wtorek, 28 lutego 2012

„Pedro Paramo” Juan Rulfo, czyli zapowiedź realizmu magicznego

Pozycja wydana w serii wydawnictwa Znak „50 książek na 50 lecie Znaku”, zachwalana przez samego Gabriela Garcie Marqueza, wybitnego pisarza hiszpańskojęzycznego. Marquez „Pedra Paramo” wspomina tak: „Alvaro Mutis wspiął się wielkimi susami na siódme piętro mojego domu z paczką książek pod pachą, wyjął najcieńszą i najkrótszą i powiedział do mnie z uśmiechem: "Przeczytaj to, cholera, i się ucz!". To było Pedro Páramo. Tej nocy nie mogłem zasnąć, dopóki nie przeczytałem książki dwukrotnie. Nigdy, od tej strasznej nocy, w którą czytałem Przemianę Kafki na nędznej stancji podczas studiów w Bogocie - prawie dziesięć lat wcześniej - nie uległem podobnemu wzruszeniu”.

Juan Preciado obiecuje umierającej matce, że uda się do Comala i odszuka ojca, którego nigdy nie poznał. W wyludnionym miasteczku na swojej drodze spotyka tylko duchy, które szeptają mu historię ojca, który doszedł do władzy przemocą i tak też rządził. Juan prowadzi dialogi ze zmarłymi, słucha opowieści o życiu w Comala. Poszczególne informacje są jednak ze sobą sprzeczne, a wkrótce główny bohater umiera ze strachu. Historia się jednak nie kończy. Narrację przejmuje Dorotea, z którą bohater wcześniej rozmawiał. Opowieść będzie trwała dopóki, dopóty historia Pedro Paramo nie dopełni się.

„Od czasu do czasu słyszałem dźwięk słów i dostrzegałem różnicę. Bo słowa, które słyszałem dotychczas – wreszcie zdałem sobie z tego sprawę – nie miały żadnego dźwięku,  nie dźwięczały i dawały się słyszeć bez dźwięku, jak te, które się słyszy we śnie”.

Jako wielbicielka prozy hiszpańskojęzycznej musiałam sięgnąć po tę pozycję. Spodziewałam się czegoś innego, dlatego jestem trochę rozczarowana, zwłaszcza nikłymi rozmiarami powieści – zaledwie 142 strony w wydaniu polskim. Nie jest to druga opowieść o Macondo Marqueza, Comala jest wymarłe, życie w nim dawno przestało istnieć, dlatego fabuła nie jest równie porywająca jak w „Stu latach samotności”. Nie mniej jednak postacie Rulfo są ciekawe i nietuzinkowe, nie tylko tytułowy Pedro Paramo, ale też Ojciec Renteria, który odmawia pochówku, jeśli zmarły prowadził grzeszne życie, chyba, że jego rodzina należycie zapłaciła. Pomimo wyrzutów sumienia udziela jednak ostatniej posługi Miguelowi Paramo, który zgwałcił jego siostrzenicę i zamordował brata. Historia opowiadana jest w porządku achronologicznym, dlatego czasem trudno się połapać, co się ma do czego. Dzieje mieszkańców miasteczka poznajemy wybiórczo i fragmentarycznie. O Juanie nie wiemy praktycznie nic, dlatego trudno wyrobić sobie zdanie na jego temat. Podobnie jest z Pedro, który jest postacią wielowymiarową. Z jednej strony jest agresywny i brutalny, wręcz zdolny do wszystkiego, z drugiej wciąż woła i czeka na ukochaną Susane, zmarłą żonę.

Książka zachwyca pod względem literackim. Należy czytać ją powoli i rozkoszować się każdym zdaniem, bo autor jest oszczędny w słowach. Nie przeszkadza to jednak w poczuciu na skórze silnego wiatru czy upału w Comala. Polecam miłośnikom literatury latynoamerykańskiej, oni się na pewno nie zawiodą. Osobiście na pewno jeszcze wrócę do Comala, nie raz.

Ocena: 8,5/10.

4 komentarze:

  1. Ten fragment, który tu umieściłaś jest piękny...

    OdpowiedzUsuń
  2. Takich książek wręcz nie można czytać zbyt szybko, bo niektóre fragmenty chowają się wśród innych. Kocham lektury, które zachwycają językiem. Niestety nie znam zbyt dobrze literatury hiszpańskojęzycznej, ale planuję to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Realizm magiczny bardzo lubię w książkach, więc i tę z chęcią przeczytam:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zainteresowała mnie ta książka. Skoro sam Marquez ją poleca to musi być dobra :)

    OdpowiedzUsuń