sobota, 21 stycznia 2012

100 książek wg BBC: „Okruchy dnia” Kazuo Ishiguro, czyli wspomnienia kamerdynera (Nagroda Bookera 1989)

Po przeczytaniu rewelacyjnej powieści Ishiguro pt. „Nie opuszczaj mnie”, postanowiłam sięgnąć po kolejną pozycję tego autora. Mój wybór padł na „Okruchy dnia”, książkę, która już od dawna zalegała w moim schowku na stronie empiku. Niestety tym razem Ishiguro mnie nie oczarował, chociaż tematyka wydawała się pociągająca, a czytało się dość sprawnie.

 Głównym bohaterem, a zarazem narratorem „Okruchów dnia” jest Stevens, majordomus w podupadłym Darlington Hall. Stevensa poznajemy, gdy udaje się w podróż do Kornwalii, by odwiedzić tam dawną gospodynię domu – pannę Kenton. Mężczyzna z rozrzewnieniem wspomina czasy służby u lorda Darlingtona i porównuje z obecnymi, kiedy to znaczna część posiadłości została zamknięta przez nowego właściciela – Amerykanina Farradaya, który chciał jedynie kupić okazały angielski dom z najprawdziwszym kamerdynerem. W oczach Stevensa nowy pan nie może się równać z lordem Darlingtonem, nie mniej jednak bohater stara się służyć mu jak najlepiej, w tym celu z niemałym trudem opanowuje sztukę dowcipu

             „Okruchy dnia” to powieść tak angielska jak powieści Jane Austen. Główny bohater jest nie tylko podstarzałym kamerdynerem, ale też dżentelmenem w każdym calu. O służbie u lorda Darlingtona i samym pracodawcy wyraża się bezkrytycznie. Nie uważa za złe, że jego chlebodawca sympatyzuje z faszystami, mało tego, cieszy się, że może usługiwać ważnym osobistościom. Stevens jest bezwarunkowo oddany swojemu panu, wzorowo wypełnia swoje obowiązki i cierpliwie znosi poniżenia ze strony licznych gości, bywających w Darlington Hall. Zagłębiając się w pracy, zatraca siebie – nie widzi albo nie chce widzieć, że panna Kenton darzy go uczuciem, w efekcie traci szansę na osobiste szczęście. Prawdziwym dramatem Stevensa jest to, że nie jest w stanie przyznać się do popełnionych błędów i do tego, że tak naprawdę nigdy nie miał własnego zdania. Dobry kamerdyner musi bez słowa sprzeciwu wykonywać swoją pracę i taką osobą jest właśnie Stevens. Nawet po uświadomieniu sobie, że mógł wieść inne życie – u boku ukochanej kobiety, mężczyzna pomimo chwilowego zdezorientowania, wraca do swoich obowiązków. Rola kamerdynera jest bowiem jedyną, jaką potrafi odgrywać.  

„Mówi się czasem, że prawdziwi kamerdynerzy istnieją tylko w Anglii. W innych krajach są tylko służący, niezależnie od przyznawanego im tytułu. Skłonny jestem zgodzić się z tą opinią. Ludzie z kontynentu nie potrafią być kamerdynerami, ponieważ są jako rasa niezdolni do takiego okiełznania uczuć, jakie wyćwiczył w sobie naród angielski. Ludzie z kontynentu — oraz, zgodzą się Państwo, w znacznej mierze wszystkie ludy celtyckie — zazwyczaj nie panują nad sobą w chwilach silnego wzruszenia, a więc nie potrafią we wszelkich okolicznościach zachować postawy ściśle zawodowej”.

             Historia opowiadana jest z perspektywy służącego, język nie jest więc zbyt wyszukany i idealnie pasuje do charakteru głównego bohatera. Anegdota goni anegdotę, a niektóre z przywoływanych wspomnień są niemiłosiernie nudne. Czytając wynurzenia Stevensa na myśl przychodził mi niejednokrotnie Carson, majordomus z serialu „Downton Abbey”. Carsona i Stevensa wiele łączy: obaj służą w wielkim domu, nie mają swojego życia i nie potrafią przystosować się do nowych czasów. Ciekawa jestem, jak bohater „Downton Abbey” poradzi sobie w nowej rzeczywistości, jaka narodziła się po I wojnie światowej.

            Momentami „Okruchy dnia” naprawdę wciągają, a momentami nie dało się tego czytać – w takich chwilach niecierpliwie patrzyłam, ile stron zostało do końca rozdziału. Trudno mi wystawić jednoznaczną opinię na temat tej skądinąd ciekawej książki, dlatego napiszę tylko, że jest to doskonałe studium o pracy i życiu kamerdynera tamtych czasów, chociaż niekoniecznie fascynujące.

Ocena: 7/10.

3 komentarze:

  1. Brzmi uroczo:) Jeśli to podobieństwo do książek Jane Austen faktycznie istnieje to myślę, że ta książka to świetna lektura na jakiś spokojny wieczór;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest klimat takiej angielskiej powieści, szkoda tylko, że trochę nudnawej ;)

      Usuń
  2. Kojarzę autora - mam w planach wspomniane przez ciebie "Nie opuszczaj mnie". O tej książce jeszcze nie słyszałam... Sięgnę po nią jeśli ta wcześniejsza przypadnie mi do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń