środa, 30 kwietnia 2014

Kulturalne migawki #4



Książka:

„Czerwony rower” Antonina Kozłowska: historia czterech nastolatek, które los połączył i na zawsze naznaczył. Beata - szkolna gwiazda, Karolina - córka ubeka, Gośka – poczciwa córka badylarza i ta czwarta – Aneta – wyjątkowo nieurodziwa, szara myszka – wszystkie dziewczyny spotykamy w jakże trudnym okresie, jakim jest dorastanie, tym trudniejszym, jeśli ma miejsce w czasach PRLu. Spotkanie po latach przywraca niechciane wspomnienia, a straszny sekret, łączący przyjaciółki nie daje o sobie zapomnieć. 

Już od pierwszych stron można wyczuć gęstą, duszną atmosferę, która wręcz osacza. Po przeczytaniu kilku zdań już wiedziałam, że zdarzy się coś strasznego, coś, co naznaczy te dziewczyny na całe życie i przez, co nigdy nie pozbędą się poczucia winy. Mocną stroną powieści są doskonałe portrety psychologiczne bohaterek, a także to, że autorka nie ocenia ich zachowania. Relacjonuje to, co się wydarzyło, nie zapominając jednak o bagażu doświadczeń każdej z dziewcząt, środowisku, z jakiego pochodzą i warunków, w jakich się wychowywały. Dzięki temu mamy pełnokrwiste postaci, od których świata i problemów nie sposób się oderwać. „Czerwony rower” czytałam z zapartym tchem. Bałam się przewracać kolejną stronę, a jednocześnie byłam ogromnie ciekawa przed jakimi wyborami Kozłowska postawi jeszcze swoje bohaterki. Smaczku dodaje fakt, że akcja książki dzieje się w czasach komunistycznych, dzięki czemu można na chwilę przenieść się w świat cukru na kartki, dżinsów z bazaru i niepowtarzalnej atmosfery. Ocena: 8,5/10.

czwartek, 24 kwietnia 2014

(Po)świątecznie



Wyjazdowo

Jako, że w tym roku Wielkanoc spędziłam u rodziny M. w lubelskim, jeden dzień udało mi się spędzić na zwiedzaniu regionu, co zaowocowało wycieczką do Zamościa.

Dlaczego akurat tam? Wystarczyło, że dowiedziałam się, że to Włoch zaprojektował układ miasta, a starówka wpisana jest na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i już było postanowione ;)


Po krótkim spacerku ulicami miasta, wypiliśmy kawę na starówce (piernikowa latte, pycha!) i zjedliśmy lody w lokalu o wdzięcznej nazwie „Chocolaterie”.

Zamość można zwiedzić w 2-3 godziny, niestety nie wszystkie zachowane zabytki są w dobrym stanie L

niedziela, 13 kwietnia 2014

Przeczytane ponownie: „Klara i półmrok” Jose Carlos Somoza


Rok 2006. Światem artystycznym rządzi kierunek zwany hiperdramatyzmem, który przejawia się w malowaniu i odpowiednim upozowaniu ludzkiego ciała. Człowiek staje się więc płótnem i każdego dnia przez określony czas wystawia się w galerii bądź domu prywatnego kolekcjonera. Biznes kręci się znakomicie, najwspanialsze żywe obrazy warte są miliony dolarów, a ich twórca Brunon van Tysch zostaje okrzyknięty najgenialniejszym artystą swoich czasów, i porównywany jest do Michała Anioła czy Rembrandta. Dobrą passę hiperdramatyzmu przerywa jednak brutalny mord na „Defloracji”, jednym z obrazów kolekcji „Kwiaty”. Służby bezpieczeństwa wpadają w panikę: wielkimi krokami zbliża się najnowsza wystawa Mistrza, a morderca wygłasza artystyczne manifesty
i prawdopodobnie uderzy ponownie.

„Warto od czasu do czasu stanąć twarzą w twarz z tym, co nam się nie podoba. To, co nam się nie podoba, jest jak uczciwy przyjaciel: mówi prawdę, nawet jeśli nas ona dotyka.”

„Klara i półmrok” to wciągający i mieszający w głowie thriller znakomitego Jose Carlosa Somozy, hiszpańskiego pisarza i psychiatry. Somoza napięcie buduje już od pierwszej strony, od jego powieści tak trudno się oderwać, że jednego wieczoru zapomniałam położyć się spać. Znacie to uczucie, kiedy po prostu musicie wiedzieć, co będzie dalej? W przypadku tej powieści czytelnicze szaleństwo ogarnęło mnie po raz drugi. Po 4 latach wróciłam do „Klary i półmrok” i z radością stwierdziłam, że nadal nie mogę się oderwać, że ta lektura działa jak narkotyk i ogromnie na mnie oddziaływuje – w każdy możliwy sposób. Somoza jest moim mistrzem, o czym Wam już pisałam w recenzjach „Jaskini filozofów”, „Dafne znikającej”, „Klucza do otchłani” i „Przynęty” (choć ta ostatnia jest jego najsłabszą powieścią w ogóle, a nadal pozostaje dobra!).

Co decyduje więc o tym, że czytając Somozę przepadam? Przede wszystkim zagłębinie się w ludzką psychikę, odkrywanie jej najciemniejszych aspektów, przedstawianie bohaterów tak ludzkich i złożonych, jak to tylko w literaturze możliwe. Wyjaśniając postawy swoich postaci, Somoza często odwołuje się do ich dzieciństwa i udowadnia, jak bardzo wpływa ono na to, kim stajemy się później.