Dosłownie poraziła mnie
ta książka. Niby zwyczajna historia, bez wielkich dramatów i chwil podniosłych,
a robi kolosalne wrażenie. Dlaczego? Bo to opowieść o ludziach, jakich wiele,
szarych obywatelach, pozbawionych szans na godną egzystencję.
Hans Fallada napisał
ponadczasową, a nawet ponadnarodową, książkę, którą śmiało można dostosować do
sytuacji we współczesnej Polsce. Ilu znacie takich Pinnebergów? Ja całe
mnóstwo. I chyba to tak przeraża, że tak łatwo stać się jednym z nich, stracić
pracę, i próbować wyżyć z zasiłku…
Akcję pisarz osadził w
międzywojennych Niemczech, a głównymi bohaterami uczynił młode małżeństwo,
bezskutecznie próbujące związać koniec z końcem. Jaginka i Johannes
Pinnebergowie w nowe życie wkraczają pełni marzeń i wiary w lepsze jutro.
Niestety w ogarniętym recesją kraju nie jest łatwo żyć zwyczajnym, pozbawionym
szczególnych uzdolnień ludziom, którzy na dodatek spodziewają się dziecka. Johannes,
co prawda, ma pracę, ale ledwo mu starczało za kawalera na utrzymanie, więc jak
tu wyżyć w trójkę? Posadę w dodatku łatwo stracić. Pracodawca może pozwolić
sobie na traktowanie pracowników jak śmieci, na stanowisko każdego jednego
znajdzie się bowiem kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu chętnych, gotowych
pracować za jeszcze mniejsze pieniądze, byleby jakoś to było dzisiaj, a co
jutro nieważne…