Dobrych parę lat temu czytałam piękną powieść Schmitta „Oscar i Pani Róża”. Ach, jaka byłam wtedy zachwycona! W duchu postanowiłam sobie, że przeczytam inne książki tego autora. Trafiła się promocja na książki wydawnictwa Znak w Empiku i w końcu, po latach, kupiłam „Historie miłosne”. Och, jaka jestem zawiedziona!
W opowiadaniu „Odette Jakkażda” główna bohaterka jest wielbicielką prozy Balthazara Balsana, na którym jednak krytycy nie zostawiają suchej nitki. Oto co mówi jeden z nich i co ja odnoszę do Schmitta:
„Jeśli ma się tak wielkie wyczucie klisz i banału, panie Balsan, nie należy swej produkcji nazywać powieścią, ale słownikiem. Tak właśnie słownikiem: wyświechtanych frazesów, słownikiem pustych myśli. A na razie, oto na co zasługuje pańskie dzieło...Śmietnik!”.
Schmitt produkuje tak dużo książek jak Paulo Coelho za swoich dobrych czasów. Szkoda tylko, że poziom mu leci na łeb, na szyję. Niestety, ale niemalże wszystkie historie miłosne z tomiku są wyciskaczami łez i niczym więcej. Opowiadania mają dostarczyć czytelnikom tanich emocji. Żadnej refleksji, głębszej myśli tam nie ma. Bida z nędzą. Ciekawe, czy Schmitt próbował usprawiedliwić się przed światem, pisząc „Odette”? Wniosek, jaki można wyciągnąć z tej historii jest taki: Balsan pisze dla ubogich duchem, ale oni przecież też muszą coś czytać i też szukają pociechy w literaturze; ktoś im radość musi dostarczyć. Obydwaj panowie, Schmitt i Coelho, snują jakieś dziwne rozważania filozoficzne, które większego sensu nie mają. Za to pełno wszędzie ich aforyzmów. Sama miałam okres fascynacji Coelho, „Weronikę” wprost kochałam, ale całe szczęście szybko mi przeszło.
No dobra, wyżyłam się. Przejdźmy do pozytywów. Tomik zawiera 8 tekstów, z czego 7 to opowiadania, a 1 to dobrze znana książka Schmitta „Tektonika uczuć”.
Nie powiem, „Tektonika” nawet mi się podobała, ze względu na ciekawe ujęcie skomplikowanych relacji damsko-męskich. Chociaż i tu głupota niektórych dialogów mnie powalała na kolana. Ale ogólnie jestem pozytywnie nastawiona. Bardzo przewrotna historia.
Z 7 opowiadań przypadło mi do gustu tylko jedno, i to to, które zostawiłam na koniec, bo myślałam, że będzie najnudniejsze. No ale „Zbrodnia doskonała” jest naprawdę dobrze napisana i brak w niej efekciarstwa. Przedstawia historię kobiety, która zabiła męża, zapominając jednak, że zbrodnie doskonałe nie istnieją. Na przykładzie Gabrieli dowiadujemy się, jak łatwo miłość zmienia się w nienawiść i jak nasze zdanie mogą zmienić jadowite słówka znajomych. Naprawdę polecam.
Reasumując, szkoda pieniędzy wydawać na książki Schmitta. Straconego czasu już nie odzyskam, ale przynajmniej przestrzegę innych przed jego twórczością.
Ocena: 1/10.
Tego pana bardzo lubię właśnie "Oskara..." i jeszcze "Zbrodnie małżeńskie", "Kiki..." raczej nie przypadła mi do gustu, podobnie "Pan Ibrahim..." więc właściwie sama nie wiem co myśleć o książkach Schmitta - pół na pół :)
OdpowiedzUsuńTandeta, czyli coś czego unikam :q
OdpowiedzUsuńNa razie mam zamiar zapoznać się tylko z książką "Oskar i pani Róża" pióra Schmitt'a. Obecna hurtowość powieści tego autora całkowicie zniechęca i jak wynika z Twojej recenzji, ilość nie przekłada się również na jakość.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, "P.s. Kocham Cię" to zdecydowanie historia tylko na jeden raz :)