wtorek, 27 listopada 2012

Listopadowe sierotki



Kochani, już niedługo grudzień, jeden z moich ulubionych miesięcy w roku: świąteczny, mikołajkowy, a także jarmarczny (chodzi mi oczywiście o jarmarki świąteczne na rynkach dużych miast), ale zanim przyjdzie ten magiczny czas w roku, pora zapoznać się z listopadowymi sierotkami, a więc książkami i filmami, które nie doczekały się recenzji. Tak więc zapraszam!

Książkowe sierotki:

„Świniobicie” Magda Szabo: po rewelacyjnej „Tajemnicy Abigel” (link do recenzji), po prostu musiałam przeczytać coś jeszcze pani Szabo, mój wybór padł na „Świniobicie” – zaintrygował mnie tytuł i okładka. Zaczynając nie miałam bladego pojęcia, o czym będzie ta historia i cieszę się, bo spotkała mnie duża niespodzianka. Jest to psychologiczna powieść, miejscami brutalna i trudna, narracja prowadzona jest z perspektywy kilkunastu osób, trzeba więc być bardzo skupionym w trakcie lektury, bo łatwo można się pogubić. „Świniobicie” jest tak inne od „Tajemnicy Abigel”, że nie mogę się nadziwić, że obie książki wyszły spod pióra tej samej osoby. Wstrząsająca historia! Ocena: 8/10.
 
„Korona śniegu i krwi” Elżbieta Cherezińska: to chyba nie była odpowiednia pora na czytanie tej książki, bo nie mogłam się w nią wciągnąć. Po 100 stronach dałam sobie spokój, obiecując jednak, że na pewno dam jeszcze szansę Cherezińskiej, w końcu naprawdę lubię, gdy akcja jest osadzona w historii. Ocena: brak (nie śmiem oceniać czegoś, czego nie skończyłam czytać).
 
„Anglik w Paryżu” Michael Sadler: ta pozycja zawiodła mnie na całej linii. Miało być zabawnie i lekko, a było po prostu nudno. Poza tym tekst zawiera bardzo dużo wtrętów francuskojęzycznych i nie wszystkie są tłumaczone (a nawet jeśli, to ciągłe spoglądanie do przypisów jest naprawdę upierdliwe!). Za dużo miejsca autor poświęcił też opisom jedzenia. Ocena: 3/10.

„Księga śmiechu i zapomnienia” Milan Kundera: książka jednego z moich ulubionych pisarzy po prostu nie mogła mi się nie podobać. Jest to może troszkę słabsza pozycja od tych, które już czytałam, a więc „Nieznośnej lekkości bytu”, „Żartu”, „Niewiedzy” i „Nieśmiertelności”, ale i tak Kundera po raz kolejny pokazał klasę. Jest tutaj dużo filozofii, trochę przemyśleń i spora dawka erotyzmu. Tematy, jakie Kundera porusza to m.in.: różnica pomiędzy śmiechem prawdziwym a bezmyślnym, przemijanie i ulotność chwil, a także proces zapominania. Tradycyjnie pojawiają się też wątki polityczne. Ocena: 8/10.

i filmowe:

„Gia”: do tego filmu przyciągnęła mnie odtwórczyni głównej roli: Angelina Jolie. Aktorka wciela się w postać zmarłej w wieku 26 lat modelki. Gia, poza tym, że była przepiękna, miała zaburzenia emocjonalne, co pchnęło ją w narkotyki. Pewnie pomyślicie, że to oklepany scenariusz: może i tak, ale w „Gii” nie ma krztyny nudy. Jest za to dużo zmagania ze sobą, samotnością i sławą. Jest też seksowna Angelina, od której oczu nie mogłam oderwać. Świetny, poruszający dramat biograficzny. Warto! Ocena: 8/10.

„Niczego nie żałuję - Edith Piaf”: nie jestem wielką fanką Edith Piaf, podoba mi się jednak charakterystyczne brzmienie jej głosu i emocje, jakie niosą ze sobą jej piosenki. Co prawda byłam ciekawa tego filmu, ale bardziej ze względu na Marion Cotillard niż „Wróbelka”. Bardzo, ale to bardzo podobały mi się wszystkie wstawki muzyczne, które świetnie wkomponowują się w fabułę. Wydarzenia z życia Piaf poznajemy achronologicznie i wybiórczo, co jednak pozwala na wyrobienie sobie zdania na temat piosenkarki. Mnie osobiście jej aż nazbyt żywa osobowość nie przypadła do gustu, muszę jednak przyznać, że Cotillard zagrała wręcz fenomenalnie i Oscar jej się naprawdę należał. Ocena: 7,5/10.

„Niania”: uwielbiam Emmę Thompson w roli Niani McPhee, jej gra i charakteryzacja są po prostu genialne! Fajnie zobaczyć tę wielką aktorkę w tak nietypowej dla niej roli. Ucieszył mnie też widok na ekranie Colina Firtha, który wcielił się w postać wdowca, wychowującego 7 niesfornych dzieci. Duże brawa należą się także scenografom, dzięki którym zdjęcia wyglądają jak wyjęte żywcem z bajki. Nie jest to może ambitne kino, ale za to dobra rozrywka dla małych i dużych. Ocena: 7,5/10.

„Wolność słowa”: film powstał na podstawie prawdziwej historii nauczycielki Erin Grunwell, która podjęła się trudnego zadania nauczenia czegoś „młodych gniewnych”. „Wolność słowa” opowiada głównie o zmaganiach Grunwell z kolegami po fachu, kuratorium i jej próbie dotarcia do uczniów. Nie mogłam uwierzyć, że dyrekcja szkoły nie chciała wypożyczać lektur uczniom w obawie, że je zniszczą. Książki były zamknięte i nikt z nich nie korzystał. Grunwell, chcąc zainteresować czymś podopiecznych, za własne pieniądze kupiła potrzebne materiały. Poza tym postawiła na rozmowy, pisanie pamiętników, dzięki czemu udało jej się stworzyć więź z młodzieżą, na której wszyscy postawili krzyżyk. „Wolność słowa” jest także opowieścią o dorastaniu w gangsterskim środowisku i rasizmie. Film inteligentny i ważny, jeden z tych, które dają dużo do myślenia. Ocena: 8/10.

W listopadzie przeczytałam 10 książek i obejrzałam 7 filmów. Wyniki może nie są imponujące, ale jest troszkę lepiej niż w ubiegłym miesiącu.

Książką miesiąca zostają „Magiczne lata” Roberta McCammona, natomiast filmem „Kochankowie z Księżyca”.

Przez cały listopad prześladowały mnie (i nadal prześladuje) okropny kaszel i bolące gardło, na L4 jednak nie wylądowałam, nad czym trochę ubolewam (byłoby więcej czasu na czytanie i oglądanie:) Poza tym jestem przemęczona i marzę o jakimś dłuższym niż 2 dni wypoczynku.

W tym miejscu chciałabym też przeprosić Annę RK i midę, które nominowały mnie do Liebster Blog, a w którym, jak zapewne zauważyliście, nie wzięłam udziału. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze to nadrobić!

Udało mi się wygrać książkę w ramach akcji „Podaj dalej” – niedługo więc ja wyślę coś w świat :)

Dziękuję wszystkim, którzy odwiedzają mojego bloga – nawet nie wiecie, ile radości sprawia mi każdy komentarz! 

17 komentarzy:

  1. Zazdroszczę wyniku i że masz jakieś zaległe recenzje. Ja na bieżąco umieszczam te moje śladowe ilości czytanych książek i coraz więcej produkuję zapchajdziurów. A tera zbędzie jeszcze gorzej, bo nie wychodzę z tej potterowej strony :(

    Święta to również mój ulubiony okres w roku, chociaż akurat krakowski jarmark dosyć utrudnia mi życie, bo stoi dokładnie na drodze na zajęcia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam podobny problem, jak jeszcze studiowałam - właśnie przez rynek szłam na uczelnię i musiałam w czasie jarmarku chodzić trochę naokoło, także doskonale Cię rozumiem :)

      Usuń
  2. Jak dla mnie taki wynik jest zdecydowanie imponujący, zarówno jeżeli chodzi o książki, jak i filmy. Cieszę się, że napisałaś choć tę krótką recenzję "Świniobicia", bo ostatnio się nad tą pozycją zastanawiałam. Po "Nieznośnej lekkości bytu" chętnie przeczytałabym również jakąś inną pozycję Kundery, więc dobrze, że mi o nim przypomniałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kunderę uwielbiam i polecam wszystkim. Myślę, że jak Ci styl autora podpasował, to po którą książkę nie sięgniesz - będzie Ci się podobać.

      Usuń
  3. Gratuluję miesięcznego podsumowania :) 10 książek to porządny wynik :) Życzę udanego grudnia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ochotę na "Świniobicie", a i "Korona śniegu i krwi" mnie kusi. "Wolność słowa" mam w planach. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniecznie muszę sięgnąć po „Świniobicie”. Z filmów widziałam ostatnio "Niczego nie żałuję" i także byłam pod wrażeniem gry aktorskiej Marion Cotillard.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zazdroszczę wyniku :)
    Ja ostatnio nie mam czasu na czytanie i prowadzenie bloga nad czym bardzo ubolewam. Życzę by następny miesiąc był lepszy dla nas obu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja również w listopadzie nie przeczytałam zbyt wielu książek, a o filmach to już nie wspomnę. Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko nadrobić w grudniu, korzystając ze świątecznej przerwy w nauce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ Ci zazdroszczę! To mój pierwszy rok, gdy już nie będę miała tak długiej przerwy świątecznej :(

      Usuń
  8. Wynik bardzo ładny :) Zdrowia życzę!

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślałam, że "Anglik w Paryżu" będzie ciekawy... ale niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie narzekaj na tyle przeczytanych książek i obejrzanych filmów! Grzeszysz!:)

    Mój bilans jest zdecydowanie gorszy, więc jeśli przeczytam jedną książkę tygodniowo, albo obejrzę z 5 filmów miesięcznie, uznaje to za godny siebie wyczyn:)
    Ps. Super blog!:)

    OdpowiedzUsuń
  11. I tak dobrze Ci poszło. Bądź co bądź dziesięć książek to nie lada wyczyn. Ja czasami trzech nie mogę przeczytać, więc powinnaś się cieszyć. :)
    Niemniej, mam nadzieję, że książka "Korona śniegu i krwi" niebawem zostanie zrecenzowana, bo wydaje mi się być niezwykle interesującą. :)
    Będę czekać!

    OdpowiedzUsuń
  12. "Świniobicie" całkiem mnie zainteresowało... I przypomniałaś mi o tym, że dawno temu pożyczyłam od koleżanki "Niczego nie żałuję" - wypadałoby kiedyś oddać ^^ ale najpierw może obejrzę ;) taki ciepły wpis Ci wyszedł, bardzo przyjemnie :) zdrowia i powodzenia!

    OdpowiedzUsuń