Kolejna perełka od
wybitnego włoskiego reżysera – Giuseppe Tornatore.

Tytułowy koneser to
podstarzały Virgil Oldman, właściciel jednego z najważniejszych domów
aukcyjnych. Jeden rzut oka wystarczy Virgilowi, by ocenić, czy ma do czynienia
z falsyfikatem, co czyni go najlepszym na świecie ekspertem od dzieł sztuki.
Bohater to typowy pracoholik, który w pogoni za karierą i pieniędzmi nie miał
czasu na życie prywatne. Jedynymi kobietami, jakie miał są skrzętnie zbierane
portrety kobiet pędzla wielkich mistrzów malarstwa, które zazdrośnie ukrywa
przed światem, a z nielicznymi znajomymi porusza głównie tematy zawodowe.
Skrzętnie budowany azyl, jaki sobie stworzył, zaczyna jednak pękać, gdy udaje
się na spotkanie z tajemniczą właścicielką willi, której od lat nikt nie
widział, a która posiada ogromną kolekcję dzieł sztuki.
Wszystko można
sfałszować. Nie tylko obraz, ale też miłość, przyjaźń, uczciwość i wszystko, co
ma jakąkolwiek wartość. W każdym fałszerstwie jest jednak coś autentycznego i
chyba właśnie to stara się nam przekazać Tornatore. Jego bohater jest niewinnym
starcem, który wpada w sidła miłości. Z chwilą przestąpienia przez niego progu
willi Claire rozpoczyna się niebezpieczna gra, z której on zdaje się nie zdawać
sobie sprawy. Podobnie jak fragmenty dziwnego mechanizmu, które stopniowo
znajduje Virgil, na scenie pojawiają się kolejne postaci, które odegrają
kluczową rolę w finałowym przedstawieniu. „Koneser” hipnotyzuje od pierwszej
chwili, przenosi widza do świata stopniowo rozwijających się uczuć, i pomału
odsłania kolejne elementy układanki. Ta autentyczność, z jaką Tornatore udało
się opowiedzieć tę historię, porywa i zaskakuje w świecie łatwo osiągalnych
przyjemności i wielkich hollywoodzkich hitów, ociekających sztucznością i
plastikiem.
Na osobną uwagę
zasługują świetnie zarysowani bohaterowie. Postać Virgila Oldmana jest
dopracowana z najdrobniejszymi szczegółami, podobnie zresztą jak zwiewna Claire
i cwaniaczkowaty Robert. Najbardziej zaskakujący okazał się być jednak Billy,
znajomy Virgila od przekrętów. Nic więcej jednak nie powiem, by nie popsuć Wam
przyjemności oglądania. Także pod względem aktorskim nie można na nic narzekać:
Geoffrey Rush, którego już niedługo zobaczymy w ekranizacji bestsellerowej
„Złodziejki książek”, zagrał naprawdę znakomicie. Gdybym to leżało w moich
kompetencjach z miejsca przyznałabym mu nominację do Oscara. Nie zawodzą także
odtwórcy ról drugoplanowych: Donald Sutherland, Sylvia Hoeks i Jim Sturgess.
Miło widzieć, że
Giuseppe Tornatore nadal jest w formie i wciąż potrafi zaczarować widza.
„Koneser” jest niczym mechaniczne cacko, stopniowo odsłaniające swoje tajemnice
i zadziwiające zawartością. Jak dla mnie, rewelacja.
Ocena: 9,5/10.
Skoro polecasz tak gorąco, grzechem byłoby nie obejrzeć! Czuję się zachęcona:)
OdpowiedzUsuńMam w planach obejrzeć "Konesera" w weekend :) Odkąd zobaczyłam zwiastun wiedziałam, że muszę ten film obejrzeć, a Twoja recenzja i wysoka ocena to potwierdziła.
OdpowiedzUsuńBrak mi czasu na filmy, a co o jakimś piszesz, to mam ochotę go obejrzeć. :(
OdpowiedzUsuńNie mam czasu na filmy i od 2 miesięcy żadnego nie obejrzałam, więc i tym razem chyba również nie dam rady.
OdpowiedzUsuńSzkoda:( Dla mnie filmy są równie ważne, co książki. O ile nie ważniejsze.
UsuńNo proszę, tak wysoko? To się skuszę...A co się będę... :)
OdpowiedzUsuńObstawiam Oskara - film jest doskonały. Byłam na nim w kinie już dwa razy, choć niezmiernie rzadko zdarza mi się taka rozrzutność ;-))
OdpowiedzUsuńJa na razie nie obstawiam, bo myślę, że może jeszcze jakiś ciekawy film się na horyzoncie pojawić.
UsuńPrzez Ciebie mam już cała listę filmów do obejrzenia, która tylko się wydłuża zamiast skracać. Jak wynajdujesz takie perełki? :)
OdpowiedzUsuńMiło mi to słyszeć:)
UsuńFabuła wydaje się być ciekawa. Ale jeszcze bardziej przekonująca jest konstrukcja filmu, połączenie wszystkiego w całość...lubię takie rozwiązania;)
OdpowiedzUsuńByłam ciekawa, czy ten film jest dobry, bo miałam ochotę go obejrzeć. Po Twojej recenzji nie mam wątpliwości :)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale wcześniej nie słyszałam o tym filmie. Po Twojej recenzji mam ochotę go obejrzeć i na 100% to zrobię!
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Muszę obejrzeć! Rush jest wybitny, a i Jima bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńostatnio więcej czasu zrobiło się dla filmów (albo raczej czuję taką potrzebę filmów ;-)) i tak co raz zaglądam na twojego bloga. tylko, dlaczego wieczory z gwiazdą tak szybko zniknęły? mery wypatruje kolejnych odcinków. a ten oczywiście też na liście już wylądował...
OdpowiedzUsuńMiło mi, że ktoś pamięta jeszcze o wieczorach!:) Ostatnio myślałam nad reaktywacją, więc jest szansa, że coś jeszcze się w tym temacie pojawi i to niedługo:)
Usuń