Pewnie gdybym nie znała wcześniej
niesamowitej książki Markusa Zusaka, czytalibyście właśnie słowa zachwytu, a
„Złodziejkę książek” obwołałabym filmem miesiąca. Tak się jednak nie stało.
Ekranizacji właściwie nie można nic zarzucić: jest wierna pierwowzorowi,
aktorzy grają bardzo dobrze, muzyka przyprawia o dreszcze... Szkoda tylko, że w
tym świetnie zrealizowanym obrazie brakuje choć odrobiny magii. Trzeba jednak
przyznać, że reżyser, Brian Percival, miał niewiarygodnie trudne zadanie. No bo
jak tu przenieść na ekran powieść, która swoim niezwykłym klimatem, każdym
słowem, wywołuje u czytelnika ogromne poruszenie, w trakcie, której lektury,
łzy same płyną z oczu, a ostatnia strona przychodzi nadspodziewanie zbyt
szybko? Rzecz niemożliwa, ot co.
Historia Liesel Meminger
poruszyła serca milionów czytelników na całym świecie. Wszyscy ci, którzy
dostąpili zaszczytu spotkania z tą niezwykłą dziewczynką, z pewnością pokochali
jej odwagę i dobroć, cieszyli się z potajemnego czytania książek z papą Hansem,
uciekali przed rozzłoszczoną mamą Rosą, świetnie bawili się z Rudym i dawali
nadzieję Maksowi. W tej cudownej opowieści nie brakuje także bohatera, z którym
spotkanie czeka każdego z nas – Śmierci. Przyznajcie, że to właśnie dzięki
narracji poprowadzonej z jej puntu widzenia udało się Zusakowi napisać tak
niesamowitą książkę.