Głównym bohaterem, a zarazem narratorem „Okruchów dnia” jest Stevens, majordomus w podupadłym Darlington Hall. Stevensa poznajemy, gdy udaje się w podróż do Kornwalii, by odwiedzić tam dawną gospodynię domu – pannę Kenton. Mężczyzna z rozrzewnieniem wspomina czasy służby u lorda Darlingtona i porównuje z obecnymi, kiedy to znaczna część posiadłości została zamknięta przez nowego właściciela – Amerykanina Farradaya, który chciał jedynie kupić okazały angielski dom z najprawdziwszym kamerdynerem. W oczach Stevensa nowy pan nie może się równać z lordem Darlingtonem, nie mniej jednak bohater stara się służyć mu jak najlepiej, w tym celu z niemałym trudem opanowuje sztukę dowcipu
„Okruchy dnia” to powieść tak angielska jak powieści Jane Austen. Główny bohater jest nie tylko podstarzałym kamerdynerem, ale też dżentelmenem w każdym calu. O służbie u lorda Darlingtona i samym pracodawcy wyraża się bezkrytycznie. Nie uważa za złe, że jego chlebodawca sympatyzuje z faszystami, mało tego, cieszy się, że może usługiwać ważnym osobistościom. Stevens jest bezwarunkowo oddany swojemu panu, wzorowo wypełnia swoje obowiązki i cierpliwie znosi poniżenia ze strony licznych gości, bywających w Darlington Hall. Zagłębiając się w pracy, zatraca siebie – nie widzi albo nie chce widzieć, że panna Kenton darzy go uczuciem, w efekcie traci szansę na osobiste szczęście. Prawdziwym dramatem Stevensa jest to, że nie jest w stanie przyznać się do popełnionych błędów i do tego, że tak naprawdę nigdy nie miał własnego zdania. Dobry kamerdyner musi bez słowa sprzeciwu wykonywać swoją pracę i taką osobą jest właśnie Stevens. Nawet po uświadomieniu sobie, że mógł wieść inne życie – u boku ukochanej kobiety, mężczyzna pomimo chwilowego zdezorientowania, wraca do swoich obowiązków. Rola kamerdynera jest bowiem jedyną, jaką potrafi odgrywać.
„Mówi się czasem, że prawdziwi kamerdynerzy istnieją tylko w Anglii. W innych krajach są tylko służący, niezależnie od przyznawanego im tytułu. Skłonny jestem zgodzić się z tą opinią. Ludzie z kontynentu nie potrafią być kamerdynerami, ponieważ są jako rasa niezdolni do takiego okiełznania uczuć, jakie wyćwiczył w sobie naród angielski. Ludzie z kontynentu — oraz, zgodzą się Państwo, w znacznej mierze wszystkie ludy celtyckie — zazwyczaj nie panują nad sobą w chwilach silnego wzruszenia, a więc nie potrafią we wszelkich okolicznościach zachować postawy ściśle zawodowej”.
Historia opowiadana jest z perspektywy służącego, język nie jest więc zbyt wyszukany i idealnie pasuje do charakteru głównego bohatera. Anegdota goni anegdotę, a niektóre z przywoływanych wspomnień są niemiłosiernie nudne. Czytając wynurzenia Stevensa na myśl przychodził mi niejednokrotnie Carson, majordomus z serialu „Downton Abbey”. Carsona i Stevensa wiele łączy: obaj służą w wielkim domu, nie mają swojego życia i nie potrafią przystosować się do nowych czasów. Ciekawa jestem, jak bohater „Downton Abbey” poradzi sobie w nowej rzeczywistości, jaka narodziła się po I wojnie światowej.
Momentami „Okruchy dnia” naprawdę wciągają, a momentami nie dało się tego czytać – w takich chwilach niecierpliwie patrzyłam, ile stron zostało do końca rozdziału. Trudno mi wystawić jednoznaczną opinię na temat tej skądinąd ciekawej książki, dlatego napiszę tylko, że jest to doskonałe studium o pracy i życiu kamerdynera tamtych czasów, chociaż niekoniecznie fascynujące.
Ocena: 7/10.
Brzmi uroczo:) Jeśli to podobieństwo do książek Jane Austen faktycznie istnieje to myślę, że ta książka to świetna lektura na jakiś spokojny wieczór;)
OdpowiedzUsuńJest klimat takiej angielskiej powieści, szkoda tylko, że trochę nudnawej ;)
UsuńKojarzę autora - mam w planach wspomniane przez ciebie "Nie opuszczaj mnie". O tej książce jeszcze nie słyszałam... Sięgnę po nią jeśli ta wcześniejsza przypadnie mi do gustu ;)
OdpowiedzUsuń