44 Scotland Street to adres kamienicy w luksusowej dzielnicy Edynburga. Książka opowiada o codziennym życiu jej mieszkańców, którzy są barwnymi i nietuzinkowymi postaciami. Pod tym adresem znajdziemy więc takie osoby jak: superprzystojnego egoistę Bruce’a, w którym kocha się jego współlokatorka Path, antropolożkę Domenice Macdonald i małżeństwo z pięcioletnim synkiem Bertim, który jest tak rozwinięty intelektualnie, że już ma własnego psychoterapeutę. Życie Bertiemu utrudnia zakochana w nim mamusia, która wymyśla mu wciąż nowe zajęcia. Nie wystarczy jej, że chłopiec gra na większym od niego saksofonie i dobrze mówi po włosku.

Najbardziej spodobał mi się wątek Irene i Bertiego, a więc ambitnej matki i jej spragnionego dzieciństwa dziecka. Irene chce jak najlepiej dla swojego jedynaka i nie widzi narastającego buntu Bertiego. Jako kobieta obyta w świecie, Irene każe zwracać się synowi do niej i ojca po imieniu. Jak bardzo się oburza, gdy mały mówi do niej mamo. No tak, ale wszystkiemu winne jest przedszkole i te niedouczone przedszkolanki, bo co one tam wiedzą.

Smith dużo miejsca poświęca sztuce, jako, że znaczna część akcji dzieje się w galerii sztuki. Zainteresowana opisywanymi przezeń malarzami, trochę poszperałam w starym dobrym google i odkryłam obrazy Jacka Vettriano, które wydają mi się fascynujące, chociaż przez niektórych są uznawane za wulgarne. Płótna trochę przypominają kadry ze starych filmów. Obrazy Szkota kolekcjonuje m.in. Jack Nicholson.
Ocena: 8/10.
Jak mówisz, że takie lekkie to chyba przeczytam. fajnie byloby się odmóżdzyć przed sesją :PP
OdpowiedzUsuń