od książki, powszechnie uznawanej za najlepszą w jego twórczości, było dobrym pomysłem. Bogaty dorobek Harlana Cobena skłonił mnie jednak to pójścia na łatwiznę. I tak pewnego letniego wieczoru wygodnie rozsiadłam się na łóżku i zaczęłam czytać „Niewinnego”. 3 godziny później zrobiła się noc, a ja za nic nie chciałam odłożyć książki. „Jeszcze tylko jeden rozdział”, „No nie, nie zasnę, jak nie zobaczę, co będzie dalej” – wszyscy znacie te wspaniałe czytelnicze chwile, kiedy książka wciąga do tego stopnia, że zapomina się o całym świecie, nawet o tym, że o 7 trzeba wstać i iść do pracy…

„Niewinny” opowiada historię Matta Huntera, który pomału układa sobie życia po wyjściu z więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci. Dzięki pomocy brata udaje mu się znaleźć pracę, poznaje też piękną Olivię, z którą wkrótce bierze ślub. Szczęście Matta przerywa jednak filmik, nakręcony telefonem komórkowym żony, na którym widać ją z innym mężczyzną w pokoju hotelowym. Tymczasem zostaje zamordowana zakonnica, a wszystkie tropy prowadzą do domu Hunterów. Przeszłość zaczyna wracać w najmniej oczekiwanym momencie, a Matt i Oliwia mają przekonać się na własnej skórze, że sekrety zawsze wychodzą na jaw, a przed popełnionymi grzechami nie ma ucieczki.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Powroty literackie: „Marina” Carlos Ruiz Zafon



„Zawsze sądziłem, że stare dworce kolejowe były nielicznymi magicznymi miejscami, jakie pozostały jeszcze na świecie. Unosiły się na ich wspomnienia dawnych pożegnań, rozstań, początków dalekich podróży, z których nie było już powrotu."

„Marina” to książka w twórczości Zafona wyjątkowa z dwóch powodów: po pierwsze zamyka cykl powieści młodzieżowych, po drugie sam autor ma do niej szczególny sentyment, o czym pisze w przedmowie. Przeczytawszy po raz drugi tę wspaniałą powieść, nie mogę wyjść z podziwu nad stylem i wyobraźnią autora. Sobie i innym wiernym fanom twórczości Hiszpana życzę jeszcze wielu tak porywających i emocjonujących książek.

Lata 80., Barcelona. Nastoletni Oscar Drai przemierza samotnie ulice miasta. Podczas jednej z takich wypraw spotyka na swojej drodze fascynującą dziewczynkę – Marinę, która podobnie jak on lubi tajemnice. Zaciekawieni zagadkową postacią kobiety w czerni, postanawiają ją śledzić i tym samym natrafiają na ślad wstrząsającej historii, o której Barcelona już dawno zapomniała, a która wcale jeszcze się nie zakończyła.