Lipiec, ach, lipiec!
Lipiec był cudowny!
Najpierw było dużo dużo
pracy i wyczekiwania. Codziennie odliczałam dni i mówiłam wszystkim:
słuchajcie, jeszcze tyle i tyle dni, i jadę na wakacje! A oni uśmiechali się i
mówili: szybko zleci. I faktycznie tak było. A gdy już nadszedł piątek 19
lipca, wyszłam z pracy z bananem na ustach i tak już zostało do wczoraj. Dziś
już niestety moja laba się skończyła, ale i tak co chwila coś mi się przypomina
i się do siebie uśmiecham ukradkiem. A jakże trudno wrócić do pracy po urlopie!
Jestem taka rozkojarzona! Pół dnia dziś spędziłam w pokoju koleżanki na
plotkach, zamiast przy własnym biurku na pracy. I wiecie co? Chociaż wakacje
były fantastyczne, to muszę przyznać, że stęskniłam się za wszystkimi i za
codzienną rutyną pracy. Bo ja ją naprawdę lubię, tzn. pracę, nie rutynę. Z
niespodziewaną radością zabrałam się dziś za liczenie wypłaty i już czekam na
jutro. Tyle się dzieje wokół mnie! Tylko czas mógłby się na chwilę zatrzymać…
A jaką radość dziś miałam
z wizyty w bibliotece! Nie byłam ponad 2 tygodnie! Stęskniłam się za zapachem
książek i chodzeniem między regałami!
A teraz… żeby nie było,
że w lipcu sierotek nie było, oto i one:
„Zapiski z małej wyspy” Bill
Bryson ( w ramach czytania 100-ki
BBC): miałam już do czynienia z Brysonem przy okazji lektury „Zapisek z
wielkiego kraju”, czyli opowieści o Ameryce. Liczyłam więc na równie dobrą i
zajmującą powieść. Niestety czekało mnie ogromne rozczarowanie. Bryson zbyt
dużo miejsca poświęcił opisowi kolejnych odwiedzanych miejsc, a zbyt mało
niuansom angielskiej kultury i stylu życia. Mówiąc krótko, liczyłam na opisy
absurdalnych sytuacji, a nie na mało interesujący przewodnik. Może zapiski
miałyby to dla mnie większą wartość, gdybym podążyła szlakiem autora, na razie
niestety jest to niemożliwe, a książka sama w sobie okazała się być nudnawa.
Ocena: 4,5/10.
„Pamiętne lato”
Lesley Lokko: kolejna książka tej pani i kolejne rozczarowanie. Język fatalny,
fabuła oklepana i nudna jak flaki z olejem. Doprawdy uwielbiam takie opowieści,
ale ta nie wyróżnia się niczym szczególnym i do tego miejscami irytuje. Tej
strasznie skrywanej tajemnicy można się bardzo szybko domyślić, co dodatkowo
ułatwiają liczne spoilery na okładce. Wydawnictwo się nie popisało, oj nie! Ocena:
4/10.
„Arbitraż”:
nie
wiem jak Wam, ale mnie Richard Gere kojarzy się głównie z komediami
romantycznymi typu „Pretty Woman” czy „Zatańcz ze mną” i nigdy nie uważałam go
za wybitnego aktora. W „Arbitrażu” jednak Gere pokazuje, że jak chce, to
potrafi (zresztą podobnie było w „Chicago”). Wcielając się w postać zakłamanego
magnata finansowego, udaje mu się zaintrygować widza i utrzymać jego uwagę
przez cały seans. Film stawia kilka pytań typu: jak można żyć w oszustwie, co,
gdy prawda wychodzi na jaw, czym jest wina, gdy ma się pieniądze? I czy można
wygrać, gdy jest się przegranym w oczach najbliższych? Duży plus też za
ciekawe, otwarte zakończenie. Dobrze się spisali się także Tim Rooth w roli
pozbawionego skrupułów detektywa i Susan Sarandon w roli kobiety, która żyje w
obłudzie. Ocena: 8/10.
„Tajemnice
Los Angeles”: film, który w 1998 roku był nominowany
do Oscara i Złotego Globa, i zdobyła parę nagród, do tego w obsadzie Russel
Crowe, Kevin Spacey, Guy Pearce, Danny DeVito i Kim Bassinger – po prostu musiała
obejrzeć! „Tajemnice Los Angeles” to czarny kryminał w starym stylu, nawiązujący do złotego okresu
Hollywood. W latach 50.,
bo wtedy toczy się akcja filmu, na topie były Marilyn
Monroe i Rita Hayworth, na ulicach panowało bezprawie, w kręgach policji toczyła
się walka o władzę i wszechobecna była korupcja. W tym kontekście poznajemy
losy kilku policjantów: bezkompromisowego Eda, cynicznego Jacka i porywczego
Buda. Poza niesamowitym klimatem lat 50. największą siłą tego filmu są
wspaniale wykreowane postaci i świetna gra aktorska. Jeśli zaczytujecie się w
kryminałach, jest to coś dla Was. A jeśli nie, to i tak warto obejrzeć, choć
pewnie spodoba Wam się troszkę mniej. Ocena: 8/10.
„Tost. Historia chłopięcego głodu”:
na początek po prostu muszę napisać, jak bardzo nie podoba mi się polski tytuł
filmu „Toast”. Nie wiem, o co chodziło dystrybutorowi z tą „historią
chłopięcego głodu”, ale brzmi to gorzej niż gorzej. Zagłębiając się w historię,
widz rozumie jak ważny i symboliczny w życiu Nigela Slatera był tost, dlatego
uważam, że ten polski dodatek do tytułu jest kompletnie niepotrzebny i
irytujący. No ale przejdźmy do sedna. „Tost” to ekranizacja autobiografii
znanego brytyjskiego kucharza i dziennikarza kulinarnego Nigela Slatera. Za
produkcję odpowiedzialna jest stacja BBC , a w głównych rolach możemy zobaczyć
Helene Bonham Carter, Freddiego Highmore’a i Kena Stotta. Pod względem
aktorskim błyszczy jak zwykle niezawodna Helena, której sama obecność na
ekranie wywołuje u widza uśmiech. Film skupia się na przedstawieniu dzieciństwa
i wczesnej młodości Nigela, kiedy to znany kucharz starał się przypodobać ojcu,
gotując mu przeróżne potrawy. Jest to bardzo apetyczna opowieść o jedzeniu i
ludziach, życiu, przedstawiona oczami małego chłopca. Jakie trafne dzieciaki
mają spostrzeżenia, chyba nie muszę Wam mówić ;) „Tost” ogromnie
przypadł mi do gustu, rozbawił i wzruszył. Uwielbiam filmy BBC i takie
historie! Ocena: 8,5/10.
„Ruby
Sparks”: surrealistyczna i bardzo niekonwencjonalna komedia
romantyczna, opowiadająca o pisarzu, które słowa dosłownie mają moc twórczą i z
nich, a także z tęsknoty za bliskością i miłością, powstaje piękne dziewczyna
imieniem Ruby. Oczywiście nie muszę chyba mówić, że Calvin i Ruby się w sobie
zakochują. Ich związek jest jednak bardzo nietypowy, bo Calvin może pisząc
wpływać na zachowanie Ruby i zmieniać ją jak chce. Pojawia się tu motyw procesu
tworzenia i kreowania rzeczywistości. Film jest bardzo fajną alternatywą dla
przesłodzonych hollywoodzkich komedii romantycznych. Idealne kino na niedzielne
popołudnie. Ocena: 7/10.
„Take
This Waltz”: „czy warto zniszczyć 10 lat z kimś,
kogo się lubi dla kogoś, kogo być za 10 lat nie będzie się lubiło”? – to
pytanie twórczyni filmu, Sarah Polley, przemyca mimochodem w scenie, w której
kilka kobiet bierze prysznic i rozmawia o życiu, i związkach. Przysłuchująca
się rozmowie Margot wraca do domu i próbuje ożywić związek z mężczyzną, którą
przecież kiedyś tak kochała, a teraz, po 5 latach małżeństwa, irytuje ją
wszystko, jest znudzona i nieszczęśliwa. I pewnie dlatego, gdy na horyzoncie
pojawia się Daniel, kobieta zaczyna tęsknić za namiętnością, czułością i
bliskością. Przez cały film widz zadaje sobie jedno pytanie: czy Margot zdradzi
męża? „Take This Waltz” to celne studium związku, tego, co się kończy i tego,
co może być. Przede wszystkim jest to jednak opowieść o samotności i o tym, że
tylko żyjąc w zgodzie ze sobą, można być naprawdę szczęśliwym. Czy zdradzać
naprawdę warto? I tu odsyłam do początkowego zdania (pytania). Michelle
Williams jak zwykle świetna. Piękna, melancholijna historia, przeszyta tęsknotą
i marzeniami. Ocena: 8/10.
„Jak ukraść księżyc”: jestem
zachwycona tą animacją, prawie tak bardzo jak „Dzielnym Despero”! Ciepła,
poruszająca, zabawna, miła dla oko – nic tylko oglądać i się cieszyć! Polski
dubbing naprawdę dobry, szczególnie podobało mi się wykonanie Marka
Robaczewskiego, podkładającego głos pod Gru. Ocena: 8,5/10.
„Ralph
Demolka”: na tej animacji nie sposób się nudzić: dużo się
dzieje, fabuła wciąga od pierwszych minut, a seans umila przyjemna dla oka
szata graficzna. Zadowoleni będą nie tylko fani gier. Ja bawiłam się świetnie!
Ocena: 8/10.
9
książek w lipcu przeczytałam,
w tym dwie na leżaku na plaży :))) Książką
miesiąca zostaje „Trafny wybór”
J.K.Rowling z oceną 9/10, poza tym gorąco polecam też „Żonę piekarza” Marcela
Pagnola i „Milczący zamek” Kate Morton. Z kolei ogromnie zawiodłam się na „Zapiskach
z małej wyspy” Billa Brysona, po których spodziewałam się o wiele więcej…
Tak się złożyło, że filmów obejrzałam 10, a najlepszym
spośród nich był „Schmidt” z fenomenalną rolą mistrza Jacka Nicholsona. Polecam
także znakomitą „Panią Henderson”, „Tost”, „Take This Waltz” i oboje obejrzane
przeze mnie animacje: „Jak ukraść księżyc” i „Ralpha Demolkę”.
Powroty: jeśli chodzi o
książki, to wróciłam po długim czasie do „Mariny” Zafona, który znowu zrobiła
na mnie ogromne wrażenie. Na powrót filmowy wybrałam zaś „Jak zostać królem” z
uwielbianym przeze mnie Colinem Firthem.
Jeśli chodzi o seriale,
to nadal w kółko oglądam „The Good Wife”, ale już kończę czwarty sezon, więc
być może niedługo dorwę coś nowego/innego. Oczywiście odsyłam do serialowego obiadowego wpisu pierwszego – co oglądam do kotleta.
Na następny post
obiecuję już przygotować drugą część wakacyjnych zdjęć, a oto zapowiedź tego,
co Was czeka:
Wszystkiego dobrego!
Korzystajcie z słońca!
PS Jakby ktoś się zastanawiał, o co chodzi z różowym, to kolor oznacza link do recenzji.
Spotkanie z książkowymi sierotkami na szczęście mi nie grozi, ale znalazłam kilka fajnych filmowych inspiracji :-)
OdpowiedzUsuńNo i czekam na wakacyjny ciąg dalszy!
Pozdrawiam serdecznie :-)
Cieszę się i zachęcam do oglądania:>
UsuńO pisarstwie Lokko czytałam różne opinie, będę musiała się przekonać jak to z nim jest. Z filmów widziałam "Ralpha Demolkę" i też bardzo mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńSuper, że z takim optymizmem wróciłaś do pracy, nie ma to jak porządny urlop :)
Dokładnie:) Tylko szkoda, że kolejny tak długi wypoczynek dopiero na gwiazdkę:/
Usuń"Zapiski z małej wyspy" chciałam przeczytać, ale jak napisałaś, że jest nudna to raczej sobie odpuszczę. "Marina" świetna książka! Urlop dopiero przede mną, już nie mogę się doczekać:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę! Wypoczywaj!
UsuńNie oceniłam tak wysoko "Ruby Sparksa", ale fakt - w zalewie głupiutkich komedii romantycznych - stanowi ciekawą alternatywę na wieczór. Kilka dni temu widziałam dobry film o pisarzu, o pisarstwie - "The Words" - z czystym sumieniem polecam.
OdpowiedzUsuń"Tost" i "Take This Waltz" to bardzo dobre kino.
"The Words" chyba w grudniu oglądałam i również bardzo dobre wrażenie na mnie ten film zrobił. Tylko odtwórca głownej roli trochę źle dobrany:/
UsuńTo już wiem, co obejrzeć w wolnym czasie.;) Bo raczej za opisane przez Ciebie książki się nie zabiorę. ;) Jak oglądałam filmy z Richardem Gere to zawsze miałam wrażenie, że dobrze grałby cynicznego drania. Pokazał to w "Chicago".
OdpowiedzUsuńAle, jak zwykle, zwróciłam uwagę na animacje! "Jak ukraść księżyc" miałam przyjemność obejrzeć z przyjaciółką wczoraj w nocy i również jestem zachwycona.;) Polski dubbing po raz kolejny zachwyca. I do teraz, jak tylko widzę minionki, to zaczynam się śmiać. ;)
Ralpha także bardzo lubię. Świetna animacja na letni wieczór, kiedy nie ma nic do roboty. ;)
Pozdrawiam!
Obie bajki są prześwietne:) Teraz z kolei jestem bardzo ciekawa "Smerfów 2" i "Minionki rozrabiają".
UsuńPisałam już, że zazdroszczę? ;) Mój urlop zaczyna się za 3 dni, już ledwo ciągnę w pracy marząc o odpoczynku... Z filmów widziałam jedynie "Take This Waltz" i również mi się podobał. Namówiłaś mnie na "Tost" i filmy animowane :)
OdpowiedzUsuńA ja zazdroszczę, że Ty wypoczynek masz jeszcze przed sobą :)
Usuń"Toast". Strasznie mnie ciekawi :) Uwielbiam Helenę Bonham-Carter, a ten chłopiec obok niej grał w główną rolę w serialu Bates Motel.
OdpowiedzUsuńObejrzałaś aż 9 filmów, a ja żadnego. We wakacje dla mnie telewizja nie istnieje.
OdpowiedzUsuńWidzę, że urlop przebiega w pięknej scenerii. Tylko pozazdrościć.
No czekam i czekam na te zdjęcia, doczekać się nie mogę :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się co do "Ralph Demolka" - jak dla mnie ta animacja jest świetna :) Więcej filmów nie oglądałam a ksiązek nie znam, ale z 100-tką BBC mam zamiar się zapoznać :-)
OdpowiedzUsuńA "Pamiętne lato" zapowiadało się tak dobrze... Szkoda;)
OdpowiedzUsuń