niedziela, 4 marca 2012

Duża ryba/Big fish

Miniony tydzień spędziłam z filmami Tima Burtona. Obejrzałam te, które lubię najbardziej, a więc: „Sweeney Todda”, „Charliego i fabrykę czekolady”, „Edwarda Nożycorękiego” i „Gnijącą Pannę Młodą”, oraz jeden, który ma bardzo wysoką oceną na filmwebie (7,8), a którego do tej pory nie widziałam: „Dużą rybę”.

Akcja filmu toczy się równolegle w teraźniejszości i przeszłości. Część teraźniejsza skupia się na ukazaniu skomplikowanej relacji ojca z synem. Druga to już zbiór opowieści, snutych przez Edwarda Blooma (ojca), z których jedna jest dziwniejsza i bardziej nieprawdopodobna od drugiej. William, który przez całe życie pozostał w cieniu historii ojca, zrywa z nim kontakt. Dopiero na krótko przed śmiercią Edwarda przybywa, by pogodzić się z umierającym i poznać go lepiej. Jednocześnie próbuje udowodnić, że ojcowskie opowieści są niczym więcej niż zwykłymi bajkami.

 „Opowiedz mi swój sen, a powiem Ci kim naprawdę jesteś”, jeśli odniesiemy te słowa do Edwarda Blooma, wyłoni nam się postać ciekawego życia, niezwykłego człowieka, którego wyobraźnia potrafi przenieść dalej niż świat sięga. Mitoman czy nie, trzeba przyznać, że Edward umie opowiadać historie. Wraz z nim przenosimy się do mitycznego świata, gdzie bohater stanie się „najlepszym, co przydarzyło się Ashton”, zaprzyjaźni się z olbrzymem Karlem, ocali magiczne miasteczko Spectre, gdzie spotka dwie niezwykłe kobiety: czarownicę i syrenę. Ta surrealistyczna kraina stanowi połączenie największych marzeń Eda, także tych o prawdziwej miłości. Bo to właśnie Sandra okaże się być najpiękniejszym i najważniejszym marzeniem tego zadziwiającego mężczyzny.

                     Z kolei William Bloom jest typowym racjonalistą, który oskarża ojca o bycie nieprawdziwym. Wciąż prosi Edwarda o opowiedzenie mu prawdziwej historii życia, ten jednak uparcie powtarza wciąż to samo. Rozżalony William, próbując zrozumieć ojca, odkrywa, że granica między prawdą a fikcją jest nieostra i że wiara w marzenia może naprawdę zmienić rzeczywistość.

                     Oczywiście, gdyby nie dobrzy aktorzy, Tim Burton nie stworzyłby tak udanego filmu. Albert Finney i Ewan McGregor wcielają się w postać starego i młodego Edwarda, i obaj grają znakomicie. Helena Bonham Carter jest najdziwniejszą czarownicą pod słońcem, a Danny DeVito demonicznym dyrektorem cyrku. 


                     „Duża ryba” to historia mężczyzny, który dzięki pięknym marzeniom miał niezwykłe życie. Zdjęcia są barwne i cieszą oko, a sam film jest mniej mroczny od pozostałych dokonań Burtona. Co nie znaczy, że nie odnajdziemy tu charakterystycznych dla reżysera dziwacznych bohaterów i mitycznych światów. Oczywiście polecam.

Ocena: 8,5/10.

6 komentarzy:

  1. Wiem że ten film bardzo mi się spodobał, ale oglądałam go już jakiś czas temu i pamiętam tylko kilka scen - widocznie nie zapada w pamięć tak bardzo jak by się tego chciało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, ja nie wiem, jak to możliwe, że ja kocham Burtona, a tego filmu jeszcze nie widziałam ;) Toż to skandal, jakich mało :D Muszę nadrobić, w ogóle bez gadania! ;) A teraz sobie cierpliwie czekam na dwa nowe filmy Tima - jedną animację i jeden z Deppem i Carter <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spoko, ja też dopiero kilka dni temu się o nim dowiedziałam ;)

      O "Mrocznych cieniach" i "Frankenweenie"(czy jakoś tak) już słyszałam i też wyczekuję ;)

      Usuń
  3. Jestem wielką fanką twórczości Tima Burtona, jednak o "Big Fish" nigdy nie słyszałam. Historia wydaje się ciekawa, na pewno będę pamiętała, żeby zapoznać się z tym filmem :)
    Który moment w "Samotności..." wywołał u Ciebie łzy? Mnie jakoś ta książka aż do tego stopnia nie poruszyła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Od jakiegoś czasu poluję na ten film. Z wymienionych na początku wpisu widziałem tylko dwa, aczkolwiek zrobiły na mnie wrażenie i ten też muszę zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń