„Los puka do drzwi na różne sposoby. Niekiedy odbywa się to rozgłośnie, w pełni dramatycznie - niekiedy zaś cicho i podstępnie.”

Nie czytałam Jeżycjady
jako dziecko czy nastolatka i szczerze mówiąc nie byłam zbyt przekonana, czy
dobrze brać się za ten cykl teraz, „na stare lata”… Mając jednak w pamięci
poruszenie, jakie w blogosferze wywołała premiera „McDusi”, pomyślałam „a co mi
tam” i zapytałam znajomą panią bibliotekarkę o „Szóstą klepkę”. Nie ukrywam, że
przed lekturą byłam sceptycznie nastawiona, a później? Później było już tylko
lepiej!
Wraz z Małgorzatą
Musierowicz wybieramy się z wizytą na ulicę Słowackiego w Poznaniu, gdzie stoi dom
z wieżyczką, a w nim mieszka m.in. rodzina Żaków. Na kilkudziesięciu metrach
kwadratowych musi pomieścić się aż 7 osób: dziadek, rodzice, ciocia Wiesia,
kuzynek Bobek i dwie siostry: Julka i Celestyna. Jak każda rodzina, tak i Żakowie
mają swoje zwyczajne problemy: a to, że Bobek rozrabia, Julka nie pomaga w
domu, a matka-artystka nie ma czasu gotować obiadów.
W tym codziennym
rozgardiaszu próbuje odnaleźć się 16-letnia Cesia, cierpiąca na kompleksy z
powodu starszej i ładniejszej siostry. „Jestem gruba, brzydka, będę starą
panną” – Cesia jest zwyczajną nastolatką, nieśmiało
wkraczającą w świat miłości i do końca niewiedzącą jeszcze, kim jest i czego
chce.
Czytając przemyślenia
Cesi, nie mogłam się nie uśmiechnąć do samej siebie, bo przecież 10 lat temu,
myślałam bardzo podobnie! Zadziwiające, jak „Szósta klepka” jest nadal aktualna
i być może dlatego cieszy się niesłabnącą popularnością wśród polskich
czytelników, i to już od 36 lat! Napisana przez Małgorzatę Musierowicz w
czasach, gdy w Polsce kwitł komunizm, świetnie wpisuje się także w moje
pokolenie, które wiek nastoletni przeżywało na przełomie lat 90. i 2000 rokiem.
Cóż mogę powiedzieć, poza tym, że żałuję, że nie znałam Jeżycjady kilkanaście
lat temu…
![]() |
dom Żaków przy ulicy Słowackiego |
Czytać o Żakach, to tak
jakby czytać o przeciętnej polskiej rodzinie końcówki ubiegłego wieku. Dzięki
prostemu, acz ciepłemu, stylowi autorki, nie tylko przyjemnie się czyta „Szóstą
klepkę”, ale można też myślami wrócić do dzieciństwa, kiedy to kręciło się mak
na święta, a młodszy braciszek nieustannie coś psocił. Czy polecam więc tę
książkę? Tak, choć mam wrażenie, że spodobałaby mi się bardziej kilkanaście lat
temu.
Ocena: 7,5/10.
Źródło zdjęcia: http://musierowicz.blox.pl/2007/04/ulica-Slowackiego-dom-Zakow.html
Źródło zdjęcia: http://musierowicz.blox.pl/2007/04/ulica-Slowackiego-dom-Zakow.html
Lubiło się książki Musierowicz kiedyś. :)
OdpowiedzUsuńTo moja ulubiona powieść z serii "Jeżycjada"...niesamowicie ciepła i pełna humoru;)
OdpowiedzUsuńAch, moja ukochana Jeżycjada! Nigdy nie jest za późno na zapoznanie się z nią ;)
OdpowiedzUsuńChyba powinnam do niej wrócić i przy okazji powspominać sobie stare, dobre czasy ;) Powieści Pani Musierowicz są ponadczasowe i zawsze aktualne, ale muszę przyznać, że nowsze książki nie są tak dobre, jak te starsze...
Pozdrawiam!
Na razie muszę wypożyczyć "Kłamczuchę", nie będę więc myśleć jeszcze o późniejszych częściach:)
UsuńW czasach szkolnych czytałam ,,Szóstą klepkę'', ale już nie pamiętam jej fabuły, dlatego chętnie sobie ją odświeżę ponownie.
OdpowiedzUsuń"Szóstą klepkę" uwielbiam za ten dom z wieżyczką właśnie:), bardzo ucieszyło mnie jego zdjęcie w Twoim poście. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWśród moich przyjaciółek jestem chyba jedyną osobą, która nigdy nie przeczytała ani jeden książki pani Musierowicz i coś czuję, że chyba dla mnie już za późno ;)
OdpowiedzUsuńMyślałam podobnie, ale uwierz mi, że nigdy na nic nie jest za późno, a tym bardziej na tę książki!:)
UsuńUwielbiam, uwielbiam Jeżycjadę! Czytałam ją już w podstawówce i powtarzałam wiele razy. A że jeszcze jestem nastolatką, często przeżywam te same problemy i Jeżycjada mi po prostu pomaga. "Szóstą klepkę" bardzo lubię przede wszystkim za humor (zazwyczaj płacze przy niej ze śmiechu), ale wolę dalsze części ze względu na Borejków :)
OdpowiedzUsuńTeż nie czytałam kiedy byłam trochę młodsza, a niektóre znajome zachwycały się Jeżycjadą mniej-więcej tak, jakby to była nasza polska Ania z Zielonego Wzgórza czy coś :) Fajnie, że zabrałaś się teraz za tę serię, chyba muszę zrobić podobnie.
OdpowiedzUsuńJa pamiętam, że myślałam, że to jakiś szit, który nie warto czytać... Teraz mi wstyd.
UsuńIle ja się naśmiałam przy tej książce! Zaczynam żałować, że nie sięgnęłam po następne, sama nie wiem dlaczego. Muszę to nadrobić w najbliższym czasie :) Też jako jeszcze młodsza czytelniczka nie miałam okazji zapoznać się z Jeżycjadą i teraz żałuję. Ale jest czas, można nadrabiać :) A to kręcenie maku... Dość ciekawa historia w "Szóstej klepce" ;)
OdpowiedzUsuńKochana, koniecznie! Ja już jutro mam zamiar pobiec w podskokach po "Kłamczuchę":)
UsuńDzięki wielkie, bo dzięki Tobie powróciły wspomnienia i chyba też powrócę do Jeżycjady!
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Jakoś nigdy nie sięgałam po książki Musierowicz, chociaż były wszędzie polecane. Nawet chyba miałam jedną w szkole jako lekturę. Nie przemawiały do mnie i chyba dzisiaj już za późno. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJako dziecko czytałam kilka książek Musierowicz, ale nie znam ich chronologii, więc czytałam "w cały świat". Teraz czasami mnie kusi, żeby wrócić do tych powieści, ale jednak mam obawy, że już mi się tak podobać nie będą.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Musierowicz, ale nie znam całej Jeżycjady... obiecałam sobie, że to się zmieni. "Szóstą klepkę"uwielbiam:)
OdpowiedzUsuń"Szósta klepka" jest w porządku, ale nie należy do moich ulubionych części Jeżycjady... Cóż :>
OdpowiedzUsuńB.
PS Nie Celina, a Celestyna, takie było prawdziwe imię Cesi.
Dziękuję za uwagę, już poprawiam:)
Usuń