poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Lipcowe sierotki



Lipiec, ach, lipiec! Lipiec był cudowny! 

Najpierw było dużo dużo pracy i wyczekiwania. Codziennie odliczałam dni i mówiłam wszystkim: słuchajcie, jeszcze tyle i tyle dni, i jadę na wakacje! A oni uśmiechali się i mówili: szybko zleci. I faktycznie tak było. A gdy już nadszedł piątek 19 lipca, wyszłam z pracy z bananem na ustach i tak już zostało do wczoraj. Dziś już niestety moja laba się skończyła, ale i tak co chwila coś mi się przypomina i się do siebie uśmiecham ukradkiem. A jakże trudno wrócić do pracy po urlopie! Jestem taka rozkojarzona! Pół dnia dziś spędziłam w pokoju koleżanki na plotkach, zamiast przy własnym biurku na pracy. I wiecie co? Chociaż wakacje były fantastyczne, to muszę przyznać, że stęskniłam się za wszystkimi i za codzienną rutyną pracy. Bo ja ją naprawdę lubię, tzn. pracę, nie rutynę. Z niespodziewaną radością zabrałam się dziś za liczenie wypłaty i już czekam na jutro. Tyle się dzieje wokół mnie! Tylko czas mógłby się na chwilę zatrzymać…

A jaką radość dziś miałam z wizyty w bibliotece! Nie byłam ponad 2 tygodnie! Stęskniłam się za zapachem książek i chodzeniem między regałami!

A teraz… żeby nie było, że w lipcu sierotek nie było, oto i one:

„Zapiski z małej wyspy” Bill Bryson ( w ramach czytania 100-ki BBC): miałam już do czynienia z Brysonem przy okazji lektury „Zapisek z wielkiego kraju”, czyli opowieści o Ameryce. Liczyłam więc na równie dobrą i zajmującą powieść. Niestety czekało mnie ogromne rozczarowanie. Bryson zbyt dużo miejsca poświęcił opisowi kolejnych odwiedzanych miejsc, a zbyt mało niuansom angielskiej kultury i stylu życia. Mówiąc krótko, liczyłam na opisy absurdalnych sytuacji, a nie na mało interesujący przewodnik. Może zapiski miałyby to dla mnie większą wartość, gdybym podążyła szlakiem autora, na razie niestety jest to niemożliwe, a książka sama w sobie okazała się być nudnawa. Ocena: 4,5/10.

 „Pamiętne lato” Lesley Lokko: kolejna książka tej pani i kolejne rozczarowanie. Język fatalny, fabuła oklepana i nudna jak flaki z olejem. Doprawdy uwielbiam takie opowieści, ale ta nie wyróżnia się niczym szczególnym i do tego miejscami irytuje. Tej strasznie skrywanej tajemnicy można się bardzo szybko domyślić, co dodatkowo ułatwiają liczne spoilery na okładce. Wydawnictwo się nie popisało, oj nie! Ocena: 4/10.

„Arbitraż”: nie wiem jak Wam, ale mnie Richard Gere kojarzy się głównie z komediami romantycznymi typu „Pretty Woman” czy „Zatańcz ze mną” i nigdy nie uważałam go za wybitnego aktora. W „Arbitrażu” jednak Gere pokazuje, że jak chce, to potrafi (zresztą podobnie było w „Chicago”). Wcielając się w postać zakłamanego magnata finansowego, udaje mu się zaintrygować widza i utrzymać jego uwagę przez cały seans. Film stawia kilka pytań typu: jak można żyć w oszustwie, co, gdy prawda wychodzi na jaw, czym jest wina, gdy ma się pieniądze? I czy można wygrać, gdy jest się przegranym w oczach najbliższych? Duży plus też za ciekawe, otwarte zakończenie. Dobrze się spisali się także Tim Rooth w roli pozbawionego skrupułów detektywa i Susan Sarandon w roli kobiety, która żyje w obłudzie. Ocena: 8/10.

„Tajemnice Los Angeles”: film, który w 1998 roku był nominowany do Oscara i Złotego Globa, i zdobyła parę nagród, do tego w obsadzie Russel Crowe, Kevin Spacey, Guy Pearce, Danny DeVito i Kim Bassinger – po prostu musiała obejrzeć! „Tajemnice Los Angeles” to czarny kryminał  w starym stylu, nawiązujący do złotego okresu Hollywood. W latach 50., 
bo wtedy toczy się akcja filmu, na topie były Marilyn Monroe i Rita Hayworth, na ulicach panowało bezprawie, w kręgach policji toczyła się walka o władzę i wszechobecna była korupcja. W tym kontekście poznajemy losy kilku policjantów: bezkompromisowego Eda, cynicznego Jacka i porywczego Buda. Poza niesamowitym klimatem lat 50. największą siłą tego filmu są wspaniale wykreowane postaci i świetna gra aktorska. Jeśli zaczytujecie się w kryminałach, jest to coś dla Was. A jeśli nie, to i tak warto obejrzeć, choć pewnie spodoba Wam się troszkę mniej. Ocena: 8/10.

 „Tost. Historia chłopięcego głodu”: na początek po prostu muszę napisać, jak bardzo nie podoba mi się polski tytuł filmu „Toast”. Nie wiem, o co chodziło dystrybutorowi z tą „historią chłopięcego głodu”, ale brzmi to gorzej niż gorzej. Zagłębiając się w historię, widz rozumie jak ważny i symboliczny w życiu Nigela Slatera był tost, dlatego uważam, że ten polski dodatek do tytułu jest kompletnie niepotrzebny i irytujący. No ale przejdźmy do sedna. „Tost” to ekranizacja autobiografii znanego brytyjskiego kucharza i dziennikarza kulinarnego Nigela Slatera. Za produkcję odpowiedzialna jest stacja BBC , a w głównych rolach możemy zobaczyć Helene Bonham Carter, Freddiego Highmore’a i Kena Stotta. Pod względem aktorskim błyszczy jak zwykle niezawodna Helena, której sama obecność na ekranie wywołuje u widza uśmiech. Film skupia się na przedstawieniu dzieciństwa i wczesnej młodości Nigela, kiedy to znany kucharz starał się przypodobać ojcu, gotując mu przeróżne potrawy. Jest to bardzo apetyczna opowieść o jedzeniu i ludziach, życiu, przedstawiona oczami małego chłopca. Jakie trafne dzieciaki mają spostrzeżenia, chyba nie muszę Wam mówić ;) „Tost” ogromnie przypadł mi do gustu, rozbawił i wzruszył. Uwielbiam filmy BBC i takie historie! Ocena: 8,5/10.

„Ruby Sparks”: surrealistyczna i bardzo niekonwencjonalna komedia romantyczna, opowiadająca o pisarzu, które słowa dosłownie mają moc twórczą i z nich, a także z tęsknoty za bliskością i miłością, powstaje piękne dziewczyna imieniem Ruby. Oczywiście nie muszę chyba mówić, że Calvin i Ruby się w sobie zakochują. Ich związek jest jednak bardzo nietypowy, bo Calvin może pisząc wpływać na zachowanie Ruby i zmieniać ją jak chce. Pojawia się tu motyw procesu tworzenia i kreowania rzeczywistości. Film jest bardzo fajną alternatywą dla przesłodzonych hollywoodzkich komedii romantycznych. Idealne kino na niedzielne popołudnie. Ocena: 7/10.

„Take This Waltz”: „czy warto zniszczyć 10 lat z kimś, kogo się lubi dla kogoś, kogo być za 10 lat nie będzie się lubiło”? – to pytanie twórczyni filmu, Sarah Polley, przemyca mimochodem w scenie, w której kilka kobiet bierze prysznic i rozmawia o życiu, i związkach. Przysłuchująca się rozmowie Margot wraca do domu i próbuje ożywić związek z mężczyzną, którą przecież kiedyś tak kochała, a teraz, po 5 latach małżeństwa, irytuje ją wszystko, jest znudzona i nieszczęśliwa. I pewnie dlatego, gdy na horyzoncie pojawia się Daniel, kobieta zaczyna tęsknić za namiętnością, czułością i bliskością. Przez cały film widz zadaje sobie jedno pytanie: czy Margot zdradzi męża? „Take This Waltz” to celne studium związku, tego, co się kończy i tego, co może być. Przede wszystkim jest to jednak opowieść o samotności i o tym, że tylko żyjąc w zgodzie ze sobą, można być naprawdę szczęśliwym. Czy zdradzać naprawdę warto? I tu odsyłam do początkowego zdania (pytania). Michelle Williams jak zwykle świetna. Piękna, melancholijna historia, przeszyta tęsknotą i marzeniami. Ocena: 8/10.

 „Jak ukraść księżyc”: jestem zachwycona tą animacją, prawie tak bardzo jak „Dzielnym Despero”! Ciepła, poruszająca, zabawna, miła dla oko – nic tylko oglądać i się cieszyć! Polski dubbing naprawdę dobry, szczególnie podobało mi się wykonanie Marka Robaczewskiego, podkładającego głos pod Gru. Ocena: 8,5/10.

„Ralph Demolka”: na tej animacji nie sposób się nudzić: dużo się dzieje, fabuła wciąga od pierwszych minut, a seans umila przyjemna dla oka szata graficzna. Zadowoleni będą nie tylko fani gier. Ja bawiłam się świetnie! Ocena: 8/10.

9 książek w lipcu przeczytałam, w tym dwie na leżaku na plaży :))) Książką miesiąca zostaje „Trafny wybór” J.K.Rowling z oceną 9/10, poza tym gorąco polecam też „Żonę piekarza” Marcela Pagnola i „Milczący zamek” Kate Morton. Z kolei ogromnie zawiodłam się na „Zapiskach z małej wyspy” Billa Brysona, po których spodziewałam się o wiele więcej…

Tak się złożyło, że filmów obejrzałam 10, a najlepszym spośród nich był „Schmidt” z fenomenalną rolą mistrza Jacka Nicholsona. Polecam także znakomitą „Panią Henderson”, „Tost”, „Take This Waltz” i oboje obejrzane przeze mnie animacje: „Jak ukraść księżyc” i „Ralpha Demolkę”.

Powroty: jeśli chodzi o książki, to wróciłam po długim czasie do „Mariny” Zafona, który znowu zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Na powrót filmowy wybrałam zaś „Jak zostać królem” z uwielbianym przeze mnie Colinem Firthem.

Jeśli chodzi o seriale, to nadal w kółko oglądam „The Good Wife”, ale już kończę czwarty sezon, więc być może niedługo dorwę coś nowego/innego. Oczywiście odsyłam do serialowego obiadowego wpisu pierwszego – co oglądam do kotleta.

Na następny post obiecuję już przygotować drugą część wakacyjnych zdjęć, a oto zapowiedź tego, co Was czeka:


Wszystkiego dobrego! Korzystajcie z słońca!

PS Jakby ktoś się zastanawiał, o co chodzi z różowym, to kolor oznacza link do recenzji.

17 komentarzy:

  1. Spotkanie z książkowymi sierotkami na szczęście mi nie grozi, ale znalazłam kilka fajnych filmowych inspiracji :-)
    No i czekam na wakacyjny ciąg dalszy!
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. O pisarstwie Lokko czytałam różne opinie, będę musiała się przekonać jak to z nim jest. Z filmów widziałam "Ralpha Demolkę" i też bardzo mi się podobał :)
    Super, że z takim optymizmem wróciłaś do pracy, nie ma to jak porządny urlop :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie:) Tylko szkoda, że kolejny tak długi wypoczynek dopiero na gwiazdkę:/

      Usuń
  3. "Zapiski z małej wyspy" chciałam przeczytać, ale jak napisałaś, że jest nudna to raczej sobie odpuszczę. "Marina" świetna książka! Urlop dopiero przede mną, już nie mogę się doczekać:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie oceniłam tak wysoko "Ruby Sparksa", ale fakt - w zalewie głupiutkich komedii romantycznych - stanowi ciekawą alternatywę na wieczór. Kilka dni temu widziałam dobry film o pisarzu, o pisarstwie - "The Words" - z czystym sumieniem polecam.
    "Tost" i "Take This Waltz" to bardzo dobre kino.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "The Words" chyba w grudniu oglądałam i również bardzo dobre wrażenie na mnie ten film zrobił. Tylko odtwórca głownej roli trochę źle dobrany:/

      Usuń
  5. To już wiem, co obejrzeć w wolnym czasie.;) Bo raczej za opisane przez Ciebie książki się nie zabiorę. ;) Jak oglądałam filmy z Richardem Gere to zawsze miałam wrażenie, że dobrze grałby cynicznego drania. Pokazał to w "Chicago".
    Ale, jak zwykle, zwróciłam uwagę na animacje! "Jak ukraść księżyc" miałam przyjemność obejrzeć z przyjaciółką wczoraj w nocy i również jestem zachwycona.;) Polski dubbing po raz kolejny zachwyca. I do teraz, jak tylko widzę minionki, to zaczynam się śmiać. ;)
    Ralpha także bardzo lubię. Świetna animacja na letni wieczór, kiedy nie ma nic do roboty. ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obie bajki są prześwietne:) Teraz z kolei jestem bardzo ciekawa "Smerfów 2" i "Minionki rozrabiają".

      Usuń
  6. Pisałam już, że zazdroszczę? ;) Mój urlop zaczyna się za 3 dni, już ledwo ciągnę w pracy marząc o odpoczynku... Z filmów widziałam jedynie "Take This Waltz" i również mi się podobał. Namówiłaś mnie na "Tost" i filmy animowane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja zazdroszczę, że Ty wypoczynek masz jeszcze przed sobą :)

      Usuń
  7. "Toast". Strasznie mnie ciekawi :) Uwielbiam Helenę Bonham-Carter, a ten chłopiec obok niej grał w główną rolę w serialu Bates Motel.

    OdpowiedzUsuń
  8. Obejrzałaś aż 9 filmów, a ja żadnego. We wakacje dla mnie telewizja nie istnieje.
    Widzę, że urlop przebiega w pięknej scenerii. Tylko pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  9. No czekam i czekam na te zdjęcia, doczekać się nie mogę :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się co do "Ralph Demolka" - jak dla mnie ta animacja jest świetna :) Więcej filmów nie oglądałam a ksiązek nie znam, ale z 100-tką BBC mam zamiar się zapoznać :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. A "Pamiętne lato" zapowiadało się tak dobrze... Szkoda;)

    OdpowiedzUsuń