sobota, 27 kwietnia 2013

The Edge of Love



„The Edge of Love” to biograficzny film, opowiadający o małżeństwie walijskiego poety Dylana Thomasa z Caitlin MacNamara i ich przyjaźni z piosenkarką Verą Philips. Akcja toczy się w Londynie w czasie II wojny światowej, gdzie po latach spotykają się Vera i Dylan, którzy niegdyś byli kochankami. I pewnie wróciliby do tego, gdyby nie to, że on jest żonaty z ekscentryczną i wybuchową Caitlin. Uciekając z bombardowanego miasta, trójka przyjaciół wyrusza do Walii. W międzyczasie na horyzoncie pojawi się przystojny oficer, a wraz z nim kłopoty.

Film zachwyca na poziomie artystycznym: muzyka, kostiumy i zdjęcia idealnie oddają klimat lat 40. i Walii. Co ciekawe, Keira Knigtley, wcielająca się w postać Very, samodzielnie wykonała wszystkie partie wokalne. Nie wiedziałam o tym, oglądając „The Edge of Love” i przez cały czas zastanawiałam się do kogo należy ten piękny głos. Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie, gdy wyczytałam, że Keira na potrzeby filmu brała lekcje śpiewu i ćwiczyła pod okiem trenera wokalnego. Co ciekawe, autorką scenariusza jest matka Keiry – Sharman MacDonald, która rolę Caitlin napisała z myślą o córce, tymczasem ta wolała zagrać Verę. I myślę, że był to dobry wybór, bo Keira nie tylko aktorsko, ale też fizycznie wkomponowała się w tę postać.

Sienna Miller, odtwórczyni roli Caitlin, nieco przyćmiła panne Knightley. Caitlin w jej wykonaniu była zwiewna, energiczna i nie sposób było jej nie polubić. Poza tym Sienna wyglądała przepięknie w strojach z lat 40., które podkreśliły jej i tak wielką urodę. Dylana Thomasa zagrał Matthew Rhys, którego możecie kojarzyć z roli Kevina Walkera w serialu telewizyjnym „Bracia i siostry”, a ostatnio z „The Americans". Thomas Rhysa jest, jak na poetę przystało, tragany sprzecznymi emocjami, poszukujący nowych wrażeń i kierujący się w życiu uczuciami, a nie rozsądkiem. Aktorski trójkąt Knightley-Rhys-Miller stworzył przekonujący obrazek cieni i blasków miłości, a także przyjaźni.



W „The Edge of Love” pełno jest scen, o których długo będę pamiętać: ujęcia śpiewającej Very, rozmowy w zadymionym pubie, wygłupy przyjaciółek na plaży, twórcze rozterki Thomasa. Niestety film jest dość nierówny. Pierwsza połowa trochę przynudza, akcja toczy się jakby na siłę i od czasu do czasu wieje nudą. Po wyjeździe Very, Dylana i Caitlin do Walii pozornie wcale nie dzieje się więcej, a jednak jest o wiele ciekawiej. Do tego niezapomniane i bardzo klimatyczne zdjęcia, rozwijająca się przyjaźń i opary miłości.

Film z pewnością spodoba się wielbicielom Keiry Knightley i filmów kostiumowych. Co prawda jest to biografia, ale nasz poeta zepchany jest trochę na margines, można więc powiedzieć, że jest to historia przyjaźni z Dylanem Thomasem w tle.

Ocena: 7/10.
  
Miało być dzisiaj, a właściwie wczoraj o koncercie Melody Gardot, na jakim byłam w czwartek we wrocławskiej Sali Audytoryjnej przy Hali Stulecia, ale... nijak nie umiem wyrazić słowami odczuć, jakie mi towarzyszyły słuchając i oglądając tę muzyczną ucztę dla uszu. Powiem tyle...jeśli lubicie jazz, musicie kiedyś pójść na koncert Melody, która wydała mi się czarodziejką, unoszącą się lekko nad ziemią... Po prostu bajka...

17 komentarzy:

  1. O, mamo... Jak ja Ci zazdroszczę tego koncertu. Uwielbiam Melody!

    A film jest kolejną produkcją, której nie znam, ale po Twojej opinii mam ochotę poznać. Ciekawa jestem zwłaszcza wokalnych partii Keiry. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś mi umknął ten film, a przecież Keirę bardzo lubię :) Mam nadzieję, że napiszesz jednak coś o koncercie Melody Gardot! Niestety nie byłam na koncercie :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna perełka, na którą zwróciłaś moją uwagę! A co do koncertu - podobne odczucia towarzyszyły mi w czasie występu mojej ukochanej Loreeny McKennitt:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ten film już od jakiegoś czasu w końcu muszę obejrzeć ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jakoś do jazzu przekonać się nie umiem - sama nie wiem dlaczego... A film? Interesujący. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No proszę, jeszcze tego filmu nie znałem, a już same zdjęcia potrafią na swój sposób ująć :)Muszę sobie obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pamiętam ten film, strasznie podobały mi się zdjęcia a i rola Keiry nie była najgorsza. Taki przyjemny film do poduszki, można obejrzeć, ale bez większych oczekiwań :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak :) Przyjemnie się ogląda i nie trzeba za dużo myśleć :)

      Usuń
  8. Z reguły nie lubię oglądać biograficznych filmów, ale powyższa produkcja wyjątkowo urzeka swoim obrazem i przekazem , dlatego chyba jednak dam jej szansę poznania.

    OdpowiedzUsuń
  9. Film chętnie bym obejrzała, ale nie przepadam za Knightley, w każdej roli jest dla mnie taka sama, czyli nijaka. I nie wiem czy zniosę jej grę w tym filmie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Choć i tak myślę, że warto ten film obejrzeć, choćby dla zdjęć i świetnej roli Sienny Miller.

      Usuń
  10. Nie słyszałam o tym filmie. Ale Knightley i lata 40. w zasadzie wystarczają do tego, żeby mnie zachęcić;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ją bardzo lubię, dlatego to i dla mnie wystarczająca zachęta :)

      Usuń
  11. Keira jakoś nie pasuje mi do kostiumowych, "Duma i uprzedzenie", "Pokuta" czy "Anna Karenina" w wersjach z jej udziałem były moim zdaniem jakoś dziwnie płytkie. No ale szacun za ćwiczenie wokalu. O filmie słyszałam, ale nie miałam pojęcia, kto był twórcą scenariusza, niezłe zaskoczenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. O, dzięki Twojej recenzji mam ochotę na ten film, a nie często się to zdarza. Fabuła mało mnie zainteresowała, ale dobra gra aktorska, kostiumy, śpiew... to brzmi przekonująco!

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie słyszałam o tym filmie, ale po przeczytaniu Twojej recenzji (i po maturze::) bardzo chętnie go obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Doskonale pamiętam ten film. Chociaż nie przepadam za Sienną Miller, w tej roli aktorka wyjątkowo mi się podobała. Ogólnie naprawdę dobre i klimatyczne kino.

    OdpowiedzUsuń