czwartek, 30 maja 2013

Majowe sierotki



No i końca dobiega kolejny miesiąc. Czas mi płynie jak szalony w tym 2013 roku… 

Majówkowa wyprawa do Budapesztu i Bratysławy dodała mi energii, i przysporzyła dużo radości. Niestety akumulatory już pomału się rozładowują i ostatnio ciągle jestem zmęczona, i podenerwowana. Do tego dobija mnie ten ciągły deszcz i z utęsknieniem czekam na słońce, ciepło i błękitne niebo… Jedyne, co ostatnio więc zajmuję mój umysł to planowanie wakacji, na które, co prawda, już wzięłam sobie urlop, ale nie jestem pewna, czy go dostanę… W każdym razie jestem dobrej myśli :)

Wyjątkowo przesyłam Wam piosenkę, którą na pewno świetnie znacie, a której ostatnio ciągle słucham, bo przypomina mi o tym, co w życiu ważne:


No i pora na sierotki:

książkowe:

„W krainie białych obłoków” Sarah Lark: saga rodzinna to jeden z niewielu gatunków, do których w ogóle nie trzeba mnie namawiać, dlatego po prostu nie mogłam nie sięgnąć po tę powieść, zwłaszcza, że wiele osób bardzo ją zachwalało. Umieszczenie akcji w pięknej scenerii Nowej Zelandii okazało się być strzałem w dziesiątkę i dodało historii świeżości, i barw. Z dużą ciekawością czytałam o kulturze Maorysów, tworzeniu nowej angielskiej społeczności w Nowej Zelandii, poszukiwaniu złota, a nawet hodowli owiec. Także główne bohaterki – Gwyneira i Helen, choć tak różne okazały się być intrygującymi postaciami i kobietami z krwi i kości. Niestety odbiór lektury nieco popsuł mi naiwny język autorki, a także nieco dziwne i dość mało prawdopodobne zbiegi okoliczności. Mimo kilku mankamentów książka podobała mi się, choć nie jestem pewna, czy sięgnęłabym po nią drugi raz. Ocena: 6,5/10.

i filmowe:

„Good Morning, Vietnam”: do ogarniętego „martwą” wojną Wietnamu przybywa komik Adrian Cronauer. Jego zadanie jest proste: poprzez audycję radiową ma dostarczyć znudzonym amerykańskim żołnierzom rozrywki. Program „Good Morning, Vietnam” szybko jednak wymyka się cenzorom, a Cronauer coraz śmielej puszcza zakazaną muzykę i podaje niewygodne wiadomości, co bardzo nie podoba się władzom rozgłośni. Film jest udaną kreacją jednego aktora – Robina Williamsa, który kradnie dla siebie każdą scenę, w jakiej się pojawia. Tematyka wojenna splata się z wygłupami głównego bohatera w rozgłośni i miejscowej szkole. Mamy tu więc swoisty misz-masz i to bardzo dobrze połączony, dzięki czemu oglądanie „Good Morning, Vietnam” jest wyłącznie przyjemnością. Stary koń na którego warto postawić. Ocena: 8/10.

„Upadek”: każdy z nas miewa gorsze dni, nic nam wtedy nie wychodzi, a wszystko irytuje i bardzo łatwo wyprowadzić nas z równowagi. Taki właśnie dzień przeżywa główny bohater „Upadku” w reżyserii Joela Schumachera. Wyjątkowo upalny dzień, a William właśnie stoi w gigantycznym korku. Poirytowany wysiada z samochodu i próbuje pieszo dotrzeć na przyjęcie urodzinowe córki. Przybycie na miejsce utrudniają mu jednak trywialne przeszkody, a to brakuje mu monet do automatu telefonicznego, a do właściciel sklepu jest upierdliwy. Doprowadzony do granic wytrzymałości, zaczyna zachowywać się agresywnie. Czy to społeczeństwo doprowadziło do upadku Williama, czy też w ten jeden jedyny dzień pokazał, jaki jest naprawdę? Wybitna kreacja aktorska Michaela Douglasa i rewelacyjny film. Ocena: 9/10.

 „Lekcje pana Kuki”: Waldek postanawia po raz pierwszy wyjechać zagranicę, aby trochę pozwiedzać i poszukać pracy dorywczej. Przed wyjazdem zwraca się po radę do pana Kuki, który udziela mu kilku ważnych lekcji i radzi, by wybrał się tam, gdzie są najlepsze na świecie ciastka, czyli do Wiednia. Na Zachodzie chłopaka oszukują zarówno Polacy, jak i Austriacy. A to ktoś go zatrudni i nie zapłaci, a to napadną na niego w metrze. Pomimo to film pełen jest entuzjazmu i stanowi ciekawą opowieść o zderzeniu odmiennych kultur i myśli. Zachód przestawiony jest jako miejsce otwarte na ludzi młodych i odważnych, ale też całkiem różne od wyobrażeń Polaków. Film może już trochę nieaktualny, ale myślę, że godny uwagi. Ocena: 7/10.

„Oz Wielki i Potężny”: wizualne arcydzieło i fabularny gniot z sztuczną i mdłą grą aktorską. „Oz Wielki i Potężny” to nieoficjalny preguel „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”, w którym poznajemy losy Oscara Diggsa, drobnego oszusta, który przenosi się do Krainy Oz, gdzie stawia czoło okrutnej Czarownicy. Niestety dialogi kuleją, a akcja jest niemiłosiernie rozwleczona. Film spodoba się za to miłośnikom widowisk i efektów specjalnych. Ocena: 4/10.

 „Merida Waleczna”: wspaniała, energetyczna, śmieszna, wzruszająca opowieść o królewnie, która zamiast księcia wybrała łuk i strzałę. Tak charyzmatycznej i sympatycznej głównej bohaterki próżno szukać wśród innych disnejowskich księżniczek. Merida to dziewczyna nowoczesna, która wie czego chce i za nic się tego nie wyrzeknie, nawet jeśli oznacza to rzucenie małego uroku…:) Malownicze zdjęcia Szkocji, a także jej specyficzny klimat i typowa muzyka sprawiają, że animacje ogląda się z dużą przyjemnością. Świetne kino dla dużych i małych. Ocena: 8/10.
 
„Hotel Transylvania”: jestem na etapie nadrabiania zaległości w animacjach z 2012 roku, stąd też po „Meridzie Walecznej” przyszła pora na „Hotel Transylvania”. Muszę przyznać, że pomimo świetnego początku, film trochę mnie rozczarował, ale ogólne wrażenia mam raczej pozytywne. Świetne były wstawki muzyczne i zdjęcia, niektórzy bohaterowie prześmieszni, ale w drugiej połowie fabuła zaczęła mnie trochę męczyć. Ocena: 7/10.

W maju udało mi się przeczytać 6 książek, co jest wynikiem aż o 1/3 słabszym niż w marcu i kwietniu. Chciałabym moje miesięczne czytelnictwo utrzymać na poziomie 8 książek, trzymajcie kciuki, by mi się udało :))) Moim majowym numerem 1 jest „Domofon” Zygmunta Miłoszewskiego. Zachęcam Was także do sięgnięcia po „Szklany klosz” Sylvii Plath i „Pchli pałac” Elif Shafak. Z kolei szczerze odradzam lekturę „Blondynki na Bali” Beaty Pawlikowskiej, choć warto wziąć tę publikację do ręki i pooglądać piękne zdjęcia.

Filmów obejrzałam zaś 11, co jest wynikiem zadowalającym, jak na tę porę roku. Im cieplej, tym chętniej sięgam po lekkie produkcje, stąd też aż 3 filmy familijne w sierotkach. Numerem jeden zostają ex aequo „Przed zachodem słońca” i „Upadek”(patrz wyżej). Na czas widza nie zasługują zaś „Bejbi blues” i „Oz Wielki i Potężny”.

Filmowe powroty: w maju ponownie obejrzałam „Jedz, Módl się, Kochaj” (dziś na Polsacie leci!) i „Jeden dzień”. Potrzebowałam czegoś na poprawę humoru, a że „Bridget Jones” oglądałam w kwietniu, sięgnęłam po nieco nowsze produkcje.

Jeśli chodzi o seriale, to nic nowego nie oglądałam, bo… zaczęłam od nowa oglądać „The Good Wife”, co mnie bez reszty wciągnęło. Uwielbiam ten serial i polecam wszystkim! Poza tym nadal na bieżąco śledzę „Mad Men”, „Grę o tron” i „The Borgias”. Ostatnio porzuciłam też oglądanie „Revenge”, bo drugi sezon zdecydowanie nie zachwyca, a wręcz niemiłosiernie nudzi.

I moja dewiza, którą staram się wcielić w życie, by jak najwięcej zaoszczędzić na podróże i nie kupować nowych sukienek (w okresie wiosenno-letnim to one są największym zagrożeniem dla mojego budżetu, zastępując książki):


23 komentarze:

  1. Bardzo dobry wynik masz w tym miesiącu. Gratuluje.
    U mnie również akumulatory się rozładowują i choróbsko mnie dopadło. Prawie cały czas leżę. Ja chce słońca!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ja też :( A we Wrocławiu dziś cały dzień leje i jest ciemno, od rana muszę światło palić, by móc poczytać:/

      Usuń
  2. Trzymam kciuki, by udało Ci się czytać tyle, ile chcesz, ale zapewniam, że Twój dotychczasowy wynik i tak jest dobry ;)
    Jestem też ciekawa Twoich planów wakacyjnych, bo zazwyczaj jeździsz w ciekawe miejsca, ale nie będę wścibska ;)

    Może obejrzę dzisiaj "Jedz...", jak mi uda się przejąć telewizor :D

    Mam ochotę na "Upadek"

    A co do Oza - ostatnio w ogóle dużo filmów na podstawie bajek, byli "Hazel i Gretel Łowcy czarownic" (czy jakoś tak), widziałam zwiastun czegoś w stylu Jasia i magicznej fasoli. Jakaś nowa moda chyba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do wakacyjnych planów to nie wiem jeszcze do końca, więc nic nie mówię. Na razie czytam o różnych miejscach i ustalam budżet :)

      Usuń
  3. Merida dla mnie była dość średnia, spodziewałam się czegoś o wiele lepszego po trailerze (więcej widoków, więcej strzelania z łuku, więcej szkockiej muzyki...)

    Tak właśnie myślałam, że Oz nie zasługuje na uwagę ;)

    Mnie za to Hotel Transylwania naprawdę się spodobał - pewnie przez słabość do krwiopijców ;)

    „Jedz, Módl się, Kochaj” i „Jeden dzień” uwielbiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, pewnie tak :P Ja wolę jednak historie o księżniczkach, nawet jeśli są tak niesforne i nietypowe jak Merida :)

      Usuń
  4. "Jedz, módl się i kochaj" chcę obejrzeć, ale bez reklam. =)
    "Upadek" też, bo w ogóle nie kojarzę tego filmu.

    Ogromnie się cieszę, że spodobały Ci się "Lekcje..." i "Good Morning..." :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej bez reklam faktycznie obejrzeć, bo to i tak dość długi film :) Zapewniam Cię jednak, że warto, bo naładowuje pozytywną energią, no i te piękne zdjęcia Rzymu i Bali :)

      Usuń
    2. A ja właśnie oglądam z reklamami - co pół godziny 15 minut przerwy, ech ;)

      Usuń
    3. To napisz koniecznie, jak Ci się podobało! :)

      Usuń
    4. Nie mam cierpliwości do reklam. A film chcę obejrzeć głównie dla zdjęć, bo czytałam książkę i jakoś niespecjalnie mi podeszła.

      Usuń
    5. Potem było lepiej z reklamami, rzadziej i krótsze, tylko na początku próbowali intensywnie do oglądania zniechęcić ;)
      Nie specjalnie mi się podobało - choć Bardema przyjemnie było zobaczyć i trzeba Roberts przyznać, że potrafi apetycznie jeść spaghetti :P ogólnie ani mnie grzał, ani ziębił ten film ;)

      Usuń
    6. Mnie się za 1. razem najbardziej podobał, może dlatego, że w kinie byłam, dzięki czemu zakochałam się w zdjęciach i muzyce :)

      Usuń
  5. Powieść Lark ja także dobrze wspominam, pomimo kilku mankamentów, podobnie jak ty. Również u mnie cieszyły się uznaniem filmy: Good morning Vietnam, Upadek i Merida Waleczna, chciałabym obejrzeć Hotel Transylvania :-)
    Ja też mam słabość do sukienek i podróży - oby nie brakło nam środków na jedne i drugie :-D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nam obu tego życzę, zwłaszcza, że zbliża się najlepszy czas w roku :)))

      Usuń
  6. Domofon właśnie czytam i jak na razie jestem rozczarowana. Również czekam z utęsknieniem na słońce i ciepełko, bo deszcz mnie dobija, a już dzisiaj pobił rekordy wszelkie. Meridę mam nagraną, tylko weny na oglądanie brak, Hotel Transylvania też mi się podobał, choć uważam, że potencjał nie został wykorzystany nawet w połowie. A Revenge? Pierwszy sezon świetny, był to mój ulubiony serial, drugi sezon porzuciłam po bodajże trzech odcinków, nuda i beznadzieja, teraz oglądam moich ukochanych Borgiów, choć niestety (a może i dobrze) to ostatni sezon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie "Domofon" się bardzo spodobał. Nie czytam dużo kryminałów/thrillerów, ale ten naprawdę zrobił na mnie wrażenie.

      Nie wiem, czy w "Revenge" się scenarzysta zmienił czy co, ale drugi sezon jest koszmarnie idiotyczny i nudny.

      Usuń
  7. Też mam sporo takich sierotek :) Podobała mi się "Merida" - dawno nie widziałam tak sympatycznej bajki. Zaciekawiło mnie "Good morning Vietnam" :) Porzuciłam Revenge jakoś w połowie sezonu, znudziło mnie i zirytowało.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To napisz coś o nich, nie trzymaj nas w niepewności :P

      Też masz długi weekend? Ja się cieszę, że w końcu mogę odpocząć :)

      Usuń
  8. "W krainie białych obłoków" kusi mnie od dawna, bo bardzo lubię sagi rodzinne. Szkoda, że te zbiegi okoliczności takie naciągane, ale chyba i tak przeczytam :)

    Co do uciekającego czasu, to też niestety to odczuwam. Sesja tuż, tuż, a mnie się nic nie chce :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje "wyniki" zawstydzają. Nie widziałam żadnego z tych filmów, o kilku słyszałam i mam zamiar obejrzeć a o niektórych czytam pierwszy raz u Ciebie. Ostatnio udało mi się trochę w końcu pooglądać więc nie jest źle (:

    OdpowiedzUsuń
  10. Faktycznie w Upadku Douglas stworzył wybitną kreację. Dla mnie nawet lepszą od samego filmu, który jest dość przeciętny, ale to właśnie Douglas nadaje mu pazura.

    A Oza obejrzałem z przyjemnością. Faktycznie nic specjalnego, ale chyba spodobał mi się odrobinkę bardziej, bo nie narzekałem. Oczywiście z filmem Fleminga nie może się równać w żaden sposób.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mam teraz masę wolnego czasu i mam nadzieję, że uda mi się i nadrobię filmy animowane z ostatniego czasu, bo jeżeli o ten gatunek chodzi to utknęłam gdzieś w czasie mojego dzieciństwa, czyli oglądałam to, co teraz jest już klasyką. :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń