
Autorka
wiele miejsca poświęciła także najróżniejszym potrawom i ich zdjęciom. I tak
można dowiedzieć się, jak złagodzić wewnętrzny ogień po papryczce habanero i
jak smakuje pieczona świnka morska. Blondynka często podkreśla, że chętnie
próbuje egzotycznych potraw, bo dzięki temu może lepiej wsiąknąć w kulturę
danego kraju. Jakkolwiek by nie było, jedzenie pieczonego świerszcza w Meksyku
to co innego niż włoskie lody czy pizza. Nie wiem, jak Wy, ale ja chyba bym się
nie odważyła…
![]() |
Blondynka w Machu Picchu |
„Blondynka
w zaginionych światach” to książka napisana barwnym i przystępnym językiem.
Treść wzbogacają przepiękne zdjęcia i rysunki autorki, które są świetnym
uzupełnieniem całości. Co prawda, Blondynce zdarzyło się parę razy odpłynąć,
ale nie mam jej tego za złe. Odniosłam wrażenie, że pani Beata wierzy w magię i
pewnie dlatego czasami widzi więcej niż inni. Poza tym jest tak wrażliwą i
pogodną osobą, że aż jej zazdroszczę. Chciałabym potrafić tak cieszyć się
życiem i zawsze widzieć dobrą stronę wszystkiego.
Odkąd
pamiętam chciałam zobaczyć Machu Picchu, więc też część jemu poświęcona
zainteresowała mnie najbardziej. Bardzo ciekawe były także opisy wypraw do
Meksyku i na Wyspę Wielkanocną (czy wiedzieliście, że w Chile grozi 200 dolarów
mandatu za przemycenie choćby jednego jabłka?), natomiast podróż do Kambodży
trochę mnie wynudziła, może dlatego, że niespecjalnie mnie interesuje ten kraj.
Jedynie fragmenty, poświęcone Czerwonym Khmerom mnie zaciekawiły, przypomniały
mi bowiem o rewolucji kulturalnej w Chinach. Nie wiedziałam, że w Kambodży
także takie wydarzenia miały miejsce i to w jeszcze okrutniejszej postaci. Nie
próbowano bowiem „wykształciuchów” nawet reformować, ale od razu wszystkich
zabito.
„Na wszelki wypadek zabijano też ludzi noszących okulary, ponieważ najprawdopodobniej zepsuli sobie wzrok, ślęcząc nad książkami, czyli marnując sobie czas i zatruwając sobie myśli wynalazkami Zachodu.”
Dzięki
„Blondynce w zaginionych światach” przeniosłam się na chwilę w nieznane mi
zakątki świata i rozbudziłam swój apetyt na podróże. Jedyne, co mogę książce
zarzucić to to, że się skończyła. Już nie mogę się doczekać kolejnej wyprawy z
Blondynką.
![]() |
Moai, Wyspa Wielkanocna, fot. scorbs (źródło) |
Ocena:
8/10.
Lubię panią Beatę. Jej styl pisania, otwarty na świat umysł, nawet jej sentencje lubię (często banalne, ale jak się okazuje, zazwyczaj te banalne są najprawdziwsze). Tej książki nie czytałam, ale na pewno to zrobię.
OdpowiedzUsuńMoja siostra kompletuje wszystkie książki Beaty Pawlikowskiej a powyższej akurat nie ma, więc mam nadzieję, że mnie nie ubiegnie, bo chce jej zrobić niespodziankę na święta :-)
OdpowiedzUsuńJak lubi, to prezent na pewno jej się spodoba!
UsuńMało powiedziane, że lubi. Ona mam obsesje na punkcie tej pani:-)
UsuńAż tak? Ja lubię poczytać relacje Pawlikowskiej i nic do niej nie mam, ale zdecydowanie nie jest ona moją ulubioną autorką literatury podróżniczej. Już wolę jej eks-Cejrowskiego:)
UsuńJakoś nie mogę się przekonać do stylu
OdpowiedzUsuńPawlikowskiej :-/ Twoja recenzja brzmi bardzo zachęcająco, ale obawiam się kolejnego zawodu :|
Pozdrawiam serdecznie!
Nie czytałam żadnej książki Pawlikowskiej, ale pieczonej świnki morskiej z chęcią bym skosztowała ;P zastanawiam się też co jest złego lub niebezpiecznego w przemyceniu jednego jabłka, ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńPawlikowska pisze jedynie, że trzeba mandat zapłacić natychmiast gotówką, nie wyjaśniając jednak. myślę, że mają taki absurdalny przepis po prostu, pewnie w innych krajach znalazłyby się podobne "smaczki" :)
UsuńO, właśnie niedawno przytargałam tę książkę z biblioteki. Pewnie tradycyjnie będę w recenzji narzekała na styl autorki, no ale cóż... Marudzę, marudzę, ale i tak wciąż czytam kolejne książki Pawlikowskiej. :P
OdpowiedzUsuńJa też trochę narzekam na jej odpływanie, ale i tak czytam dalej, bo te książki mają w sobie coś :)
UsuńPawlikowska bardzo fajnie pisze i gada;) Ma w sobie to coś.
OdpowiedzUsuńUwielbiam wyprawy z Beatą Pawlikowską :) To moja ulubiona autorka książek podróżniczych. „Blondynki w zaginionych światach” jeszcze nie czytałam, ale mam kilka pozycji z tej serii, które są wzbogacone o piękne fotografie, co niewątpliwie dodaje im uroku!
OdpowiedzUsuńGdy poczytałam trochę więcej o pani Beacie, zdziwiło mnie np. to, że była żoną Cejrowskiego ;) W każdym razie nadal poluję na jej książki - mam zamiar je przeczytać.
OdpowiedzUsuńNo, ciekawe, czy razem biegali po dżungli:)
UsuńKsiążka idealna do pogłębienia wiedzy i dowiedzenia się czegoś ciekawego. ;) Choć odrzuca mnie lekko seksistowski tytuł.
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się, żeby w tym wypadku słowo "blondynka" było seksistowskie. To od lat pseudonim pani Beaty i jestem pewna, że używa go świadomie.
UsuńMam bardzo ambiwalentne odczucia w stosunku pani Pawlikowskiej. Pisze o tym, co uwielbiam - o podróżach, ale nie mogę się do niej przekonać...
OdpowiedzUsuńUwielbiam podróże i książki o wielkich wyprawach, uwielbiam poznawać świat i różne jego zakątki, ale pani Pawlikowskiej nie lubię i chyba już się do niej nie przekonam... :(
OdpowiedzUsuń