44 Scotland Street to adres kamienicy w luksusowej dzielnicy Edynburga. Książka opowiada o codziennym życiu jej mieszkańców, którzy są barwnymi i nietuzinkowymi postaciami. Pod tym adresem znajdziemy więc takie osoby jak: superprzystojnego egoistę Bruce’a, w którym kocha się jego współlokatorka Path, antropolożkę Domenice Macdonald i małżeństwo z pięcioletnim synkiem Bertim, który jest tak rozwinięty intelektualnie, że już ma własnego psychoterapeutę. Życie Bertiemu utrudnia zakochana w nim mamusia, która wymyśla mu wciąż nowe zajęcia. Nie wystarczy jej, że chłopiec gra na większym od niego saksofonie i dobrze mówi po włosku.
„44 Scotland Street” ukazała się pierwotnie jako powieść w odcinkach na łamach jednej z szkockich gazet. Zazwyczaj nie czytam lekkich powieści obyczajowych, nie mniej jednak, gdy gdzieś przeczytałam, że książka Smitha nawiązuje to tradycji powieści w odcinkach, której przecież już prawie nie ma, postanowiłam sama się przekonać, jak to współcześnie wygląda. W XIX wieku był to powszechny zwyczaj, a autorami, którzy chętnie drukowali w ten sposób byli m.in. Dickens i Flaubert. Smith pisze w przedmowie: „Największym wyzwaniem dla powieści pisanej w odcinkach jest zachowanie ciągłości narracji i uniknięcie efektu staccato. Oprócz tego autor musi pamiętać, że czytelnik gazety w każdej chwili może być zaintrygowany czymś innym na tej samej stronie, bądź parę stron dalej, więc naczelnym obowiązkiem autora jest dostarczenie odbiorcy wciągającej rozrywki”. „44 Scotland Street” przedstawia lekko, ironicznie i zabawnie kawałek życia w Edynburgu. Czytelnik szybko wciąga się w świat bohaterów i kibicuje Path i Matthew w odzyskaniu skradzionego dzieła sztuki. Szkoda tylko, że autor nie pokusił się o przedstawienie głębszego portretu psychologicznego postaci.
Najbardziej spodobał mi się wątek Irene i Bertiego, a więc ambitnej matki i jej spragnionego dzieciństwa dziecka. Irene chce jak najlepiej dla swojego jedynaka i nie widzi narastającego buntu Bertiego. Jako kobieta obyta w świecie, Irene każe zwracać się synowi do niej i ojca po imieniu. Jak bardzo się oburza, gdy mały mówi do niej mamo. No tak, ale wszystkiemu winne jest przedszkole i te niedouczone przedszkolanki, bo co one tam wiedzą.
Książka idealna na chłodny wieczór, przyjemnie czyta się ją popijając kakao i zajadając ciasteczkami. Życie mieszkańców Edynburga pochłania już od pierwszych stron, dlatego cieszę się, że są kolejne dwie części, po które na pewno sięgnę, jak tylko przeczytam ten stos książek, leżący przede mną. A do Edynburga na pewno kiedyś pojadę.
Smith dużo miejsca poświęca sztuce, jako, że znaczna część akcji dzieje się w galerii sztuki. Zainteresowana opisywanymi przezeń malarzami, trochę poszperałam w starym dobrym google i odkryłam obrazy Jacka Vettriano, które wydają mi się fascynujące, chociaż przez niektórych są uznawane za wulgarne. Płótna trochę przypominają kadry ze starych filmów. Obrazy Szkota kolekcjonuje m.in. Jack Nicholson.
Ocena: 8/10.
Jak mówisz, że takie lekkie to chyba przeczytam. fajnie byloby się odmóżdzyć przed sesją :PP
OdpowiedzUsuń