„Pewne ograniczenie umysłu jest, jak się zdaje, cechą prawie niezbędną dla każdego człowieka czynu, a już przynajmniej dla każdego, kto poważnie zajmuje się gromadzeniem pieniędzy.”
Zasiadając do
lektury „Idioty” Fiodora Dostojewskiego, nastawiałam się na powieść równie
porywającą jak „Zbrodnia i kara”. Niestety otrzymałam coś zgoła innego.
Dlaczego niestety? Bo pomimo początkowego zachwytu nie mogłam przebrnąć przez „Idiotę”
i w rezultacie męczyłam książkę ponad 2 tygodnie!
Akcja powieści
rozpoczyna się w pociągu, jadącym z Szwajcarii do Rosji. W jednym z przedziałów
spotykamy księcia Myszkina, wracającego do kraju po długiej nieobecności. Już
opis wyglądu bohatera uświadamia czytelnikowi, że ma do czynienia z kimś, kto
ewidentnie nie pasuje do otoczenia. I nie jest to wrażenie mylne. Kolejne
części i rozdziały przybliżają nam postać Lwa Nikołajewicza Myszkina, człowieka
tak dobrego i jednocześnie naiwnego, że próżno szukać podobnych mu osób w
petersburskim towarzystwie.
Tytuł utworu
jest ironiczny. Znajomi księcia nazywają go często „idiotą”, choć nie mają do
tego żadnych podstaw. No chyba, że zaczniemy tak nazywać osoby obdarzone tzw. „wielkim
sercem”.