poniedziałek, 9 lipca 2012

Moje rzymskie wakacje


„Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca”. Ryszard Kapuściński

Rzym. Miasto marzeń, coroczny cel wycieczek milionów turystów, stolica Włoch. Rzym, majestatyczny i zachwycający, miałam okazję poznać w minionym tygodniu. 7 dni to jednak za mało, by zrozumieć Wieczne Miasto, ale wystarczający czas, by je zobaczyć i żyć jego życiem. 

Każdego ranka z hotelowego okna oglądałam krzątających się rzymian, słyszałam kłótnie włoskich kobiet i widziałam, jak miasto budzi się do życia. Pomimo afrykańskiego upału (w słońcu było ponad 40 stopni), nie zmarnowałam ani chwili, chodziłam nieśpiesznie wąskimi uliczkami i się nieustannie zachwycałam. Jednakże nie będę tu pisać tego, co wszyscy wiedzą: że fontanna di Trevi jest przepiękna, a widok Koloseum nocą zapiera dech w piersiach. Napiszę za to trochę moich własnych spostrzeżeń, które mam nadzieję się przydadzą tym, którzy udadzą się kiedyś do Rzymu.


Po przylocie z linią Ryanair na lotnisko Ciampino, udaliśmy się z M. do autobusu jadącego w stronę dworca Termini – głównej stacji w mieście. Pierwsze, co nas uderzyło, po dotarciu na miejsce, to smród tam panujący. Naprawdę rozumiem, że w każdym mieście okolice dworca nie wyglądają najlepiej, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Włosi sikający na zaparkowane przy dworcu samochody, brud, wszędzie śmieci, pełno bezdomnych. Pod względem czystości Rzym wypada bardzo źle, jest to problem występujący także w zabytkowej części miasta. W okolicach fontanny di Trevi trzeba przejść naprawdę spory kawałek, żeby znaleźć śmietnik, pewnie dlatego po ulicach walają się kubeczki po lodach i puste butelki. W porównaniu z Wiedniem, Rzym jest wysypiskiem śmieci. Na własne oczy widziałam, jak w stolicy Austrii, elegancka pani z torebki wyciągnęła woreczek na psią kupę, którą przed chwilą zrobił jej pupil, i ją posprzątała, po czym wyrzuciła do śmietnika. Być może dlatego Wiedeń wygrywa w rankingach na miasto w Europie, w którym się najlepiej żyje.

Kolejna sprawa to problem z handlem obnośnym. Nie można przejść ulicą, by nie zostać zaczepionym przez co najmniej pięciu Murzynów bądź Włochów wciskających swoje produkty. Najgorzej jest na Piazza di Spagna, gdzie panowie praktycznie wciskają dziewczynom do rąk kwiaty, po czym za nimi biegną i chcą pieniędzy. Najśmieszniej jest, gdy policja robi obchód, wtedy nagle handlarze biorą swój dobytek i uciekają. Byłam świadkiem takiej obławy na Piazza Navona, bardzo śmiesznie to wyglądało ;)

Przed wybraniem lokalu na posiłek, warto zapytać się, ile dodatkowo zapłacimy za serwis. Restauracje i trattorie doliczają zwykle opłatę za wodę, chleb i obsługę – razem jakieś 10 euro. My jedliśmy głównie w barach i pizzeriach, tam albo nie płaci się za serwis albo jest to bardzo niewiele. Warto pamiętać, że pomiędzy 13-17 Włosi mają sjestę i zamykają większość lokali i sklepów. W Rzymie tego nie odczujecie, ale jadąc do małego włoskiego miasteczka może być to prawdziwy problem. Poza Wieczne Miasto wyjeżdżaliśmy dwa razy: raz do Anzio na plażę i raz na wycieczkę do Tivoli. W pierwszym miejscu wszystko było pozamykane, a w drugim pół na pół.

Jako, że najbardziej lubię włoską kuchnię, spodziewałam się prawdziwej uczty. Niestety prawdziwa włoska pizza nie przypadła mi do gustu, ciasto przypominało macę i było niedobre. Lepiej zjeść nie całą pizzę, a kawałek – wtedy ciasto jest grubsze. Najlepsze kawałki pizzy jedliśmy w okolicy di Trevi. Niestety taka pizza jest bardziej pod turystów, a mniej włoska. Pomimo niewypału z pizzą, lody spełniły moje oczekiwania. Najbardziej smakowały mi w lodziarni na Piazza Navona i okazały się prawdziwym zbawieniem w morderczy upał. Co kawałek znajdowały się także krany z wodą, w których można było napełnić butelkę wody i ochlapać się.

Piękno Rzymu jest nie do opowiedzenia, trzeba je zobaczyć na własne oczy. Warto pospacerować zwłaszcza wieczorem, kiedy upał jest mniejszy, turystów jakby mniej, a zabytki są pięknie oświetlone. Moim ulubionym miejscem jest starożytna część miasta i tam też byłam najwięcej razy. Duże wrażenie zrobił też na mnie Zamek Św. Anioła – uważany za jedno z najbardziej romantycznych miejsc w mieście. Przed wizytą w Muzeach Watykańskich, których częścią jest arcydzieło Michała Anioła – Kaplica Sykstyńska – warto kupić bilet online, pozwala to uniknąć kolejek, w których zwykle stoi się nie mniej niż dwie godziny. Ogromne kolejki są też do Koloseum i Bayzliki Św. Piotra, ale tam jakoś sprawniej to idzie i w efekcie nie stoi się długo. Watykan przy Rzymie wypada dość blado, ale i tak nie można nie zwiedzić jego najważniejszych zabytków.

Poniżej trochę zdjęć, mam nadzieję, że się spodobają ;)
















I kilka zdjęć z Tivoli:








11 komentarzy:

  1. Świetne zdjęcia, aż chce się spakować walizki i ruszyć do Włoch ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzymu jeszcze nie zwiedziłam i widzę, że koniecznie muszę nadrobić te zaległości:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawa recenzja, chociaż większość zwyczajów Włochów po kilku podróżach na południe już nie zaskakują - co nie znaczy, że łatwo się przyzwyczaić, że nie ma gdzie zjeść obiadu w porze obiadowej :D

    Informacja o biletach on line - bardzo przydatna, wybieram się już od lat by ponownie odwiedzić to piękne miasto, więc takie praktyczne wskazówki są na wagę złota :)

    Zazdroszczę ci tej podróży...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mnie jeszcze denerwowało to brak rozkładu jazdy komunikacji miejskiej w Tivoli. Nie mogłabym tam mieszkać na stałe;)

      Jeszcze na pewno wrócisz do Rzymu, w końcu wszystkie drogi tam prowadzą ;)

      Usuń
    2. Hehe, tak prawdę powiedziawszy to już wróciłam - wszak Kraków zwą drugim Rzymem ;)

      Usuń
  4. O, już myślałam, że będziesz pisała o książce "Moje rzymskie wakacje", a tu proszę :) Zazdroszczę i jednocześnie czuję się trochę rozczarowana tym, że we Włoszech nie ma na każdym kroku najlepszej na świecie pizzy :) PS. Masz rewelacyjne włosy! :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam w Rzymie dwa lata temu i również było ponad 40 stopni, myślałam, że się ugotuję! W każdym razie miasto jest przepiękne i niesamowicie klimatyczne ;) Z pewnością jeszcze kiedyś je odwiedzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mieszkałem w Rzymie prawie 8 lat... I tak jak piszesz, jest to miasto, które jednocześnie zachwyca i denerwuje. Te wszystkie cuda sztuki i zabytki na wyciągnięcie ręki to coś cudownego. Ale z drugiej strony, ten smog nad miastem, totalny chaos komunikacji, ciągłe strajki i manifestacje doprowadzały mnie do szaleństwa...

    A Villa d'Este w Tivoli to jedno z najpiękniejszych miejsc w jakich byłem. Po prostu bajeczny ogród z setkami fontann i wodotrysków. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś myślałam, że mogłabym mieszkać we Włoszech, ale teraz już wiem, że nie - jest to kultura zupełnie inna niż nasza. Ja jestem zakochana w Austrii i tam chętnie bym osiadła na stałe ;)

      Usuń
  7. Świetne zdjęcia ;)
    Wprawdzie byłam kiedyś we Włoszech, ale w Bolonii i wierzę, że temperatura potrafi czasami zniechęcić :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń