niedziela, 15 stycznia 2012

Musimy porozmawiać o Kevinie/We need to talk about Kevin

Film jest przerażający. Ostatni raz tak się bałam, oglądając „Chłopca w pasiastej piżamie”. Oba filmy wywołały we mnie te same reakcje: strach, niedowierzanie i płacz.

Tytułowy Kevin jest nie tylko demonicznym nastolatkiem, jak sugeruje opis na filmwebie, ale też nie brakuje mu złośliwości jako małemu dziecku. Z premedytacją manipuluje rodzicami i doprowadza matkę do załamania nerwowego. Eva była szczęśliwą i spełnioną kobietą, dopóki nie urodził się Kevin. Chłopiec od samego początku przysparzał wielu problemów wychowawczych. Dorastając stawał się coraz okrutniejszy dla matki, która nie potrafiła sobie z nim poradzić. Eva nie znajdowała również oparcia w mężu, który uważał, że przesadza i rozpieszczał syna. Kevin zmienił życie rodziny w prawdziwy i niekończący się koszmar.

           Lynne Ramsay, reżyserka, nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy to matka popełniła błąd wychowawczy wobec Kevina, czy też był on zły od urodzenia. Z jednej strony Eva naprawdę stara się zaakceptować syna, z drugiej od początku filmu widać, że niedojrzała ona jeszcze do macierzyństwa, a frustracje przelewała na malca. Czy to doprowadziło do tego, że chłopiec był wyzbytym jakichkolwiek uczuć manipulatorem? Pewnie mogło. Jednakże ile mogła jeszcze znieść ta wykończona psychicznie kobieta?  I czy można bezwarunkowo kochać potwora?

           „Musimy porozmawiać o Kevinie” tak bardzo porusza, bo jest to opowieść, która naprawdę mogła się wydarzyć. Matka jest napiętnowana przez społeczeństwo za czyny syna. Ludzi plują jej w twarz. Obwiniają winą za to, co zrobił Kevin. A ona ze stoickim spokojem znosi wszystkie ciosy, zdrapuje farbę z domu i słucha obelg. Film składa się z dwóch części: dzieciństwa Kevina i powolnego załamywania się Evy oraz jej życia po tragedii. Zdarzenia z obu części przeplatają się ze sobą i są prezentowane achronologicznie.

          Tilda Swinton stworzyła tak wiarygodną postać, że przez cały film współczułam Evie i trzymałam za nią kciuki. Swinton rewelacyjnie zagrała kobietę, która wszystko chowa w sobie i nie wyzwala emocji. Wybitna kreacja. Równie dobry był Ezra Miller, wcielający się w postać nastoletniego Kevina. Na uwagę zasługuje też aktor, grający Kevina w wieku przedszkolnym – Jasper Newell, który, jak dla mnie, był nawet bardziej przerażający niż Eza Miller.


            „Musimy porozmawiać o Kevinie” to interesująca historia, opowiedziana w niebanalny sposób. Po skończonym seansie widz musi dokonać oceny moralnejbohaterów. Kto zawinił? Eva? Kevin? Chociaż sama wykonałabym na gnojku karę śmierci, to naprawdę trudno jest film jednoznacznie ocenić. Bo skąd zło wzięło się w takim małym dziecku? Czy powinniśmy więc odpowiedzialnością obarczyć Evę? Nie wiem. Film jest niepokojący. Kawał dobrego kina i prawdziwy deser, jeśli chodzi o grę aktorską. Rewelacja.

Ocena: 10/10.

5 komentarzy:

  1. Idealny film dla mnie, muszę obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż nie chce mi się wierzyć, że kiedy pierwszy raz usłyszałam tytuł tego filmu, pomyślałam o "Kevinie samym w domu" i że pewnie ma on coś z nim wspólnego :)

    Z pewnością obejrzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. zachęcam - naprawdę robi wrażenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak a propos "Małych kobietek" - Postanowiłam wyjątkowo się poświęcić i przeczytałam tę książkę w formie ebooka. Na szczęście nie jest zbyt długa ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Choć z powodu nadmiaru seriali mam ograniczony limit czasu na filmy ;)
    To zobaczę, bo Twój tekst mnie zaciekawił, a gra Tildy przypadła mi do gustu w "Opowieściach z Narnii".

    OdpowiedzUsuń