wtorek, 20 listopada 2012

Kochankowie z Księżyca/Moonrise Kingdom



Nie wiem, jak mogłam myśleć, że „Kochankowie z Księżyca” to infantylna komedia romantyczna. Przed seansem nastawiałam się na typowy zapychacz czasu, natomiast po powtarzałam w kołko: Wes Anderson, Wes Anderson…. Jednocześnie zastanawiając się, jak to możliwe, że wcześniej nie widziałam żadnego filmu tego wspaniałego reżysera, a widzieć powinnam: wszak głośno było o „Pociągu do Darjeeling” czy „Fantastycznym Panu Lisie”. Jestem pod tak dużym wrażeniem sposobu, w jaki historia dwójki dzieciaków została opowiedziana, że brakuje mi słów, by to wyrazić. Musicie mi wybaczyć niedoskonałość mojej przeciętnej recenzji, bo trudno się pisze o dziele tak osobliwym jak „Kochankowie z Księżyca” (swoją drogą polski tytuł jest po prostu straszny!).

Akcja filmu toczy się w 1965 roku, a więc tuż przed rewolucją obyczajowo-seksualną, co zresztą  nie jest bez znaczenia. Z obozu dla skautów ucieka Sam, a jego śladem podąża cała drużyna i szef miejscowej policji Kapitan Sharp. Wkrótce okazuje się, że zniknęła także córka prawników – Suzy. Można powiedzieć, że na poszukiwania zakochanych wyrusza cała masa osób, z których jednak jest dziwaczniejsza od drugiej. Tymczasem Sam i Suzy rozkładają namiot i urządzają najprawdziwszy biwak, słuchają starych winyli i czytają książki. Niepowtarzalny klimat lat 60. i wszechogarniająca staroświeckość świetnie wkomponowały się w fabułę, bo w to, że ta historia nie byłaby tak urocza, gdyby osadzono ją w czasach współczesnych, nie wątpię.

„Kochankowie z Księżyca” to przede wszystkim piękna i wzruszająca historia miłości dwojga nielubianych i pozbawionych przyjaciół dzieciaków. Ich niewinny świat, skontrastowany jest z pozbawioną magii dorosłością. Ta opowieść dzieje się bowiem na chwilę przed wkroczeniem w świat dorosłych. Poza tym można doszukać się analogii do bajek. Mamy więc złą czarownicę: pracownicę społeczną, która chce poddać Sama elektrowstrząsom, ale są także dobrzy, choć nieporadni Kapitan Sharp i Harcmistrz Ward (w tych wystąpili Bruce Willis i Edward Norton). W ogóle cały film przypomina nieco baśń: o dwójce niekochanych dzieciaków, które uciekają przed złem, by znaleźć szczęście i odnaleźć swoje miejsce na Ziemi. 


To, co mnie szczególnie urzekło to zdjęcia miasteczka New Penzance, które są wręcz cukierkowe, ale bynajmniej nie odbiera to im klimatu. Najbardziej jednak będę wychwalać ten film za sposób przedstawienia historii, za świetnie wkomponowaną muzykę i genialną grę aktorską. Gwiazdy kina są zepchnięte na dalszy plan, a każde wtargnięcie w królestwo dzieci zwiastuje katastrofa. W czasie seansu nie mogłam się pozbyć uczucia, że przedstawiony świat jest nieco groteskowy, co zresztą jest kolejnym dużym plusem.

Jeśli jeszcze nie znacie się z Wesem Andersonem, to szczerze zachęcam Was do obejrzenia któregoś z jego filmów. Nie będziecie zawiedzeni, a może nawet, podobnie jak ja, przeżyjecie niezwykłą przygodę...


Ocena: 8,5/10.

18 komentarzy:

  1. Coś głośno o tym filmie ostatnio. Podoba mi się nawet zarys fabuły - wydaje się, że to obietnica interesującego obrazu.
    PS.Trudno sobie Willisa wyobrazić w roli nieporadnego kapitana czy harcmistrza ;D A co tytułu mam to samo zdanie co Ty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie jestem zainteresowana, choć filmowy plakat nie zachęca, to recenzje tego obrazu jak najbardziej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plakat wyglądem odpowiada zdjęciom z filmu, więc jak najbardziej pasuje.

      Usuń
  3. Film mam na swojej liście "do obejrzenia", więc obejrzę go, jak tylko uda mi się znaleźć trochę czasu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wes Anderson, mówisz? Twoja recenzja jest tak zachęcająca, sama historia tak ciekawa, a oryginalny tytuł tak uroczy, że chętnie obejrzałabym ten film;) Tylko musiałabym znaleźć kogoś, kto pójdzie ze mną do kina;) Ostatnio byłam na "Annie Kareninie", w niedzielę prawdopodobnie idę na "Atlas chmur"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oba te filmy mam w planach, ale do kina się nie wybiorę, bo najpierw muszę przeczytać książki :)

      Usuń
    2. "Annę Kareninę" czytałam wcześniej (bez tego też bym nie poszła do kina;) Natomiast na "Atlas chmur" nie mam już czasu. Poza tym sama książka specjalnie mnie nie ciekawi.
      Za to planuję przeczytać "Nędzników" do końca stycznia, tak żeby móc spokojnie obejrzeć ekranizację;)

      Usuń
    3. Widziałam już jedną ekranizację "Nędzników", nie przeczytawszy uprzednio książki, więc i tym razem będzie tak samo zapewne :)

      Usuń
  5. No i masz! Zachęciłaś mnie :) I to skutecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widziałam "Fantastycznego pana Lisa" i bardzo mi się podobał. Od tego momentu mam ochotę obejrzeć wszystkie filmy tego reżysera :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tytuł jest mylący, faktycznie można pomyśleć, że to komedia romantyczna albo jakiś melodramat. Chętnie obejrzę, zwłaszcza że lubię Nortona, a i Willisa chętnie zobaczę w innym wydaniu.

    OdpowiedzUsuń
  8. O filmie niestety nie słyszałam, ale zapowiada się bardzo ciekawie. Lubię czasami usiąść przed telewizorem i obejrzeć jakąś dobrą przygodówkę. Tylko wpierw trzeba znaleźć trochę czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie przegapię tego filmu na pewno! Po prostu nie ma takiej możliwości. A fakt, że tak się nim zachwycasz sprawia, że wręcz nie mogę się doczekać chwili, kiedy w końcu go zobaczę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Od jakiegoś już czasu mam ten film w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Koniecznie muszę nadrobić kinowe zaległości! "Moonrise Kingdom" już znajduje się na mojej liście filmów do obejrzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak zobaczyłam tytuł tego filmu, to miałam takie same oczekiwania jak Ty, ale po Twojej recenzji zastanawiam się czy nie pójść na ten film! Ten klimat brzmi urzekająco, a jeszcze Edward Norton...

    OdpowiedzUsuń