wtorek, 14 lutego 2012

Miłość na ekranie

Komercyjne czy nie, walentynki są dniem zakochanych już od średniowiecza. Święto rozsławił jednak dopiero w XVIII wieku Walter Scott, piszący z rozmachem rycerskie romanse. Dziś w byle markecie można kupić czekoladki, lizaki czy inne słodycze w kształcie serca, symbolu miłości. Popularne są też poduszki serduszka czy cukierkowe bukiety kwiatów. Każdy znajdzie dla siebie coś odpowiedniego.

               Jak niedawno udowadniano w „Newsweeku” przed Walentynkami wzrasta sprzedaż gadżetów erotycznych. Co ciekawe, co trzecim klientem sex shopów są kobiety, które chętnie kupują stroje pielęgniarek, policjantek czy pokojówek. Ale nie sex przemysłowi będzie poświęcony ten tekst, ale filmom o miłości, tym, które lubię najbardziej i do których najczęściej wracam.

„Pamiętnik”  - niekwestionowany numer 1 na mojej liście. Film oglądałam już 16 razy i na pewno obejrzę jeszcze nie raz. Zawsze chciałam doświadczyć takiej miłości. Za każdym razem na nowo przeżywam z Allie i Noah rozstanie i cieszę się, gdy wracają do siebie. Do tego piękna muzyka (wspaniała scena, gdy bohaterowie tańczą na ulicy do „I’ll be seeing You” Billie Holiday) i zdjęcia. Przepiękny film.



„Moulin Rouge” – jako, że uwielbiam musicale, „Moulin Rouge” pokochałam od pierwszego obejrzenia (i usłyszenia;). Nicole Kidman i Ewan Mcgregor nie tylko dobrze zagrali, ale też zaśpiewali. Piosenki, wykonywane przez dwójkę głównych bohaterów znam na pamięć i stanowią one niezmienny repertuar mojej mp3. Film nie tylko wzruszający, ale i zabawny, wystarczy choćby wspomnieć scenę recytowania wiersza w Słoniu.


„Dziennik Bridget Jones” – ten film nie znalazłby się w ścisłej czołówce, gdyby nie boski Pan Darcy, w którego wcielił się czarujący Colin Firth. Gdzieś przeczytałam opinię, że Colin urodził się po to, by zagrać Pana Darcy’ego. I ja się z tym zgadzam. Wystarczy przypomnieć sobie jego głębokie spojrzenie z serialu BBC „Duma i uprzedzenie”. Tak samo, o ile nie bardziej, uwodzi w „Dzienniku Bridget Jones”. Film na którym można śmiać się i płakać, i który za każdym razem podoba mi się coraz bardziej.


Grzechem byłoby również nie wymienić którejś z komedii romantycznych z Julią Roberts. Moją ulubioną jest „Mój chłopak się żeni”. Ile razy się dziwiłam jak Mike mógł wybrać głupią Kim zamiast błyskotliwej Julianne. Film jest przede wszystkim śmieszny, ale nie brak w nim poruszających momentów. Do tego wpadająca w ucho muzyka i hit gwarantowany.


„500 Days of Summer” to chyba najbardziej życiowy z wybranych przeze mnie filmów. Co się w tej produkcji szczególnie podoba, to zwiewna i delikatna Zoey Deschanel. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o przystojnym Josephie Gordonie Levittcie, który tak przekonująco zagrał Toma, że aż chciałam ocierać mu łzy. Świetnie zrobiony, idealnie dobrana obsada, poruszająca historia miłosna i dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa to tylko kilka z zalet tego pięknego filmu, który niezwykle dobrze mi się kojarzy ;)


               Można się śmiać i mówić „Walentynki to ja mam codziennie, nie lubię tego święta, etc”, ale dla mnie jest to kolejna dobra okazja, by dostać prezent i pójść w jakieś wyjątkowe miejsce. Poza tym, skoro dentysta czy kot mogą mieć swoje dni, to dlaczego nie zakochani?




PS Zastanawiam się, czy ten kto wymyślił Dzień Dentysty, był zdrowy na umyśle ;)

2 komentarze:

  1. "Pamiętnik" <3 Książkę uwielbiam (nawet ostatnio zaopatrzyłam się we własny egzemplarz) a filmu jak na złość nie miałam okazji oglądać. Historia jest po prostu wspaniała więc może z okazji walentynek uda mi się w końcu zobaczyć ten film ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z wymienionych przez Ciebie filmów widziałam wszystkie. Do moich ulubieńców zalicza się "Moulin Rouge" i "Bridget Jones". ;)

    OdpowiedzUsuń