piątek, 30 listopada 2012

„Dom w Riverton” Kate Morton - stary dom, wielka tajemnica i zmierzch epoki



„Płaczę nad zmieniającą się rzeczywistością (...), jakaś maleńka część mnie ma nadzieję, na inne zakończenie, liczę na to, że wojna nigdy nie wybuchnie. Że tym razem, nie wiedzieć czemu, pozwoli nam żyć dalej.”

Zmierzch epoki edwardiańskiej to jeden z najciekawszych momentów w historii Anglii. Czasy nieuchronnie się zmieniały, w powietrzu wisiała wojna, a o prawa wyborcze dla kobiet walczyły sufrażystki. Okres ten wspaniale prezentuje jeden z moich ulubionych seriali – „Downton Abbey”, przedstawiający losy arystokratycznej rodziny Crawleyów i ich służby. Odwiecznemu układowi pan-sługa zagroziła rzeczywistość po wojnie, z frontu powrócili wyniszczeni emocjonalnie mężczyźni, którzy nie byli w stanie funkcjonować w starym ładzie. Jedynie ludzie starej daty jak pan Carson czy Stevens, bohater „Okruchów dnia”, nie wyobrażali sobie, by cokolwiek mogło się zmienić. Równie trudno było arystokratom, nienawykłym do buntów i sprzeciwu. Ale czy w rzeczywistości powojennej było jeszcze miejsce dla uprzywilejowanych? Jak mówi w jednym z odcinków Lord Grantham: „Nieustępliwa arystokracja nie mogłaby przetrwać". I tak ci, którzy dotąd wyznaczali zasady gry, musieli się dostosować, nawet jeśli oznaczało to zerwanie z tradycją.

„Dom w Riverton” Kate Morton opowiada właśnie o przemianach społeczno-obyczajowych, jakie miały miejsce po zakończeniu I wojny światowej. Przyjęcia i życie w posiadłości Riverton oglądamy oczami służącej Grace, która jest baczną obserwatorką i świadkiem dramatycznych wydarzeń. Na drugim planie czasowym Grace ma już ponad 90 lat i wciąż nie może uporać się z demonami przeszłości. Jej stare rany rozdrapuje scenarzystka filmowa, która kręci film o tragedii, jaka wydarzyła się w podczas jednego z przyjęć w Riverton. Czy wyjdzie na jaw, skrywany przez pół wieku sekret? I jaką rolę odegrała w tym wszystkim Grace?

wtorek, 27 listopada 2012

Listopadowe sierotki



Kochani, już niedługo grudzień, jeden z moich ulubionych miesięcy w roku: świąteczny, mikołajkowy, a także jarmarczny (chodzi mi oczywiście o jarmarki świąteczne na rynkach dużych miast), ale zanim przyjdzie ten magiczny czas w roku, pora zapoznać się z listopadowymi sierotkami, a więc książkami i filmami, które nie doczekały się recenzji. Tak więc zapraszam!

Książkowe sierotki:

„Świniobicie” Magda Szabo: po rewelacyjnej „Tajemnicy Abigel” (link do recenzji), po prostu musiałam przeczytać coś jeszcze pani Szabo, mój wybór padł na „Świniobicie” – zaintrygował mnie tytuł i okładka. Zaczynając nie miałam bladego pojęcia, o czym będzie ta historia i cieszę się, bo spotkała mnie duża niespodzianka. Jest to psychologiczna powieść, miejscami brutalna i trudna, narracja prowadzona jest z perspektywy kilkunastu osób, trzeba więc być bardzo skupionym w trakcie lektury, bo łatwo można się pogubić. „Świniobicie” jest tak inne od „Tajemnicy Abigel”, że nie mogę się nadziwić, że obie książki wyszły spod pióra tej samej osoby. Wstrząsająca historia! Ocena: 8/10.
 
„Korona śniegu i krwi” Elżbieta Cherezińska: to chyba nie była odpowiednia pora na czytanie tej książki, bo nie mogłam się w nią wciągnąć. Po 100 stronach dałam sobie spokój, obiecując jednak, że na pewno dam jeszcze szansę Cherezińskiej, w końcu naprawdę lubię, gdy akcja jest osadzona w historii. Ocena: brak (nie śmiem oceniać czegoś, czego nie skończyłam czytać).
 
„Anglik w Paryżu” Michael Sadler: ta pozycja zawiodła mnie na całej linii. Miało być zabawnie i lekko, a było po prostu nudno. Poza tym tekst zawiera bardzo dużo wtrętów francuskojęzycznych i nie wszystkie są tłumaczone (a nawet jeśli, to ciągłe spoglądanie do przypisów jest naprawdę upierdliwe!). Za dużo miejsca autor poświęcił też opisom jedzenia. Ocena: 3/10.

„Księga śmiechu i zapomnienia” Milan Kundera: książka jednego z moich ulubionych pisarzy po prostu nie mogła mi się nie podobać. Jest to może troszkę słabsza pozycja od tych, które już czytałam, a więc „Nieznośnej lekkości bytu”, „Żartu”, „Niewiedzy” i „Nieśmiertelności”, ale i tak Kundera po raz kolejny pokazał klasę. Jest tutaj dużo filozofii, trochę przemyśleń i spora dawka erotyzmu. Tematy, jakie Kundera porusza to m.in.: różnica pomiędzy śmiechem prawdziwym a bezmyślnym, przemijanie i ulotność chwil, a także proces zapominania. Tradycyjnie pojawiają się też wątki polityczne. Ocena: 8/10.

niedziela, 25 listopada 2012

„A jeśli ciernie” Virginia Cleo Andrews - pozytywne zaskoczenie



O tyle o ile pierwszą częścią sagi o Dollangangerach zachwycali się niemalże wszyscy czytelnicy, to już jej kontynuacja spotkała się z krytyką wielu blogerów, którzy zarzucali „Płatkom na wietrze” m.in.: absurdalną fabułę i przesadny erotyzm. Ja, jak zapewne pamiętacie, zaliczam się właśnie do tych, którzy dość nisko ocenili drugą część sagi. Nie mniej jednak, gdy tylko pojawiła się okazja, sięgnęłam po „A jeśli ciernie” – ciekawość okazała się być silniejsza niż zniesmaczenie. I jak się okazało – było warto!

Akcja powieści rozpoczyna się kilka lat po wydarzeniach, opisanych w poprzednim tomie. Cathy i Chris żyją razem jak małżeństwo, wychowując razem Jory’ego i Barta oraz adoptowaną córeczkę Cindy. Do ich szczęśliwego życia powracają jednak cienie przeszłości wraz z wprowadzeniem się do sąsiedniego domu tajemniczej staruszki. Bart, przekonany, że rodzice go nie kochają, zbliża się do kobiety i poznaje tajemnicę, która całkowicie go odmienia. 

Narratorami książki są na przemian Bart i Jory, co jest nowością w porównaniu do wcześniejszych części, kiedy to historię poznawaliśmy z relacji Cathy. Ku mojemu zadowoleniu zmienił się także styl, jakim napisana jest powieść. Fabuła nadal jest hipnotyzująca i niebywale wciągająca, ale język bohaterów nie jest już tak denerwująco naiwny. Pani Adrews udało się stworzyć wrażenie, że opowieść naprawdę snuje dwóch chłopców, co mnie pozytywnie zaskoczyło.

To, że wydarzenia, przeżyte w dzieciństwie, w zasadniczy sposób wpływają na dorosłe życie, wiadomo nie od dziś. Cathy jest idealnym przypadkiem osoby, która nie potrafi zapomnieć o przeszłości. Nadal trawi ją nienawiść do matki, a czas spędzony na poddaszu powraca w sennych koszmarach. Jak się okaże, trudno jest się także uwolnić od własnych genów. Historia rodziny Dollangangerów zatoczy koło, a za tragedię i grzechy rodziców odpowiedzą dzieci.

czwartek, 22 listopada 2012

„Magiczne lata” Robert McCammon - jedyna taka historia



„Tyle właśnie czasu potrzeba było chłopcu. Napisał książkę o miasteczku i jego mieszkańcach i właśnie dzięki nim książka stała się tym, czym była. Może nie miała sensacyjnej akcji, nie było w niej scen, od których serce stawało ci w gardle, a strach jeżył włosy na głowie, ale za to mówiła o życiu. Miała swój rytm i swoje głosy. Poruszała sprawy drobne, codzienne, takie, jakie składają się na wspomnienia przeżytych chwil. Wiła się jak rzeka; nie wiedziałeś, dokąd płynie, dopóki się w niej nie znalazłeś, ale podróż była spokojna i pełna uroku, a kiedy dotarłeś do jej kresu, żałowałeś, że się skończyła”.

W Zephyr, gdzie wszyscy się znają, mleko jeszcze rozwozi mleczarz, a  w rzece skrywa się dziwny stwór, zwany Starym Mojżeszem, spokój zostaje na zawsze zakłócony. Pewnego marcowego poranka samochód z martwym mężczyzną wpada do Jeziora Saksońskiego. Przypadkowym świadkiem tego osobliwego wydarzenia jest dwunastoletni Cory. Na miejscu zbrodni chłopiec odnajduje zielone piórko, w oddali zaś widzi tajemniczą postać w długim płaszczu. Od tej chwili Cory boleśnie uświadomi sobie, że jego ukochane Zephyr nie jest tak bezpieczne jak mu się wydawało. Chcąc przywrócić miastu utraconą niewinność, postanawia wytropić mordercę, za którym kryje się ktoś, kogo bardzo dobrze zna.

wtorek, 20 listopada 2012

Kochankowie z Księżyca/Moonrise Kingdom



Nie wiem, jak mogłam myśleć, że „Kochankowie z Księżyca” to infantylna komedia romantyczna. Przed seansem nastawiałam się na typowy zapychacz czasu, natomiast po powtarzałam w kołko: Wes Anderson, Wes Anderson…. Jednocześnie zastanawiając się, jak to możliwe, że wcześniej nie widziałam żadnego filmu tego wspaniałego reżysera, a widzieć powinnam: wszak głośno było o „Pociągu do Darjeeling” czy „Fantastycznym Panu Lisie”. Jestem pod tak dużym wrażeniem sposobu, w jaki historia dwójki dzieciaków została opowiedziana, że brakuje mi słów, by to wyrazić. Musicie mi wybaczyć niedoskonałość mojej przeciętnej recenzji, bo trudno się pisze o dziele tak osobliwym jak „Kochankowie z Księżyca” (swoją drogą polski tytuł jest po prostu straszny!).

Akcja filmu toczy się w 1965 roku, a więc tuż przed rewolucją obyczajowo-seksualną, co zresztą  nie jest bez znaczenia. Z obozu dla skautów ucieka Sam, a jego śladem podąża cała drużyna i szef miejscowej policji Kapitan Sharp. Wkrótce okazuje się, że zniknęła także córka prawników – Suzy. Można powiedzieć, że na poszukiwania zakochanych wyrusza cała masa osób, z których jednak jest dziwaczniejsza od drugiej. Tymczasem Sam i Suzy rozkładają namiot i urządzają najprawdziwszy biwak, słuchają starych winyli i czytają książki. Niepowtarzalny klimat lat 60. i wszechogarniająca staroświeckość świetnie wkomponowały się w fabułę, bo w to, że ta historia nie byłaby tak urocza, gdyby osadzono ją w czasach współczesnych, nie wątpię.

sobota, 17 listopada 2012

„Coco Chanel. Legenda i życie” Justine Picardie, czyli biografia niezwykłej kobiety



„Tworzę modę, która pozwala kobietom żyć, oddychać, czuć się wygodnie i wyglądać młodo.”

Zanim została kreatorką mody, Coco Chanel musiała przejść długą drogę, która bynajmniej nie była usłana różami. Gdy urodziła się w 1883 roku w biednej rodzinie, chyba nikt nie przypuszczał, że kiedyś jej imię będzie na ustach całego świata, a najważniejsze gwiazdy show biznesu i polityki, będą się u niej ubierać. Sama Chanel lekceważyła początki swojej historii,  nieustannie je zresztą przerabiając na potrzeby tworzonej legendy. Nawet okoliczności powstania Chanel No 5 przedstawiała na kilka różnych sposób, wciąż coś dodając i ubarwiając.

Autorce książki z niemałym trudem przyszło więc napisanie wiarygodnej biografii. Tam, gdzie nie jest pewna, co się właściwie wydarzyło, Justine Picardie przytacza słowa samej Coco lub ludzi z nią związanych. I tak z wielu wspomnień, ale także listów i archiwów, wyłania się portret niezwykle energicznej kobiety, która jednak była przerażająco samotna. Pisarka z dużą rzetelnością, ale też wyraźną fascynacją, opisuje koleje życia Gabrielle Chanel, jej romanse i legendę. Sięgając po „Coco Chanel. Legenda i życie” czytelnik może liczyć także na dokładne opisy miejsc szczególnie bliskich projektantce, a więc jej apartamentu w Ritzu, salonu przy Rue Cambon i La Pausy, bajecznej willi na Riwierze Francuskiej, gdzie bywali m.in. Winston Churchill, Francis Scott Fitzgerald i Pablo Picasso. 

piątek, 16 listopada 2012

Piątek z gwiazdą: George Clooney




Obłędnie przystojny George Clooney jest znany przede wszystkim z dwóch rzeczy: licznych romansów i roli doktora Douga Rossa z „Ostrego dyżuru”. Oczywiście od czasów w białym kitlu upłynęło już dużo wody i nasza dzisiejsza gwiazda zdecydowanie rozwinęła swoje umiejętności aktorskie, ale jednak na hasło „Clooney”, wciąż często można usłyszeć „doktor Ross”, a następnie zobaczyć znaczący uśmiech i pełen rozmarzenia wzrok. Osobiście „Ostrego dyżuru” nie lubiłam, ale muszę przyznać, że George ma ogromny urok osobisty i że otwarcie do niego wzdycham. No i jest idealnym przykładem na to, że facet jest jak wino: im starszy, tym lepszy.

Gwiazdor często zajmuje wysokie miejsce w rankingach na najprzystojniejszych, najlepiej ubranych, a nawet najlepiej uczesanych mężczyzn. Plotkarskie magazyny często rozpisują się o jego nowych kochankach, zastanawiając się, kiedy aktor się w końcu ustatkuje. W ubiegłym roku stuknęła mu 50-tka, a przyszłej pani Clooney jakoś nie widać na horyzoncie. Michelle Pfeiffer i Nicole Kidman założyły się nawet z nim o dziesięć tysięcy dolarów, że przed upływem 40-stki zostanie ojcem. Chyba nie muszę Wam mówić, kto wygrał zakład…

wtorek, 13 listopada 2012

Quiz Show



Czy zastanawialiście się kiedyś, czy teleturnieje, programy typu „Mam talent”, są ustawiane? Wyobrażacie sobie skandal, jaki miałby miejsce, gdyby okazało się, że z góry wiadomo, kto wygra, mało tego, że zwycięzca znał wcześniej pytania i odpowiedzi?

Coś takiego zdarzyło się w latach 50. w Stanach Zjednoczonych. Dużą popularnością wówczas cieszył się teleturniej „Twenty-One”, który opierał się na współzawodnictwie dwóch zawodników, zamkniętych w budkach z słuchawkami na uszach. Celem było jak najszybsze zdobycie 21 punktów, a więc oczka. Program każdego tygodnia przyciągał przed telewizory miliony widzów i co za tym idzie – olbrzymie pieniądze. Pewnie prawda nie wyszłaby na jaw, gdyby producenci nie postanowili pozbyć się obecnego rekordzisty – Herberta Stempela, niezbyt urodziwego Żyda. Stempel otrzymał jasne instrukcje: ma się pomylić w następnym odcinku, w przeciwnym razie zniknie z telewizji na zawsze. Na jego miejsce znaleziono przystojnego i błyskotliwego Charlesa Van Dorena, który już przed pierwszym programem otrzymał pytania i odpowiedzi. Iluzja trwała w najlepsze, dopóki rozżalony Stempel nie poszedł do prokuratury. Co było dalej, zapewne się domyślacie.

niedziela, 11 listopada 2012

„Gorzka czekolada” Lesley Lokko - mogło być lepiej



Sięgając po „Gorzką czekoladę” ghańsko-szkockiej pisarki, Lesley Lokko, miałam nadzieję na przyjemne, ale też niebanalne czytadło. Tymczasem otrzymałam zwyczajną obyczajówkę, owszem dobrze napisaną, ale jednak nie wyróżniającą się niczym spośród innych tego typu książek.

Książka przedstawia historie trzech młodych kobiet, które, choć pochodzą ze skrajnie różnych środowisk, mają ze sobą wiele wspólnego. Wszystkie przechodzą właśnie trudny okres dojrzewania i podejmują decyzje, które diametralnie zmienią ich życie. Laura, pochodząca z podupadłego arystokratycznego rodu, zachodzi w ciążę i jest zmuszona opuścić rodzinne Haiti; Ameline, dziewczyna bez nazwiska, porzuca codzienną rutynę i zostaje pokojówką; Melanie, córka gwiazdy rocka, uwodzi ojczyma, czym niszczy relacje z matką. Na naszych oczach bohaterki przeistoczą się z nastolatek w kobiety i nauczą się żyć w zgodzie ze sobą, poznają miłość, ale też smak cierpienia. Każda z nich będzie przeżywać wzloty i upadki, i przekona się, że życie dalekie jest od ich młodzieńczych wyobrażeń.

czwartek, 8 listopada 2012

„Dom ciszy” Orhan Pamuk - czy czytacie Noblistów?



Zanim przejdę do właściwego tematu, a więc opisu moich odczuć po lekturze „Domu ciszy” Pamuka, chciałabym się dowiedzieć, czy Wy, Kochani, czytacie Noblistów? Pewnie zastanawiacie się, dlaczego pytam. Już wyjaśniam: ponieważ „Dom ciszy” wypożyczyłam z biblioteki, sądziłam, że książka będzie wyglądała na mocno zużytą, w końcu leży już na półce 3 lata. Tymczasem otrzymałam egzemplarz, wyglądający jak nowy, z lekkim zagięciem okładki i mocno odznaczający się od pozostałych książek „w okolicy”. One wyglądały jakby faktycznie ktoś je czytał, podczas gdy powieści Pamuka wydały mi się dość dziewicze. Zaciekawiona poszłam poszukać innych Noblistów: i tak Llosa jest często czytany, podobnie jak Lessing i Steinbeck, natomiast Coetzee, Saramago, Le Clezio nie cieszą się zbyt dużą uwagą czytelników. Jestem ciekawa Waszego zdania na ten temat, no a teraz wracamy (jak mawiała moja nauczycielka WOSu, gdy opowiedziała za dużo anegdotek).

„Dom ciszy” to moje pierwsze literackie spotkanie z Pamukiem i z literaturą turecką w ogóle. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. Jednak już po przeczytaniu pierwszych kilku rozdziałów, wiedziałam, że to był strzał w dziesiątkę. Dostałam powieść na wskroś przesiąkniętą tureckimi realiami z galerią niebanalnych osobowości. Dzieło bardzo tureckie, ale też z uniwersalnym przesłaniem. Czy warto więc czytać Noblistę Pamuka? Tak.

wtorek, 6 listopada 2012

Zmiana w grze/Game Change



Jest rok 2008, w Stanach Zjednoczonych trwa kampania prezydencka. O miejsce w Białym Domu walczy dwóch kandydatów: Barrack Obama i John McCain, przy czym ten drugi jest na straconej pozycji. Sztab wyborczy McCaina gorączkowo szuka rozwiązania, które poprawiłoby jego notowania. Steve Schmidt, główny strateg, dochodzi do wniosku, że zgłoszenie na wiceprezydenta gubernator Alaski, Sarah Palin, będzie strzałem w dziesiątkę. Niestety szybko okazuje się, że Palin przysparza więcej kłopotów niż korzyści…

„Zmiana w grze” to oparty na prawdziwych zdarzeniach film, nakręcony przez HBO. Produkcja zdobyła aż 5 Nagród Emmy i to w najbardziej prestiżowych kategoriach: najlepsza reżyseria, najlepszy film telewizyjny, najlepszy scenariusz, najlepszy dobór obsady i najlepsza aktorka (Julianne Moore). I wszystkie statuetki są w pełni zasłużone.

Oglądając recenzowany film, jak i nominowane do Oscara „Idy Marcowe”, których recenzję możecie przeczytać tutaj, doszłam do wniosku, że przy amerykańskich kampaniach wyborczych, polskie dopiero raczkują. W Stanach cały kraj żyje wyborami, wszyscy się ekscytują i komentują bieżące zdarzenia. U nas stosunkowo niewiele osób ogląda przedwyborcze debaty czy potrafi wymienić hasła wszystkich partii. A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

sobota, 3 listopada 2012

1. Urodziny Bloga i wyniki rozdawajki




Dokładnie rok temu pojawił się pierwszy post na Kulturalnym Misz-Maszu, zatytułowany „Wymarzone miejsce” (tutaj możecie go przeczytać). Od tamtej pory na blogu pojawiło się 170 postów, z których największą popularnością cieszą się:

1. „Gossip Girl” – 100 odcinków za nami – 1760 wyświetleń (klik)

2. Piątek z gwiazdą: Johnny Depp – 893 wyświetlenia (kilk)

3. Michael Bublé, Hala Ergo Arena Gdańsk/Sopot, 23.04.2012r. - relacja z koncertu – 872 wyświetlenia (klik)

Dziękuję wszystkim, którzy regularnie odwiedzają bloga, a także tym, którzy niedawno się pojawili – mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej.

A jak to się w ogóle stało, że założyłam bloga? Była wietrzna i zimna jesień, a ja leżałam chora w łóżku i okrutnie się nudziłam. Pomyślałam więc: fajnie byłoby podzielić się z innymi wrażeniami z pobytu w Wiedniu, a nuż komuś się te informację przydadzą? No i jak się okazało z dużym zainteresowaniem spotkał się post „Niemiecki na Uniwersytecie Wiedeńskim”(kilk), w którym opisałam, jak można załatwić sobie taki kurs, akademik i z jakimi kosztami trzeba się liczyć, wyjeżdżając na miesiąc do Wiednia. Potem pomyślałam, że może warto, by też się podzielić odczuciami z obejrzanych filmów/seriali i przeczytanych książek. Bardzo szybko blogowanie mnie pochłonęło i nie wyobrażam sobie, że mogłabym kiedyś przestać.

Jeśli, jesteście ciekawi, kim jestem, odsyłam Was do strony O AUTORCE. Tutaj dodam jeszcze, że jestem tegoroczną absolwentką administracji, posiadam też licencjat z polonistyki, i obecnie pracuję w kadrach, i wygląda na to, że to ta wymarzona praca.

Po krótkim podsumowaniu urodzinowym pora na wyniki rozdawajki, w której do wygrania była książka „Na plebanii w Haworth” Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej.

Losowanie przyniosło taki oto wynik: szczęśliwą zwyciężczynią okazała się być Karolina, autorka bloga Książki z mojej półki.

Wszystkim, biorącym udział w konkursie dziękuję za zainteresowanie i życzę powodzenia w kolejnych konkursach, które na pewno się odbędą :)

czwartek, 1 listopada 2012

„Na plebanii w Haworth” Anna Przedpełska-Trzeciakowska, czyli porywająca biografia



4 lipca 1846 roku z Haworth wyruszyły w świat rękopisy debiutanckich powieści sióstr Brontë: „Profesor” Charlotty, „Wichrowe wzgórza” Emilii i „Agnes Grey” Anny. Tak uwielbiane przez czytelników na całym świecie „Wichrowe wzgórza” prawdopodobnie nigdy nie ujrzałyby światła dziennego, gdyby nie upór Charlotty. Anna i Emilia okazywały niechęć wobec publikacji i nie uczyniłyby w tej sprawie nic, jeżeli to im przyszłoby decydować. 

W czerwcu 1847 roku znalazł się wydawca, który zgodził się opublikować „Wichrowe wzgórza” i „Agnes Grey”. Żadne wydawnictwo nie okazało jednak najmniejszego zainteresowania „Profesorem”, który został wydany dopiero, gdy Charlotta osiągnęła literacki sukces. Tak pokrótce rysuje się droga do sławy sióstr Brontë, które zadebiutowały jako mężczyźni: Currer, Ellis i Acton Bellowie. Prawda wyszła na jaw dopiero na skutek pewnego niemiłego incydentu, choć już wcześniej podejrzewano, że pod pseudonimami kryją się kobiety.


„Dla Emilii sztuka była manifestacją jej wewnętrznych doświadczeń, dla Anny była aktem wiary, dla Charlotty stała się zawodem".