Reklamowany jako oscarowy -
„Kamerdyner”, w reżyserii Lee Danielsa, o Oscary nawet się nie ociera. Jest to
dobre kino, poprawnie podane i zgrabnie zagrane, będące jednak typową produkcją
„pod publiczkę”. Spodziewałam się, że po seansie nie będę mogła wyrzucić z
głowy tej opowieści, dziwiłam się brakowi nominacji do Złotego Globu i byłam
pewna Oscara dla Foresta Whitakera; tymczasem teraz wiem jedynie, że zmarnowano
świetną historię z powodu nadmiernej poprawności politycznej. A to mnie, jako
kinomankę, boli.
Film rozpoczyna się mocnym
uderzeniem: przenosimy się w lata 20-te na jedną z wielu plantacji bawełny na
południu Stanów Zjednoczonych, gdzie matka głównego bohatera zostaje zgwałcona
przez swojego białego „właściciela”, a jego ojciec zabity za próbę postawienia
się. To dramatyczne wydarzenie uczy małego Cecila Gainesa, że wolność
czarnoskórych jest fikcją i że lepiej się nie wychylać. Dzięki takiej postawie
zostanie dostrzeżony przez szefa personelu w Białym Domu i będzie przez dekady
służył kolejnym prezydentom Stanów Zjednoczonych. Zawsze w cieniu, nic nie
widząc i nie słysząc, bezgłośnie podaję kawę i ciasteczka, gdy w tle rozgrywają
się polityczne rozmowy na najwyższym szczeblu.
„Kamerdyer” powstał w oparciu o
koleje losu Eugene’a Allena, na potrzeby filmu, przekształconego w Cecila
Gainesa. Poprzez historię czarnoskórego kamerdynera reżyser kreśli walkę
Afroamerykanów z wszechobecnym rasizmem. Cecil pokornie służył kolejnym
prezydentom, biorąc niemy udział w wydarzeniach historycznych wielkiej wagi –
od zamachu na Kennedy’ego po morderstwo Martina Luthera Kinga. Zawsze starając
się nie wyrażać swojego zdania, pozostawał własnym cieniem, co było tym
trudniejsze, gdy jego syn – Louis, zaangażował się w działalność na rzecz
wolności i przystąpił do legendarnych Czarnych Panter. W filmie zaprezentowano
więc dwie skrajne postawy: konformista vs rewolucjonista. Louis gardzi swoim
ojcem i jego służalczym postępowaniem, sam buntuje się przeciwko zastanej
rzeczywistości, narażając życie i wchodząc w konflikt z prawem, i własną
rodziną.
Lee Daniels nie zapomina też o
zaprezentowaniu wątku domowych problemów Cecila, które bynajmniej nie
ograniczają się do narastającego napięcia pomiędzy nim a starszym synem.
Niestety w swojej próbie przedstawienia okrojonej wersji historii Stanów
Zjednoczonych w 2 godziny, reżyser gubi swoich bohaterów. Postać Glorii Gaines
ratuje jedynie fenomenalna gra Oprah Winfrey, która, moim zdaniem, przyćmiła
zaledwie poprawnego Foresta Whitkarea. Wątek depresji żony Cecila i jej alkoholizmu
jest przedstawiony tak bardzo „po łebkach”, że nadal nie wiem, o co właściwie w
ich kłótniach chodziło. Jasne, że Cecil był pracoholikiem, ale mam wrażenie, że
pretensje Glorii brały się „z dupy” albo nie ukazano ich należycie, tak, by
widz mógł się z nią jako żoną i matką utożsamić. Oto, co ja widziałam: Glorię
złorzeczącą, a za chwilę tańczącą w śmiesznym ubraniu, potem znów płaczącą
(okej, tu wiem, dlaczego), a potem to już sama nie wiem, o co chodziło.
I tu dochodzimy do tego, co jest
największą bolączką „Kamerdynera” – fragmentaryczność, zbyt częste skakanie z
tematu na temat, przyciąganie uwagi widza i niezaspokojanie jego ciekawości.
Lee Daniels pogubił nie tylko swoich bohaterów, ale też historię i dlatego
właśnie twierdzę, że „Kamerdyner” nie powinien otrzymać nominacji do Oscara,
choć pomimo kilku znaczących mankamentów, nadal pozostaje dobrym filmem. Może
nie takim, po którym nie wiedzielibyście, co ze sobą zrobić, ale takim, który na
pewno warto obejrzeć, nie nastawiając się jednak na wielkie, niezapomniane
kino. Bo to produkcja dla mas, tak po prostu.
Ocena: 7,5/10.
Mimo wszystko chce obejrzeć, produkcja dla mas czasem może być ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńI ta jest. Nie jest to jednak wielkie kino, tak jak reklamuje dystrybutor.
UsuńJa, pomimo tych wszystkich niedociągnięć, mam ogromną ochotę na "Kamerdynera" i na pewno obejrzę go.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że Oprah Winfrey jest aktorką!
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że w filmie o takiej tematyce uniknięcie "fragmentaryczności" jest niemożliwe - trudno mi sobie wyobrazić, że poruszając tyle różnorodnych wątków, można zrobić to naprawdę dobrze...
Szkoda, że potencjał zmarnowany, bo to mogła być naprawdę świetnie opowiedziana historia. Sądzę, że fragmentaryczność też mnie będzie irytować, bo mimo tego że film nie jest wybitny, to jednak planuję go obejrzeć.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie będzie to stracony czas :)
UsuńNic dodać, nic ująć. Kamerdyner okazał się rozczarowaniem, choć to dobry film. Dla osób słabo orientujących się w historii USA mogło być ciężko połapać się o co chodzi.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że drażni mnie czy to w książkach, czy filmach zbyt częste skakanie z tematu na temat, dlatego wiem, że ,,Kamerdyner'' nie do końca spełniłby moje oczekiwania.
OdpowiedzUsuńJednak sobie podaruję - wszystkie mankamenty, jakie wymieniłaś, drażniłyby mnie nieziemsko:)
OdpowiedzUsuńNie lubię jak reżyser stara się upchnąć za dużo historii w jednym filmie. Szkoda, że w wypadku "Kamerdynera" też tak jest, jednak i tak mam zamiar obejrzeć tę produkcję. Dzisiaj się przekonamy kto będzie walczył o Oscary. Jestem bardzo ciekawa tych nominacji.
OdpowiedzUsuńZaczynam coraz bardziej nie lubić tego typu amerykańskich filmów...może niesłusznie, bo to na ogół bardzo dobre produkcje. Ale przeszkadza mi patos, poprawność polityczna, ukazywanie Amerykanów jako tych najlepszych i najodważniejszych...narzekam, wiem;)
OdpowiedzUsuńUwierz mi, że coraz więcej osób to drażni...
UsuńJak będę miała okazję to obejrzę film, choćby z ciekawości. Osobiście lubię i cenię sobie takie filmowe historie. Wymieniłaś wiele wad tego filmu m.in. skakanie z tematu na temat, co niestety nie przemawia zbytnio na korzyść filmu. A, i nie lubię aktora, który zagrał główną rolę kamerdynera, może wydać Ci się to małostkowe, ale fakt ten także nie przemawia na korzyść filmu.
OdpowiedzUsuńJa tam lubię Foresta, miał kilka niezłych ról.
UsuńCiekawa jestem tego filmu : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :>
Nie oglądałam, ani nawet nie kojarzę filmu. Jednak raczej nie obejrzę. :)
OdpowiedzUsuńhttp://shelf-of-books.blogspot.com/
Mimo wszystko planuję zobaczyć :) może jedynie podaruję sobie książkę :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę też mam zamiar sobie darować, Zdecydowanie.
UsuńSpodziewałam się, że ten film będzie typową ,,masówką". Jednak nie oglądałam go, więc mogę się mylić.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że i w rozdaniu nominacji do Oscarów Kamerdyner miejsca nie znalazł. Teraz nic praktycznie mnie do niego nie ciągnie.
OdpowiedzUsuń