niedziela, 15 kwietnia 2012

„Piąte dziecko” Doris Lessing - o odmienności i braku akceptacji

„Piąte dziecko” to moje pierwsze spotkanie z laureatką literackiej Nagrody Nobla 2007 – Doris Lessing. Spotkanie, które było niezwykle emocjonalne i niestety zbyt krótkie. Nie mogę odżałować, że „Piąte dziecko” to powieść zaledwie 140 – stronicowa. Bardzo trudno było mi się rozstać z książką, która od samego początku całkowicie mnie pochłonęła. Autorka w prosty sposób opowiedziała przerażającą historię o tym, jak traci się złudzenia.

Bohaterowie powieści, Harriet i Dawid, są ekscentrykami, którzy nie rozumieją rewolucji seksualnej lat 60. i chcą wieść jak najbardziej staroświeckie życie. Żyją nieco na uboczu, nie przepadają za przyjęciami, na których regularnie podpierają ściany. Tak też się poznają. Nietrudno się domyślić, że są to ludzie stworzeni dla siebie, których połączyła nie tylko miłość, ale też marzenia o wielkim domu i gromadce dzieci. Ich idylliczne życie z czwórką kochanych i zdrowych dzieciaczków zostanie jest w brutalny sposób przerwane. Czym, zapytacie? Kolejną ciążą, tym razem nieplanowaną. I nie byłoby w tym nic strasznego, w końcu Harriet i Dawid pragnęli mieć liczną rodzinę, gdyby nie to, że piąte dziecko jest inne i w niczym nie przypomina rodzeństwa. Ben, bo takie imię nosi chłopiec, jest nad wyraz silny jak na swój wiek i ma w sobie coś pierwotnego. Z chwilą jego przybycia na świat szczęście rodzinne na zawsze zostanie zmącone i nic nie będzie już takie jak przedtem. Jak poradzą sobie z nową sytuacją Harriet i Dawid? Przekonajcie się sami.

            W „Piątym dziecku” znajdziemy wiele interesujących wątków, takich jak: relacja matki z dzieckiem, problem inności, odmienności, wielodzietność a współczesny model rodziny. Najważniejszy jest jednak wątek kruchości ludzkiego szczęścia, które zauważamy dopiero, gdy je stracimy. Bohaterowie powieści wielokrotnie wyrzucają sobie, że spadła na nich kara za to, że postanowili być szczęśliwi na przekór innym. Kupili dom wielkości hotelu, chociaż rodzina mówiła im, że to za dużo, chcieli ośmiorga dzieci, wbrew zapewnieniom krewnych, że to niepraktyczne i zbyt kosztowne. Byli szczęśliwi do granic możliwości, zamknięci we własnym idyllicznym świecie, który runął przez niemożliwość akceptacji piątego dziecka, które zaczęło niszczyć rodzinę już w chwili pojawienia się w łonie matki. I tu pojawia się kolejna istotna kwestia, jaką jest stosunek społeczeństwa do odmienności. Harriet od początku czuła, że Ben jest inny niż wszyscy znani jej ludzie, bała się go, ale kochała. Natomiast Dawid i cała rodzina nigdy nie zaakceptowali chłopca, uznając go za nienormalnego. Społeczeństwo nie radzi sobie z innością, nie wie jak zachować się w obliczu choćby zespołu Downa. Tolerancja kończy się z chwilą, gdy odmienność wkracza w nasze życie i przestajemy być jedynie obserwatorami. W książce Lessing to matka zostaje obwiniona za sprowadzenie na świat odmieńca, jest samotna we wszystkich działaniach i podejmowanych decyzjach. Jest jedyną osobą, która podejmie desperacką próbę przystosowania Bena do życia rodzinnego. Przerażający jest także brak jakiejkolwiek pomocy ze strony środowiska lekarskiego, które uznaje zachowanie chłopca za nieodbiegające od normy i nie reaguje na prośby zrozpaczonej Harriet, by ktoś nazwał chorobę jej syna. Osamotniona we wszystkim kobieta dochodzi do wniosku, że jej syn jest na pewno upośledzony, zdarza jej się myśleć o nim jak o przybyszu z kosmosu.

            Książka wybitna. Jest jednak pewna kwestia, która bardzo mnie irytowała, mianowicie chodzi o spolszczanie imion. Całkowicie nie rozumiem, dlaczego tłumaczka postanowiła z Paula zrobić Pawła, a z Lucasa Łukasza. Żeby tego było mało, była niekonsekwentna w swoim zamyśle, pozostawiając Harriet Harriet, a nie podając polski odpowiednik tego imienia, czyli Henrykę. Czyżby pani tłumaczce imię Henryka się nie podobało? Skoro tak, to po diabła brała się za spolszczanie pozostałych imion. Niby nic takiego, a jednak bardzo mnie to denerwowało w czasie lektury.

            „Piąte dziecko” to książka, którą nie tylko warto, ale wręcz trzeba przeczytać. Autorka opowiedziała trudną historię w sposób niezwykle lekki. Tematyka powieści jest jak najbardziej aktualna i stanowi ciekawy kontrast dla filmu czy też książki „Musimy porozmawiać o Kevinie”. Mam nadzieję, że uda mi się gdzieś dorwać „Podróż Bena”, czyli kontynuację „Piątego dziecka”.

Ocena: 10/10.

6 komentarzy:

  1. Mam w planach tę książkę i z chęcią przeczytam gdy trafi w moje ręce:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi interesująco. Napisać o czymś ciężkim w lekki sposób bez efektu infantylizmu, niewspółmierności treści do formy i wszelkich innych negatywnych spraw, za które czytelnik mógłby się obrazić, to sztuka.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż trudno się nadziwić, że tyle wątków ukrywa tak krótki utwór. Fabuła wydaje się ciekawa, więc gdy tylko natknę się na tę książkę, bez wątpienia przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety, nie dla mnie jest chyba ta pozycja, chociaż brzmi ciekawie. Ostatnio bardziej lubuję się w fantastyce i powieściach przygodowych. ;)
    Pozdrawiam,
    Ew

    OdpowiedzUsuń
  5. Słyszałam o książce "Cień motyla" i od dłuższego czasu mam ją na swojej liście pozycji koniecznych do przeczytania. Jednak jeszcze jej nigdzie nie widziałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trzymam kciuki, żeby udało Ci się ją znaleźć ;)

      Usuń