środa, 15 stycznia 2014

Kamerdyner/The Butler



Reklamowany jako oscarowy - „Kamerdyner”, w reżyserii Lee Danielsa, o Oscary nawet się nie ociera. Jest to dobre kino, poprawnie podane i zgrabnie zagrane, będące jednak typową produkcją „pod publiczkę”. Spodziewałam się, że po seansie nie będę mogła wyrzucić z głowy tej opowieści, dziwiłam się brakowi nominacji do Złotego Globu i byłam pewna Oscara dla Foresta Whitakera; tymczasem teraz wiem jedynie, że zmarnowano świetną historię z powodu nadmiernej poprawności politycznej. A to mnie, jako kinomankę, boli.

Film rozpoczyna się mocnym uderzeniem: przenosimy się w lata 20-te na jedną z wielu plantacji bawełny na południu Stanów Zjednoczonych, gdzie matka głównego bohatera zostaje zgwałcona przez swojego białego „właściciela”, a jego ojciec zabity za próbę postawienia się. To dramatyczne wydarzenie uczy małego Cecila Gainesa, że wolność czarnoskórych jest fikcją i że lepiej się nie wychylać. Dzięki takiej postawie zostanie dostrzeżony przez szefa personelu w Białym Domu i będzie przez dekady służył kolejnym prezydentom Stanów Zjednoczonych. Zawsze w cieniu, nic nie widząc i nie słysząc, bezgłośnie podaję kawę i ciasteczka, gdy w tle rozgrywają się polityczne rozmowy na najwyższym szczeblu.

„Kamerdyer” powstał w oparciu o koleje losu Eugene’a Allena, na potrzeby filmu, przekształconego w Cecila Gainesa. Poprzez historię czarnoskórego kamerdynera reżyser kreśli walkę Afroamerykanów z wszechobecnym rasizmem. Cecil pokornie służył kolejnym prezydentom, biorąc niemy udział w wydarzeniach historycznych wielkiej wagi – od zamachu na Kennedy’ego po morderstwo Martina Luthera Kinga. Zawsze starając się nie wyrażać swojego zdania, pozostawał własnym cieniem, co było tym trudniejsze, gdy jego syn – Louis, zaangażował się w działalność na rzecz wolności i przystąpił do legendarnych Czarnych Panter. W filmie zaprezentowano więc dwie skrajne postawy: konformista vs rewolucjonista. Louis gardzi swoim ojcem i jego służalczym postępowaniem, sam buntuje się przeciwko zastanej rzeczywistości, narażając życie i wchodząc w konflikt z prawem, i własną rodziną.

Lee Daniels nie zapomina też o zaprezentowaniu wątku domowych problemów Cecila, które bynajmniej nie ograniczają się do narastającego napięcia pomiędzy nim a starszym synem. Niestety w swojej próbie przedstawienia okrojonej wersji historii Stanów Zjednoczonych w 2 godziny, reżyser gubi swoich bohaterów. Postać Glorii Gaines ratuje jedynie fenomenalna gra Oprah Winfrey, która, moim zdaniem, przyćmiła zaledwie poprawnego Foresta Whitkarea.  Wątek depresji żony Cecila i jej alkoholizmu jest przedstawiony tak bardzo „po łebkach”, że nadal nie wiem, o co właściwie w ich kłótniach chodziło. Jasne, że Cecil był pracoholikiem, ale mam wrażenie, że pretensje Glorii brały się „z dupy” albo nie ukazano ich należycie, tak, by widz mógł się z nią jako żoną i matką utożsamić. Oto, co ja widziałam: Glorię złorzeczącą, a za chwilę tańczącą w śmiesznym ubraniu, potem znów płaczącą (okej, tu wiem, dlaczego), a potem to już sama nie wiem, o co chodziło.


I tu dochodzimy do tego, co jest największą bolączką „Kamerdynera” – fragmentaryczność, zbyt częste skakanie z tematu na temat, przyciąganie uwagi widza i niezaspokojanie jego ciekawości. Lee Daniels pogubił nie tylko swoich bohaterów, ale też historię i dlatego właśnie twierdzę, że „Kamerdyner” nie powinien otrzymać nominacji do Oscara, choć pomimo kilku znaczących mankamentów, nadal pozostaje dobrym filmem. Może nie takim, po którym nie wiedzielibyście, co ze sobą zrobić, ale takim, który na pewno warto obejrzeć, nie nastawiając się jednak na wielkie, niezapomniane kino. Bo to produkcja dla mas, tak po prostu.

Ocena: 7,5/10.

20 komentarzy:

  1. Mimo wszystko chce obejrzeć, produkcja dla mas czasem może być ciekawa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ta jest. Nie jest to jednak wielkie kino, tak jak reklamuje dystrybutor.

      Usuń
  2. Ja, pomimo tych wszystkich niedociągnięć, mam ogromną ochotę na "Kamerdynera" i na pewno obejrzę go.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiedziałam, że Oprah Winfrey jest aktorką!
    Wydaje mi się, że w filmie o takiej tematyce uniknięcie "fragmentaryczności" jest niemożliwe - trudno mi sobie wyobrazić, że poruszając tyle różnorodnych wątków, można zrobić to naprawdę dobrze...

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że potencjał zmarnowany, bo to mogła być naprawdę świetnie opowiedziana historia. Sądzę, że fragmentaryczność też mnie będzie irytować, bo mimo tego że film nie jest wybitny, to jednak planuję go obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic dodać, nic ująć. Kamerdyner okazał się rozczarowaniem, choć to dobry film. Dla osób słabo orientujących się w historii USA mogło być ciężko połapać się o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznam, że drażni mnie czy to w książkach, czy filmach zbyt częste skakanie z tematu na temat, dlatego wiem, że ,,Kamerdyner'' nie do końca spełniłby moje oczekiwania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jednak sobie podaruję - wszystkie mankamenty, jakie wymieniłaś, drażniłyby mnie nieziemsko:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie lubię jak reżyser stara się upchnąć za dużo historii w jednym filmie. Szkoda, że w wypadku "Kamerdynera" też tak jest, jednak i tak mam zamiar obejrzeć tę produkcję. Dzisiaj się przekonamy kto będzie walczył o Oscary. Jestem bardzo ciekawa tych nominacji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaczynam coraz bardziej nie lubić tego typu amerykańskich filmów...może niesłusznie, bo to na ogół bardzo dobre produkcje. Ale przeszkadza mi patos, poprawność polityczna, ukazywanie Amerykanów jako tych najlepszych i najodważniejszych...narzekam, wiem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, że coraz więcej osób to drażni...

      Usuń
  10. Jak będę miała okazję to obejrzę film, choćby z ciekawości. Osobiście lubię i cenię sobie takie filmowe historie. Wymieniłaś wiele wad tego filmu m.in. skakanie z tematu na temat, co niestety nie przemawia zbytnio na korzyść filmu. A, i nie lubię aktora, który zagrał główną rolę kamerdynera, może wydać Ci się to małostkowe, ale fakt ten także nie przemawia na korzyść filmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam lubię Foresta, miał kilka niezłych ról.

      Usuń
  11. Ciekawa jestem tego filmu : )
    Pozdrawiam :>

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie oglądałam, ani nawet nie kojarzę filmu. Jednak raczej nie obejrzę. :)

    http://shelf-of-books.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Mimo wszystko planuję zobaczyć :) może jedynie podaruję sobie książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę też mam zamiar sobie darować, Zdecydowanie.

      Usuń
  14. Spodziewałam się, że ten film będzie typową ,,masówką". Jednak nie oglądałam go, więc mogę się mylić.

    OdpowiedzUsuń
  15. Cieszę się, że i w rozdaniu nominacji do Oscarów Kamerdyner miejsca nie znalazł. Teraz nic praktycznie mnie do niego nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń