piątek, 7 września 2012

Wszystko jest iluminacją/Everything is Illuminated



Iluminacja to taki stan umysłu, w którym człowiek zbliża się do poznania prawdy poprzez wewnętrzne oświecenie. Coś takiego zdarza się jednemu z bohaterów debiutanckiego filmu Liev Schreibera i przynosi mu nieoczekiwane ukojenie.

 „Wszystko jest iluminacją” to adaptacja powieści Jonathana Safrana Foera, przedstawiająca podróż w poszukiwaniu korzeni. Jonathan, Amerykanin żydowskiego pochodzenia, przybywa na Ukrainę z zamiarem odnalezienia tajemniczej Augustyny, kobiety, związanej z jego dziadkiem. Na miejscu okazuje się, że jego tłumaczem jest słabo mówiący po angielsku dres, a szoferem niewidomy staruszek. 

Film porusza kilka zasadniczych wątków. Po pierwsze przedstawia zetknięcie człowieka z cywilizowanej Ameryki z mentalnością zapitej i prymitywnej Ukrainy. Zderzenie tych dwóch całkowicie odmiennych kultur rodzi masę zabawnych nieporozumień. I tak jak Jonathan przeżywa szok na widok swojego pokoju „w hotelu”, tak Ukraińcy nie rozumieją, po co wręczać łapówkę. Na oświadczenie Amerykanina, że nie je mięsa, nowi znajomi biorą go za nienormalnego. I chociaż Jonathanowi trudno odnaleźć się w obcym świecie, nieustannie zadaje sobie pytanie: jak wyglądałoby moje życie, gdyby dziadek nigdy nie opuścił Ukrainy? Mężczyzna cierpi na zaburzenia kompulsywne, przez co, zbiera i kataloguje z pozoru niepotrzebne rzeczy, mające stanowić część rodzinnych pamiątek. Jego obsesyjna poprawność i schludność zestawiona jest z luzackim sposobem bycia Alexa, który choć wygląda na cwaniaka, okazuje się być otwarty na drugiego człowieka i pomocny. Przy nim Jonathan wydaje się być neurotykiem. Bodajże najciekawszą postacią w filmie jest jednak dziadek Alexa, który udaje, że jest ślepy i nigdzie nie rusza się bez swojego dziwnego psa. Początkowo myślimy, że to tylko upierdliwy staruszek, jakich wielu, jak się jednak okaże, to on właśnie jest kluczową postacią tej historii. 


Poza zderzeniem obcych kultur i poszukiwaniem siebie, film porusza też problem Holokaustu. Starszy pan Safran uciekł do Ameryki przed prześladowaniami nazistów, które na Ukrainie były wyjątkowo silne. Z migawek wspomnień poznajemy wstrząsająca historię, która stała się udziałem wielu ludzi. Ci, którzy cudem ocaleli, przekazują młodym bolesną prawdę o sytuacji Żydów podczas II wojny Światowej. 

„Wszystko jest iluminacją” to film bardzo dobrze nakręcony z pięknymi zdjęciami i świetnie dobraną muzyką. Jest to komediodramat, w którym wszystko jest wyważone: zabawne sceny zgrabnie przeplatają się z dramatem. Wszyscy aktorzy poradzili sobie znakomicie, na szczególną uwagę zasługują jednak Elijah Wood i Boris Leskin, których gra jest wręcz fenomenalna. Nic dodać, nic ująć. Po prostu rewelacja.

Ocena: 9/10.

12 komentarzy:

  1. Zapewne w najbliżej przyszłości obejrzę go wraz z moim chłopakiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi jak coś dla mnie. Zapamiętam ten tytuł. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo chcę obejrzeć ten film ze względu na Elijaha Wooda, którego uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niedawno czytałam recenzję tego filmu, Ty również piszesz o nim w superlatywach, więc muszę obejrzeć i przekonać się jak go odbiorę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chętnie obejrzę ten film, mógłby mi się spodobać. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha, widzę, że to kawał dobrego filmu :) Ale najpierw chciałabym sięgnąć po książkę, o której do tej pory nie słyszałam. Dzięki za informację :)

    PS Jeżeli chodzi o Natsuo Kirino, to polecam Ci "Ostateczne wyjście" - od niej zaczęłam przygodę z twórczością autorki. Przyznaję, początkowo nie wiedziałam, co sądzić o tej książce, ale gdy przeczytałam ją po raz drugi od razu stwierdziłam, że jest genialna :) Do stylu Kirino trzeba się po prostu przyzwyczaić.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odpowiedź, już zapisuję tytuł :)

      Usuń
  7. O ile sam Wood jest dla mnie dość cienkim aktorem, o tyle grywa w produkcjach, które bardzo sobie cenię i zawsze wciela się w role, które siłą rzeczy zawsze przypadają mi do gustu. Wystarczy wspomnieć Froda z WP lub Kevina z Sin City. Albo jeszcze Ryan z serialu Wilfred. Generalnie nie sposób go nie lubić, mimo że talentu raczej nie ma - moim zdaniem.
    Ale "Wszystko jest iluminacją" akurat jeszcze nie widziałem, choć w telewizji film ten jest puszczany co jakiś czas - jeszcze jakoś się nie zabrałem. Tymczasem zapowiada się naprawdę fajne kino. Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca i w końcu kiedyś będę musiał to zobaczyć:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle nie przepadam za Woodem, ale w tym filmie idealnie skomponował się z rolą. Jakby była stworzona dla niego. Warto zobaczyć.

      Usuń
  8. Rewelacyjny film! A scena z wegetarianizmem to już w ogóle mistrzostwo. Do tej pory rechoczę jak sobie ją przypomnę, a film widziałam już daaaawnooooo temu. =)

    OdpowiedzUsuń
  9. Film dotyka mojego czułego punktu - strasznie mnie denerwuje przedstawianie Ameryki jako raju na ziemi, oazy cywilizacji i jednoczesne robienie czegoś na kształt dzikusów z takich narodów jak Ukraińcy. No bez przesady, przecież film został nakręcony w 2005 roku - raczej już wszyscy kojarzyli wegetarianizm, a niewręczanie łapówek to akurat dobry zwyczaj ;d (no chyba że książka powstała znacznie wcześniej...). Może jednak przymknę na to oko, bo coś mnie ciągnie do tej produkcji :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapisuję tytuł na karteczce, bo czuję, że wpadnie w mój gust. : )

    OdpowiedzUsuń