Film o
człowieku, dla którego nie było rzeczy niemożliwych; o milionerze, który nie
cofnął się przed niczym, by zdobyć to, czego chce; o chłopcu, który nigdy nie
wyzwolił się z obsesji, jaką zaszczepiła w nim matka. Kim był Howard Hughes?
Reżyserem, wizjonerem, awiatorem – i w każdej z tych ról był nieprzeciętny,
osiągając to, o czym inni mogą tylko marzyć.
Martin
Scorsese po raz kolejny udowodnił, że potrafi nie tylko kręcić filmy, ale też
opowiadać historie. Jego „Aviator” to dzieło kompletne, w którym brak jakichkolwiek
zgrzytów. Niemalże 3 godziny filmu przemijają szybko i pozostawiają po sobie to
dziwne uczucie smutku, gdy coś nam się tak bardzo podobało, że koniec jest
niemile widziany. Mam ochotę rozszarpać na strzępy członków Akademii, którzy
nie tylko nie nagrodzili „Aviatora” Oscarem, ale też do tej pory nie dali go
DiCaprio, który, bądźmy szczerzy, jest najlepszym aktorem swojego pokolenia.
Ba, za „J. Edgara” aktor nie dostał nawet nominacji, choć ta należała mu się
bezsprzecznie. Był o niebo lepszy niż Clooney w „Spadkobiercach” czy Pitt w
„Moneyball”. Czuję się oszukana, a wybory szanownej komisji w ostatnich latach
pozostawiają wiele do życzenia.
„Aviator”
uwiódł mnie od samego początku. Kiedy w pierwszej scenie zobaczyłam małego
chłopca, któremu matka wciąż wmawiała, że jest zagrożony, panującym tyfusem i
cholerą i uczyła wymowy słowa „kwarantanna”, pomyślałam: „będzie ciekawie”, a
było nawet lepiej! Nie jest tajemnicą, że najbardziej na naszą psychikę
wpływają wydarzenia z dzieciństwa. To, co sobie dziecko zapamięta, co zobaczy,
może zaciążyć na całym jego dorosłym życiu. I tak się stało w przypadku Howarda
Hughesa. On nigdy nie pokonał swojego lęku przed dotknięciem czegoś, co już
ktoś inny dotknął. W jednej z bardziej przejmujących scen Howard boi się
dotknąć klamki, w skutek czego nie może wyjść z toalety w restauracji. Obsesja
zdominowała jego życie, przez co zachowywał się jak chory psychicznie.
Film Martina
Scorsese nijako gloryfikuje postać Hughesa, który przedstawiany jest jako as
przestworzy, wizjoner kina, człowiek, który walczy o prawo do nieba z szefem
Pan Am. Jego proces to najciekawszy wątek „Aviatora”, obrazujący, jak wiele
dają kontakty z politykami i jak zwykły człowiek jest bezradny w obliczu
władzy. Hughes jednak zwykłym człowiekiem nie był i w momencie, gdy inni
pokornie by słuchali zarzutów, zrobił coś niebywałego. Więcej nie zdradzę.
Ciekawie
przedstawione zostały także romanse awiatora, który notorycznie zdradzał swoje partnerki. Był blisko związany m.in. z takimi aktorkami jak: Katharine Hepburn, Jean Harlow i Avą
Gardner, w które wcieliły się Cate Blanchett (nagrodzona Oscarem za najlepszą
rolę drugoplanową), Gwen Stefani i Kate Beckinsale. Związki awiatora zostały
jednak przedstawione trochę byt pobieżnie, można było trochę bardziej się w nie
zagłębić, w końcu nic nie jest czarno-białe.
Na szczególną
uwagę zasługują scenografia i kostiumy, znakomicie oddające klimat lat. 30 i
40. W pamięć nie zapadła mi muzyka, co oznacza, że albo musiała być kiepska,
albo tak stopiła się z obrazem, że nawet jej nie zauważyłam. W obu przypadkach
przemawia to na niekorzyść twórców ścieżki dźwiękowej.
„Aviator” to
film precyzyjny, dynamiczny, poruszający i długo niedający o sobie zapomnieć.
Scorsese i DiCaprio odwalili kawał dobrej roboty. Panowie spotkali się na
planie filmowym już 4 razy i 4 razy powstały dzieła wybitne. Mam nadzieję, że
„Sinatra” faktycznie powstanie, wtedy być może będziemy świadkami piątego
filmowego cudu.
Ocena: 9,5/10
(z wielkim żalem, ale musiałam obciąć za muzykę, która jest dla mnie bardzo
ważną częścią każdego filmu).
Znasz rolę DiCaprio w filmie "Co gryzie Gilberta Grape'a"? Moim zdaniem zagrał fenomenalnie i wtedy zdałam sobie sprawę, że jest naprawdę dobrym aktorem!
OdpowiedzUsuń"Aviator"... Zawsze chciałam go obejrzeć. Wiem, że parę razy puszczali go w telewizorni, ale jakoś nigdy nie miałam czasu, by przysiąść i zapoznać się z nim. Teraz też ciągle "wyskakują" mi w odtwarzaczu inne filmy, aczkolwiek i na nie nie zawsze mam czas...
Dla mnie muzyka też jest istotnym elementem filmu :)
Pozdrawiam!
Pewnie, że znam:) To jeden z pierwszych filmów, jakie z nim widziałam.
UsuńOglądałam kiedyś ten film, ale nie miałam o nim zbyt pozytywnej opinii, ale było to dawno temu i chyba nie byłam zbytnio skoncentrowana, więc może z tego faktu to wynika. Zgadzam się, że Leonardo DiCaprio jest świetnym aktorem. Ogólnie o postaci Howarda Hughesa pisałam troszkę na moim blogu, w związku z innym filmem "Blef" i bardzo ciekawą moim zdaniem historią, ale już się nad tym nie rozwodzę, bo nie chcę się tu reklamować na siłę i spamować ;)
OdpowiedzUsuńPolecanie dobrych filmów lub książek absolutnie nie jest spamowaniem :)
Usuńod kilku lat mam ten film na półce i jakoś nie mogę zebrać się i go obejrzeć
OdpowiedzUsuńmoże w końcu to nadrobię..
Od dłuższego czasu chcę obejrzeć ten film, tylko jakoś zawsze nie ma okazji. Muszę się w końcu zmobilizować :) szczególnie, że uwielbiam Leo :) on jest jak wino - im starszy tym lepszy :)
OdpowiedzUsuńOglądałam, ale już dosyć dawno. Pamiętam, że wtedy mnie wynudził. Ale być może teraz odebrałabym go inaczej;) Jeśli chodzi o Leonardo - uważam, że Oskara powinien dostać już za rolę w "Co gryzie Gilberta Grape'a"..
OdpowiedzUsuńBył wtedy za młody i Johnny go trochę przyćmił swoim urokiem.
UsuńAviatora jeszcze nie oglądałem, ale i jakoś nie miałem nigdy szczególnej ochoty. Scorsese lubię, ale nie w każdym wydaniu. Podobnie jest chyba z Di Caprio. Zwyczajnie ten film jakoś nigdy nie wzbudził mojego zainteresowania, przeszedłem jakoś obok niego.
OdpowiedzUsuńAle jeśli dajesz aż tak wysoką ocenę, to czuję się zachęcony i może kiedyś nadrobię tę stratę:)
Pozdrawiam
Z "Aviatorem" podobno jest tak, że albo się go uwielbia, albo nienawidzi. Rozumiem więc, że nie wszystkim się podoba.
OdpowiedzUsuńKojarzę tytuł i plakat. Słyszałam już o tym filmie, ale jakoś nie miałam zamiaru się za niego zabrać - to chyba dlatego, że nie wiedziałam, o czym opowiada, bo po protu uwielbiam opowieści o tym, jak dzieciństwo wpływa na dorosłe życie. Lubię też klimat lat 30, więc to chyba już zupełnie dla mnie! Szkoda mi tylko tej muzyki, dla mnie też jest zawsze bardzo, bardzo ważna :)
OdpowiedzUsuń