środa, 18 kwietnia 2012

J. Edgar

Film zdecydowałam się obejrzeć ze względu na Leonardo Di Caprio, którego uważam za bardzo dobrego aktora. Nie sądziłam, że opowieść o twórcy potęgi FBI tak mi się spodoba. Tematyka wydawała mi się mało ciekawa, wręcz nudna. Tym milej byłam zaskoczona, gdy poczułam się wciągnięta w film.

John Egar Hoover był dyrektorem FBI w latach 1924-1972, urzędował za 8 prezydentów USA. Akcja filmu toczy się w dwóch przedziałach czasowych: w latach powstawania potęgi FBI i pod koniec życia Hoovera, gdzie widzimy go jako starszego mężczyznę, mającego trudności w dogadaniu się z panującą władzą. Film ukazuje przede wszystkim J. Edgara jako człowieka całkowicie pochłoniętego pracą. Nie brak jednak też scen, ukazujących jego życie prywatne, które zdają się potwierdzać plotki, jakie krążyły na jego temat, a więc: skrywany homoseksualizm i upodobanie do crossdressingu. Warte uwagi są też relacje Edgara z matką, w którą wcieliła się Judie Dench.

Clint Eastwood, reżyser filmu, ukazał Edgara jako silnego mężczyznę, który uczynił z FBI najbardziej skuteczną broń w walce z przestępczością. Nie tylko stworzył on laboratoria kryminalistyczne czy scentralizowaną bazę odcisków palców, ale też zaraz po objęciu stanowiska dyrektora, wyrzucił z FBI wszystkich, którzy mogli mu się przeciwstawić lub którzy nie spełniali jego specjalnych wymogów, dotyczących wyglądu, ubioru i kondycji fizycznej. W filmie nie brak też scen, przedstawiających Edgara jako zwykłego człowieka, targanego wewnętrznymi sprzecznościami i niepotrafiącego wyzwolić się spod wpływu matki. Znamienna jest scena, w której bohater próbuje powiedzieć rodzicielce, że jest gejem, na co ona odpiera, że wolałaby nie mieć syna niż mieć za syna homoseksualistę. Jest to przełomowy moment w życiu Hoovera, gdyż od tej pory zaprzecza on własnej tożsamości. Leonardo Di Caprio stworzył postać wielowymiarową, obrazu całości dopełniają kolejno poznawane oblicza mężczyzny. Hoovera bowiem trudno ocenić jednoznacznie, z jednej strony stworzył potęgę, z drugiej miał obsesję na punkcie komunistów i gromadził akta wielu przywódców politycznych. Można powiedzieć, że miał haka na każdego.


Poza samą historią bardzo podobał mi się sposób realizacji filmu i zdjęcia, które świetnie oddają klimat tamtych czasów. Niemałą metamorfozę przeszli Di Caprio i Armie Hammer, wcielający się w Clyde’a Tolsona (asystenta i zakazaną miłość Hoovera). Aktorzy jako starsi panowie Hoover i Tolson nie wypadli niestety zbyt przekonująco, a ich charakteryzacja była naprawdę okropna. Są to jednak jedyne minusy filmu, jakie dostrzegłam. W każdym razie Di Caprio w roli młodego Edgara to majstersztyk. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że to jedna z najlepszych ról aktora, o ile nie najlepsza, i naprawdę szkoda, że Leo nie dostał nawet nominacji do Oscara. Moim zdaniem był o niebo lepszy niż Clooney w „Spadkobiercach”.

Zachęcam do obejrzenia „J. Edgara”, jest to jeden z tych filmów, które są nie tylko bardzo interesujące, ale też fenomenalne pod względem gry aktorskiej. Znakomite kino.

Ocena: 9/10.

3 komentarze:

  1. Kolejny film, który muszę obejrzeć:) Fakt, Leonardo Di Caprio jest dobrym aktorem, szkoda tylko że ogromna część ludzi wiąże go jedynie z rolą w Titanicu.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również lubię Di Caprio.;) Podziwiam go za aktorski talent.;) I prawda, szkoda, że ludzie wiążą go jedynie z "Titaniciem".
    A film być może zdecyduję się obejrzeć. Na razie mam w planach czytanie, czytanie i jeszcze raz czytanie.;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś ten film przeszedł obok mnie - w ogóle o nim nie słyszałam. Muszę nadrobić zaległości, bo zapowiada się rewelacyjnie! :)

    OdpowiedzUsuń