„Musisz postępować tak, by odnosił wrażenie, że to on jest panem sytuacji. Daj mu się ścigać, lecz sama nigdy go nie goń. W sytuacjach kiedy możesz zrobić krok w jego stronę, lub uciec, zawsze uciekaj, lecz nigdy tak, by nie mógł Cię złapać.”
Kilka lat temu wybrałam
się do kina na „Kochanice króla”, nie mając pojęcia, że film ów powstał na
podstawie bardzo poczytnej powieści Philippy Gregory. Wrażenia? Podobało mi
się. Był przystojny Eric Bana, świetne Natalie Portman i Scarlett Johansson,
ciekawa fabuła, napięcie i iskry. Wczoraj skończyłam czytać literacki
pierwowzór, myślę sobie: „obejrzę film i zobaczę, czy dużo pozmieniali”. No i
siadam, oglądam, jestem znudzona, ziewam, no nie mogę tego zdzierżyć… Co oni
zrobili z tą historią? Gdzie się podziały emocje? Co z panią Boleyn? Przecież
miała być zołzą! Czemu ten ojciec tak poczciwie wygląda? Nie, nie, wszystko nie
tak… I nie pomaga nawet obłędnie przystojny król. Reżysera trzeba wtrącić do
Tower, niech pomyśli przez chwilę nad tym, co uczynił!
Ci, którzy czytali
„Wieczną księżniczkę” znają kulisy małżeństwa Henryka VIII z Katarzyną
Aragońską, infantką hiszpańską. Młody król był zafascynowany piękną i starszą
od siebie szwagierką, która stała mu się partnerką zarówno w łożu, jak i w polityce. Nic z tej zażyłości nie
odnajdziemy już na kartach „Kochanic króla”. Henryk jest rozgoryczony z powodu
braku męskiego potomka, syna, który zostałby w przyszłości umiłowanym władcą
Anglii. W spłodzeniu dziedzica nie pomaga także wiek Katarzyny, która
niebezpiecznie zbliża się do menopauzy. W tym czasie na dworze pojawią się
siostry Boleyn: Maria i Anna, a ich zadaniem jest usidlić Henryka i zdobyć
względy dla rodziny, która nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć zamierzony
cel. Różne od siebie jak ogień i woda, ziemia i niebo, najpierw jedna, potem
druga, są wpychane w ramiona króla, który jest przecież tylko mężczyzną… Zanim
Anna straci głowę, a Henryk zwróci uwagę na bladolicą Jane Parker, wydarzy się
niejeden skandal, będzie mrocznie i emocjonująco. I wiecie co, będziecie się
bać, nawet jeśli dobrze wiecie, jaki będzie finał…
Już rozpoczęcie książki
jest mocnym akcentem i tragiczną zapowiedzią tego, co się wydarzy: król
rozkazuje skrócić o głowę lorda Buckinghama za obrazę majestatu i spiskowanie.
Dworzanie myśląc, że to żart i władca niechybnie okaże łaskę przybywają na
egzekucję. Nic bardziej mylnego. Ułaskawienia nie ma, Henryk pokazuje, kto jest
królem i jaki los czeka zdrajców. Trzeba przyznać, świetny wstęp do
opowiedzenia historii Anny Boleyn, kobiety, która za kilka lat podzieli los Buckinghama
i stanie się najbardziej kontrowersyjną, i znaną spośród sześciu żon Henryka VIII.
Philippa Gregory już od
pierwszych stron wprowadza nas w świat dworskich intryg, romansów, skandali i
skomplikowanych układów. Szczegółowe opisy zwyczajów i zabaw, a także bogate
tło historyczno-obyczajowe pozwalają lepiej zagłębić się w opisywany świat.
Zadziwiło mnie np. to, że damy dworu muszą udawać, że nie poznają, iż jedną z
postaci w przedstawieniu jest król, co zresztą stało się świetną okazją do
flirtu dla Marii. Najdziwniejsze wydało mi się zwracanie się dzieci do rodziców
per „pani matki”, „panie ojcze”, toteż rozmowy rodzeństwa Boleyn o rodzinie
wywołały niejeden uśmiech na mojej twarzy. Autorka nie szczędzi także
szczegółów dotyczących polityki i skutków braku męskiego dziedzica korony.
Najbardziej zaciekawiły mnie jednak gierki potężnych rodów, rywalizujących o
wpływy na dworze. Najpierw Boleynowie i Howardowie, potem także Seymourowie,
bez wahania podsuwają jurnemu królowi swoje córki, nie licząc się z ich szczęściem
i zdaniem. O tyle o ile Anna wydaje się być stworzona do roli uwodzicielki i
intrygantki, to było mi szczerze szkoda prostodusznej i naiwnej Marii, której
małżeństwo i spokój zniszczono z powodu kaprysu jednego człowieka, i głodnych
władzy krewniaków.
Wielu powie, że
„Kochanice króla” to historia Anny, ale dla mnie pierwsze skrzypce gra Maria.
Dość powiedzieć, że to ona dostała od autorki prawo głosu i to jej oczami
czytelnik poznaje tę historię. Poza tym przed przeczytaniem książki czy
obejrzeniem filmu każdy znał dzieje Anny Boleyn, a któż miał pojęcie, jaką rolę
w tym wszystkim odegrała Maria? Philippa Gregory oś fabularną snuje wokół
Marii, niesłusznie zapomnianej przez historię.
Trzeba autorce oddać,
że udało jej się stworzyć postaci z krwi i kości, które potrafią czasami bardzo
zirytować czytelnika. Ręce mi opadały nad miękkością Jerzego i naiwnością
Marii, z kolei bardzo chciałam potrząsnąć Anną, by przestała w końcu snuć
intrygi. Najbardziej godną uwagi postacią jest jednak według mnie Katarzyna Aragońska,
która, choć pozostaje nieco na uboczu, wywiera ogromny wpływ na wszystkich
dworzan. Ona jedna spośród licznych żon Henryka zasłużyła na miano królowej.
I byłoby tak pięknie,
gdyby nie styl Philippy Gregory, który mnie trochę mierzi, już mniej niż w
przypadku „Wiecznej księżniczki”, ale jednak nadal. Wydaje mi się, że nie
zaszkodziłoby „Kochanicom króla” trochę więcej literackiego kunsztu, a mniej
prostoty. Nie mniej jednak polecam. Warto przeczytać.
Ocena: 8,5/10.
Też widziałam parę lat temu film i mi się podobał. Wiele osób poleca książki pani Gregory, ale ja jeszcze się jakoś nie zdecydowałam :) Twoja wysoka ocena dała mi do myślenia :)
OdpowiedzUsuńEeee... A ja nie wiem, o co chodzi ci z tym stylem, dla mnie był bez zarzutu :-/
OdpowiedzUsuńTakie samo zdanie, co Karolina. Też nie mogę nic zarzucić stylowi Gregory. Powieść wywarła na mnie ogromne wrażenie i byłam zdziwiona, bo trzymała w napięciu, mimo że (jak słusznie zauważyłaś) finał tej historii jest powszechnie znany.
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że między mną a Gregory nie ma chemii ;)
OdpowiedzUsuńO, to mnie zaskoczyłaś, bo i mnie się film podobał i nie sądziłam, że w porównaniu z książką wypadnie tak słabo. Muszę w końcu sama się przekonać w czym rzecz.
OdpowiedzUsuńPoznałam tylko "Odmieńca" tej autorki i styl mi odpowiadał. Ciekawa jestem jakie wrażenie wywrą na mnie te poważaniejsze pozycje :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o filmie, o książce niestety nie, ale się skuszę. Na książkę najpierw, bo nie chcę sobie zepsuć pierwszego wrażenia. Uwielbiam "stare, królewskie" czasy, więc jestem pewna, że się zachwycę. Będę szukać pomiędzy regałami biblioteki. :)
OdpowiedzUsuńCiepło,
Ew
Nie oglądałam ani nie czytałam. Znam tę historię z lekcji i z serialu. Jednak nigdy nie ciągnęło mnie ani do tej książki ani do filmu. Może sobie odpuszczę tym razem. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam i mała szansa na to, że to zrobię, ale oglądałam film, który baaardzo mi się podobał. :)
OdpowiedzUsuńFilm oglądałam, a z książką chętnie bym się zapoznała:)
OdpowiedzUsuń