poniedziałek, 30 grudnia 2013

Podsumowanie roku 2013!



Jak na dobrego organizatora przystało, zebrałam do kupy podsumowania miesiąca i stworzyłam dla Was podsumowanie roku 2013, które już tradycyjnie będzie podzielone na część książkową, filmową i serialową. Tuż za wyborami kulturalnymi znajdziecie rozliczenie z postanowieniami noworocznymi na mijający rok i plany na nadchodzący Nowy Rok 2014! Zapraszam serdecznie!

2013, jaki byłeś dla mnie?
W gruncie rzeczy dobry, a pod pewnymi względami nawet bardzo dobry.
I za to Ci jeszcze podziękuję...


A jak to było w kulturze?

NAJLEPSZE FILMY:

Obejrzałam 145 filmów. Wybranie tylko trzech okazało się niemożliwe, wybranie pięciu trudne, ale podjęłam wyzwanie, a moje wybory możecie oglądać powyżej. Chciałabym też wyróżnić „Django” i „Kapitana Phillipsa”, które choć poza podium, muszę wspomnieć, choć w tym miejscu.

Filmowe dno roku: ostatnia część „Zmierzchu” i tu zacytuje fragment z moich sierotek:
I tak jak poprzednich trzech części, tak i mój seans ostatniej wyglądał podobnie: ataki śmiechu, przerywane pukaniem się w głowę i słowami „what the f***?!”. Obejrzałam i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że saga „Zmierzch” to według mnie dno i pięć metrów mułu. Fabularnie i aktorsko. Aha i bardzo cieszę się ze wszystkich Złotych Malin, jakimi hojnie obsypano ten film.”

niedziela, 29 grudnia 2013

Grudniowe sierotki



Koniec grudnia, najbardziej magicznego miesiąca... 

Nieuchronnie zbliża się czas nie tyle miesięcznych, co rocznych podsumowań, snucia planów na przyszłość i porównywania tych sprzed roku z tym, co udało się osiągnąć. To wszystko i jeszcze więcej już w następnym poście, a tymczasem zapraszam na podsumowanie grudnia i sierotki! :) :) :)

Książkowe:

„Zapomniany ogród" Kate Morton: mam słabość do opowieści takich jak ta: tajemnice, rodzinne sekrety, poszukiwanie własnego ja, do tego czasy, które już dawno minęły, a które bardzo chciałabym poznać. Kate Morton oczarowała mnie swoim „Domem w Riverton", nie zawiodła „Milczącym zamkiem", tak zachwalany „Zapomniany ogród" okazał się być jednak przyjemną, acz zwyczajną lekturą. Zabrakło magii, czegoś, co pozwoliłoby mi „wyłączyć się" i bez reszty przeniknąć w opisywany świat. Nie wiem, czy to przesyt u mnie takimi historiami, czy też po „Domu w Riverton" żadna inna książka Kate Morton nie jest w stanie mnie powalić na kolana, ale nie czuję się zachwycona lekturą. Owszem była cudowna atmosfera XIX-wieku, wędrówki po tajemniczym ogrodzie, baśniowa autorka książek i straszna rodzinna tajemnica, ale to wszystko razem wydało mi się takie oczywiste i banalne... Nie jest to jednak zła książka, wręcz przeciwnie wciągająca i ciekawa, brakuje jej jednak tego nieokreślonego czegoś, co sprawia, że czytelnik zapomina o otaczającym świecie i chce tylko czytać, czytać i czytać... Ocena: 7/10.

„Życie jest gdzie indziej" Milan Kundera: 2012 był moim rokiem z Milanem Kunderą, bo przeczytałam wtedy aż 5 jego książek i zakochałam się bez reszty w jego twórczości. Potem przyszedł 2013, przeleciał nie wiadomo kiedy, nastał grudzień, a ja ze strachem uświadomiłam sobie, że nic Kundery nie czytałam jeszcze! Pobiegłam więc do biblioteki,  a w niej wygrzebałam stary i bardzo zniszczony egzemplarz tej oto książki, a potem zaczęły się chwile, godziny niezwykłe. Przypadki poety Jaromila. wychowanego pod kloszem, kochanego zbyt mocno, zafascynowały mnie od pierwszej strony. Jak poradzić sobie w świecie, gdy nie wie się niczego? Kundera stawia śmiałą tezę, że poeta musi mieć zaborczą matkę i tę tezę udowadnia... Poza tym, jak zawsze, dotyka tematu komunizmu i jego oddziaływania na życie szaraczków. Nie jest to może powieść na miarę „Nieznośnej lekkości bytu", ale i tak warto. Po Kunderę zresztą zawsze warto sięgnąć. Ocena: 8/10.

piątek, 27 grudnia 2013

„Pod Kopułą" Stephen King, czyli zmarnowany potencjał



To mogła być wielka powieść. Taka, po której zakończeniu, jeszcze długo nie można by dojść do siebie, wyrzucić z siebie tej opowieści. Tak się jednak nie stało.

Rewelacyjny pomysł i wielki Stephen King nie wystarczyli, by udźwignąć tę historię i uczynić ją niezapomnianą i ponadczasową. A zapowiadało się tak dobrze...


Chester's Mill to jedno z wielu małych miasteczek w Stanach Zjednoczonych. Jest to miejsce na mapie, jakich wiele, pozornie niewyróżniające się niczym szczególnym. Taki był też dzień, w którym pojawiła się tajemnicza kopuła, idealnie dopasowana do granic miasteczka. I wtedy zmieniło się wszystko.


Ludzie, którzy dotąd żyli beztrosko i spokojnie, nagle zostali odcięci od świata. Przerażeni, pełni niezorumienia dla tego, co właściwie się dzieje, szukają wsparcia u policji i przedstawicieli lokalnej władzy. To, co wcześniej można było nazwać demokracją, bardzo szybko przeistacza się w silne rządy jednej osoby - Dużego Jima, który całkowicie podporządkowuje sobie miejsowego komendanta, rozpoczynając krwawy terror. Każdy, kto odważy mu się przeciwstawić, staje się publicznym wrogiem. Dale Barbara, były wojskowy, Julia Shumway, redaktorka miejscowej gazety, Jo McClatchey, utalentowany trzynastolatek, Eric Everett, asystent medyczny - to osoby, które wierzą, że znają powód powstania kopuły i za wszelką cenę starają się zniszczyć osobę odpowiedzialną za jej powstanie. Jak, w tym całym rozgardiaszu, odnajdzie się zwykły obywatel?  Czy tajemnicza kopuła całkowicie pozbawi mieszkańców Chester's Mill człowieczeństwa i godności?

środa, 25 grudnia 2013

Czytam Jeżycjadę: „Kwiat kalafiora”, „Ida sierpniowa"




„Całe dobro - pomyślała - jakie nas otacza, to właśnie suma pojedynczych odpowiedzi na radosne sygnały dobrych ludzi. Ale te sygnały wysyła każdy z nas. Dobre sygnały. I złe. A im więcej wysyłamy tych dobrych, tym większe szansę, że ludzie odpowiedzą nam tym samym”.

Przed rozpoczęciem czytania Jeżycjady dużo słyszałam, jakie to świetne są książki, w których występuje rodzina Borejków. Naturalne jest więc, że nie mogłam doczekać się lektury „Kwiatu kalafiora” i „Idy sierpniowej", czy pierwszych części, w której owa zakręcona familia występuje. Fanfarów jednak nie było. Owszem, śmiałam się w głos, dziwiłam z absurdów PRLu i czytałam z szczerą ciekawością. Nie było jednak uczucia ekscytacji. Nie bawiłam się też równie dobrze jak w przypadku dwóch poprzednich części. Poza tym żadna z Borejkówien nie umywa się do rezolutnej Anielki Kowalik.

Akcja „Kwiatu kalafiora" obejmuje 1 miesiąc i rozpoczyna się w Sylwestra roku 1977. Nowy Rok dla Borejków nie rozpoczyna się zbyt dobrze: mama Mila trafia na kilka tygodni do szpitala, a trzema młodszymi siostrami i nieporadnym ojcem musi zając się dorastająca Gabrysia. Dziewczynie jest ciężko, bo nie dość, że nie potrafi zbytnio gotować, to jeszcze, jak na złość, siostrzyczki zapadają jednocześnie na ospę wietrzną, a tata Borejko, choć jest obeznany w literaturze i zna mnóstwo łacińskich cytatów, ma dwie lewe ręce do roboty. Sytuacji nie ułatwia też pani Szczepańska, która bacznie obserwuje każdy ruch sąsiadów, co zresztą prowadzi do przekomicznych sytuacji. Z kolei główną bohaterką czwartej części Jeżycjady jest młodsza siostra Gabryni, Ida. Dziewczyna ucieka z rodzinnych wakacji pod namiotem i zatrudnia się jako dama do towarzystwa u pewnego staruszka. Zanim pozostali członkowie familii Borejków wrócą do domu, Ida narobi trochę zamieszania i uratuje życie młodzieńcu cudnej urody.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Obejrzane przedświątecznie: „Ekspres polarny" i „Opowieść wigilijna"

Czy wierzycie jeszcze w Świętego Mikołaja? Ja przestałam, gdy miałam mniej więcej 5-6 lat. Ten starszy jegomość, ubrany w czerwony kubraczek, nie jest mi jednak potrzebny, by poczuć magię świąt. Wystarczy bliskość kochanych osób, choinka, ciacho i filmy, które umilą czas.

W tym roku na dzień przed Gwiazdką włączyłam dwie animacje, które łączy coś więcej niż reżyser - Robert Zemeckis. Obie opowiadają o utracie radości z świąt. No dobra, przesłanie „Opowieści wigilijnej" jest o wiele bardziej złożone, ale zarówno Chris, jak i Ebenezer mają ze sobą i coś wspólnego. Pierwszy dopiero przestał wierzyć w Świętego Mikołaja i w zasadzie nie wiemy, jaką stałby się osobą, gdyby Ekspres Polarny po niego nie przyjechał i przestałby słyszeć magiczny dzwonek; drugi jest już zgorzkniałym starcem, który w którymś momencie swojego życia, wybrał karierę i pieniądze zamiast miłości i marzeń. Obydwaj dostają szansę.


Chris wsiada do Ekspresu Polarnego i pędzi na Biegun Północny, by spotkać Świętego Mikołaja i zobaczyć elfy. Do Scrooge'a przychodzą trzy duchy, które pokazują mu jego przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.Tylko od niego zależy, czy zmieni się i uniknie strasznej śmierci w samotności.

Oczywiście „Opowieść wigilijna" jest o wiele bardziej mroczna niż „Ekspres polarny", który pozostaje dobrze opowiedzianą baśnią dla dużych i małych dzieci. Zdjęcia Bieguna Północnego wprawiają w zachwyt, a na ten przeogromny wór z prezentami miałam ochotę natychmiast się rzucić :) Magiczna jest scena, w której pojawia się wreszcie Święty Mikołaj i odjeżdżą saniami, ciągniętymi przez renifery :)


Która z tych historii sprawiła mi więc więcej frajdy? Odpowiedź może być tylko jedna... Jaka? Wyczytajcie

między wierszami :)

Jeszcze raz Wesołych Świąt i obyście zawsze słyszeli magiczny dzwoneczek :):):)

sobota, 21 grudnia 2013

Święta z Frankiem i Michaelem


Święta, święta! Idą święta!

Może nie będą białe, ale ale...

Choinka pięknie przystrojona stoi i pachnie tak świątecznie...
Już wszystko naszykowane do pieczenia babeczek!
Prezenty prawie wszystkie już są i można myśleć, co słodkiego do nich dodać :)

Jarmark Bożonarodzeniowy na wrocławskim rynku - w tym roku piękniejszy niż kiedykolwiek!
Magiczny, radosny, pachnący! Uwielbiam po prostu!

A gdy wieczór nadchodzi, siadam spokojnie, z kubkiem herbaty w ręku i włączam dwóch Panów, których muzykę kocham całym sercem!

Bo Frank i Michael są dobrym wyborem na każdą okazję. Na święta, Sylwestra, urodziny, rocznicę, chandrę, radość i śmiech!

Więc ja wraz z nimi marzę o białych świętach...


niedziela, 15 grudnia 2013

Klub Dyskusyjny/The Great Debaters


Dopiero, co opowiadałam Wam o rasizmie poprzez historię słynnego baseballisty - Jackiego Robinsona, a dziś znów wracam do tej tematyki. Całkiem przypadkiem trafiłam na recenzję „Klubu Dyskusyjnego" i tak mnie ona porwała, że niemalże natychmiast zabrałam się za oglądanie. I było warto. Bo to film wielki i ważny, do tego opowiadający prawdziwą historię (oczywiście troszkę ubarwioną, by przeciętnemu widzowi lepiej się to oglądało). 

Abstrahując od tematu, jak tak patrzę na nominacje do Oscara w 2008 roku, to nuż mi się w kieszeni otwiera. „Klub dyskusyjny" oczywiście bez nominacji, za to „Juno", film, który, owszem jest dobry, ale tylko i aż tyle, tak. Komisjo, co to ma być? Oscary naprawdę przestają być wyznacznikiem czegokolwiek. Przykre, ale prawdziwe. Cieszy za to nominacja do Złotego Globu, tak być powinno :)


Ten film po prostu nie mógł się nie udać: reżyserem jest Denzel Washington, główną rolę również gra Denzel Washington, a sama historia była tak dobrym materiałem, że po prostu nie można było tego spieprzyć. 


W latach 30. ubiegłego wieku Amerykę trawił rasizm. Biali bez powodu znęcali się nad Czarnymi bądź szukali jakiegokolwiek pretekstu, by ich zlinczować. W jednej ze scen filmu bohaterowie jadą w nocy samochodem, ich podróż zostaje jednak gwałtownie przerwana przez zbiegowisko wściekłych Białych, którzy wieszają i podpalają jakiegoś Murzyna. Co zrobił ten człowiek? Ukradł coś? Zabił kogoś? Czy po prostu był Czarny? W tamtych czasach to było, aż nadto, by porządnie oberwać. Co robią nasi bohaterowie? Młodzi się buntują, Henry chce ruszyć na pomoc, profesor Tolson wie jednak, że nie mają szans. Zawracają. Przepełnieni wstydem, upokorzeni, uciekają. Czy mogli jednak postąpić inaczej?


czwartek, 12 grudnia 2013

42 - Prawdziwa historia amerykańskiej legendy/42



Nie tylko nie jestem fanką baseballu, ale nawet nie znam zasad tej gry. Nie przeszkodziło mi to jednak w obejrzeniu „42”, biograficznego filmu o pierwszym czarnoskórym, który zagrał w Major League Baseball.



Jackiego Robinsona twórcy przedstawiają jako buntownika, niegodzącego się na segregację rasową. Akcja filmu rozpoczyna się zaraz po II Wojnie Światowej, kiedy to w Stanach Murzyni nadal byli uznawani za gorszych, nie mieli wstępów do hoteli i musieli korzystać z osobnych toalet (jeśli takowe były oczywiście). Problematykę tę doskonale znamy m.in. ze „Służących” i „Zabić drozda”, czy zatem warto obejrzeć „42”? Moja odpowiedź musi być twierdząca. Film w reżyserii Briana Helgelanda („Rzeka tajemnic”, „Robin Hood”) to kawał dobrego kina, nie tylko poruszającego jedną z bardziej wstydliwych plam w historii Ameryki, ale jednocześnie będącego świetną rozrywką.

Jestem zdania, że Amerykanie kręcą bardzo dobre filmy biograficzne, które potrafią zainteresować nawet widza, który nigdy nie słyszał o bohaterze lub niezbyt go on interesuje. I tak też jest w przypadku „42”. Każdy fan baseballu pewnie puknie się w głowę, gdy napiszę, że nie słyszałam o Jackim Robinsonie, a i sama gra jest dla mnie mało ciekawa. W pamięci mam gimnazjalne gry w popularnego „palanta” i moją konsternację, gdy nie potrafiłam odbić piłki. Te niezbyt wesołe wspomnienia nie popsuły mi jednak seansu „42”. Od pierwszych minut czułam, że ta historia nie tylko mnie zainteresuje, ale też poruszy. I tak właśnie było.

sobota, 7 grudnia 2013

O upadku monarchii: „Maria Antonina. W Wersalu i Petit Trianon" Juliet Grey


Czy życie Marii Antoniny potoczyłoby się inaczej, gdyby była lepiej przygotowana, wstępując na tron Francji? Wszyscy wiemy, jak kończy się historia jednej z najsłynniejszych królowych Francji, mało kto zna jednak jej podłoże. Z lekcji historii doskonale pamiętam przyczyny wybuchu rewolucji francuskiej: głodny lud, rażący splendor monarchii, ruchy narodowowyzwoleńcze na świecie. Juliet Grey nie pomija oczywiście w swojej powieści tych kwestii, stara się jednak oddać sprawiedliwość Marii Antoninie i Ludwikowi XVI, kreśląc ich portrety psychologiczne i opisując zawiłą sytuację, panującą na królewskim dworze. Przeczytawszy powieść nasuwa mi się jeden prosty wniosek: królewska para stała się ofiarami swoich czasów i była na przegranej pozycji już w chwili wstąpienia na tron Francji.

„W Wersalu i Petit Trianon" to drugi tom trylogii amerykańskiej pisarki Juliet Grey o Marii Antoninie, legandarnej królowej. Zakończenie pierwszej części na przekór historii dawało nadzieję: oto młodziutka para obejmuje tron Francji po śmierci rozrzutnego Ludwika XV. Lud wiwatuje, a Maria Antonina jest powszechnie uwielbiana. Prolog drugiej części nie pozostawia już jednak złudzeń co do tego, jaki wydźwięk będzie miała ta opowieść: wychłostana publicznie hrabina de la Motte krzyczy, że to wszystko wina królowej, a ona jedynie wykonywała rozkazy. Zanim jednak dojdzie do afery naszyjnikowej, która na zawsze podkopie autorytet Marii Antoniny, cofamy się do początków panowania habsburżanki, jej relacji z mężem, poczucia osamotnienia i wyobcowania na królewskim dworze.