piątek, 27 kwietnia 2012

Sekretne życie pszczół/The Secret Life of Bees


Po obejrzeniu “Sekretnego życia pszczół” nie mogłam przestać powtarzać: „ach, jak mi się ten film podobał”. Było wszystko to, co cechuje dobry film, a więc: ciekawa historia, nietuzinkowi bohaterowie, piękne zdjęcia, a całość wywołuje u widza na przemian śmiech i łzy. Jestem zauroczona i już na wstępie zachęcam do obejrzenia tego cudownego filmu, powstałego na podstawie książki Sue Monk Kidd, którą muszę przeczytać! Inaczej świat się zawali ;)

Jest rok 1964, prezydent USA właśnie podpisał ustawę o prawach obywatelskich dla kolorowych. Biali obywatele Ameryki nie potrafili jednak tego zaakceptować i nadal okazywali Murzynom jawną wrogość, powszechna była segregacja rasowa. Główna bohaterka filmu – czternastoletnia Lily Owens jest reprezentantką pokolenia, dla którego nieważny jest kolor skóry, ale to, jakim się jest człowiekiem. Dziewczynka, porzucona przez matkę i niekochana przez ojca, ucieka z domu wraz z opiekunką – czarnoskórą Rosalene. Podążając śladem matki, trafia do domu sióstr Boatwright, bogatych Murzynek, prowadzących pasiekę.

            „Sekretne życie pszczół” to film uroczy i słodki jak miód, wytwarzany przez August Boatwright. Opowiada historię dziewczynki, która rozkwita niczym pąk róży, otoczona miłością i przyjaźnią. Przypomina nam, że dorastanie i poszukiwanie własnego miejsca na Ziemi, wcale nie jest łatwe i że może sprawić dużo bólu. Wraz z Lily poznamy smak pierwszego pocałunku, będziemy się śmiać, płakać i złościć, i przede wszystkim znajdziemy dom. 

Wydarzenia poznajemy z perspektywy czternastolatki, która jest bardzo dojrzała jak na swój wiek. Wydaje się, że Lily nigdy nie była dzieckiem, poczucie winy odebrało jej nie tylko radość życia, ale też dzieciństwo. Bohaterka nie radzi sobie ze swoimi uczuciami, jest wyraźnie zagubiona i przerażona otaczającą rzeczywistością. Nie rozumie, dlaczego czarnoskórzy muszą wchodzić do kina osobnym wejściem i dlaczego spotykają się z takim okrucieństwem i pogardą. W filmie wątki rasistowskie zgrabnie przeplatają się z historią dziewczynki, która pragnęła tylko być kochana.


Fabuła rozwija się powoli, nie ma tu nagłych zwrotów akcji. Przez cały czas świeci słońce, jest upał, a z ekranu bije ciepło, wkradające się nieśpiesznie do naszego serca. Film jest tak cudownie prostoduszny, że pokochałam go od pierwszego obejrzenia. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo mi się podobało. W każdym razie: polecam!

Ocena: 9,5/10.

PS Nie wiem tylko, dlaczego twórcy filmu zamiast użyć muzyki lat 60., zdecydowali się na współczesna kawałki; skądinąd świetne, tak jak choćby piosenka Lizz Wright, ale jakoś niepasujące do tamtych czasów.

3 komentarze:

  1. Słyszałam o książce i miałam ją w planach, ale nie wiedziałam, że jest też film. Muszę go obejrzeć... ale najpierw lektura :) Szkoda mi trochę tej muzyki, bo lata 60 i 70 to najlepsza muzyka świata :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi interesująco, tytuł mi gdzieś mignął ale nie zainteresowałam się wówczas nim, trzeba nadrobić:)
    M.

    OdpowiedzUsuń