Nie wiadomo, gdzie dokładnie leży Wandernburg, bo miasto się ciągle przemieszcza. Każdego dnia te same uliczki prowadzą podróżnika w inne miejsce. Miasto labirynt, z którego nie sposób odejść.
Gdy bohater książki, Hans, trafia do Wandernburga, jego podróż zostaje przerwana. Miejsce, które miało być tylko przystanią, przed Dessau, pochłania go i na zawsze odmienia jego los. O Hansie nie wiemy wiele, a i to, co on sam mówi, okaże się być nieprawdą. Wiadomo, że jest obieżyświatem, człowiekiem znikąd. Nie znamy ani jego nazwiska, ani przeszłości.
„Chodzi o to, że nie mogę nic na to poradzić, ciągnął Hans, kiedy jestem długo w jednym miejscu, zauważam, że gorzej widzę, jakbym zaczynał ślepnąć. Wszystko zaczyna wyglądać tak samo, zaciera się i przestaję się zadziwiać. Kiedy z kolei jestem w podróży, wszystko wydaje mi się tajemnicze, nawet zanim dotrę na miejsce”.
Bohater pod wpływem impulsu lub znaku wciąż się przemieszcza i nigdzie nie zatrzymuje się na dłużej. Coś wciąż gna go naprzód. Do czasu. W Wandernburgu zostanie na bardzo długo, o ile nie na zawsze. Początkowo zaciekawi go tajemniczy kataryniarz, z którym Hans zaprzyjaźni się i dzięki któremu lepiej pozna świat i samego siebie. Później zakocha się w pięknej i inteligentnej Sophie Gottlieb.
Sophie poznajmy w momencie, gdy ma wyjść za mąż za bajecznie bogatego Rudiego Wilderhausa. Dziewczyna jest jednak charakterna i nie odpowiada jej rola posłusznej narzeczonej, wykorzystuje dobre maniery, „aby być niegrzeczną, tylko tak, aby nikt tego nie zauważył”. Sophie i jej ojciec prowadzą spotkania Salonu, które odbywają się w każdy piątek. W dyskusjach na tematy historyczne, polityczne, filozoficzne oraz czytelnicze dyskutują stali bywalcy, a więc profesor Mietter, Alvaro, pani Pietzine oraz państwo Levin. Do kulturalnych posiedzeń Salonu dołącza Hans, którego śmiałe poglądy nieraz budzą sprzeciw pozostałych rozmówców. To właśnie podczas piątkowych spotkań Hans i Sophie zakochują się w sobie, co sprawia obojgu niemałe kłopoty. Równolegle z Salonem toczą się rozmowy w Jaskini kataryniarza, gdzie być może towarzystwo nie jest już tak wyśmienite, ale dyskusje równie zajmujące.
„Wie pan, dlaczego dzisiaj nie jesteśmy w stanie wznosić tak imponujących gmachów jak niegdyś? To bardzo proste: właśnie dlatego, że niegdyś ludzie mieli imponujące przekonania, My, współcześni, mamy tylko opinie. Opinie i wątpliwości, i nic więcej. Ale, aby wznosić katedry, mój panie, potrzeba czegoś więcej niż kamieni, potrzeba śmiałych idei. Jednej idei, przynajmniej idei boskości. Współczesna architektura jest architekturą opinii, podobnie jak literatura, filozofia czy sztuki plastyczne. W ten sposób powoli karłowaciejemy”.
W Wandernburgu spotkamy więcej ciekawych postaci, wystarczy choćby wymienić rodzinę Zeit czy księdza Pigherzoga, prowadzącego „Księgę o stanie dusz”, w której opisuje z zapałem szczegóły z życia mieszkańców. W książce nie zabrakło również wątku kryminalnego, którego rozwiązanie niejednego zaskoczy. Jest więc namiętny romans, dreszczyk emocji, porywające rozmowy i interesujący główny bohater, którego polubiłam już na samym początku powieści.
Nie tylko Hans nie mógł wydostać się z Wandernburga. Mnie również odejście od historii jego i mieszkańców miasteczka przychodziło z niemałym trudem. „Podróżnika stulecia” się dosłownie pochłania, zwłaszcza, jeśli ktoś interesuje się historią i literaturą. Parafrazując jury „Mam talent', pozostaje mi powiedzieć, że jestem na tak.
Ocena: 9/10.
Ocena: 9/10.
Brzmi intrygująco.
OdpowiedzUsuń