O rasizmie w kinie było już sporo.
Zwłaszcza ostatnio. Mam wrażenie, że jeszcze jeden film, poświęcony temu
zagadnieniu i temat się wyczerpie. Naturalnie więc, że po małym rozczarowaniu
tak zachwalanym „Kamerdynerem”(recenzja wkrótce), miałam obawy wobec „Zniewolonego”, o którym
mówi się, że zgarnie Oscary. Już abstrahując od tego, czy jest to dobre kino (a
jest), szczerze mam nadzieję, że jednak tej najbardziej prestiżowej nagrody nie
będzie. Byłoby to zbyt oczywiste, a po zeszłorocznym nagrodzeniu „Operacji Argo”
chyba więcej oscarowych oczywistości nie zniosę. Dlaczego w minionym roku nie
wygrał film, który był prawdziwym powiewem świeżości, jeśli chodzi o rasizm –
„Django” Quentina Tarantino? Jeśli Akademia nie była gotowa nagrodzić opowieści
o takim niewolniku, to dlaczego miałaby postąpić sztampowo i dać Oscara
„Zniewolonemu”? Wierzę, że w tym roku nie będzie przewidywalnie i wstrzymywanie
oddechu na dźwięk „and the winner is” będzie jak najbardziej na miejscu.
Reżyser recenzowanej produkcji,
Steve McQueen, to ten facet, który dał światu „Wstyd” z rewelacyjnym
Fassbenderem. Wcześniej był „Głód” (również z Fassbenderem), a teraz mamy
„Zniewolonego” (o dziwo, również z Fassbenderem!). Jako, że tego drugiego
jeszcze nie widziałam, nie pokuszę się o poszukiwanie różnych prób, jakim
reżyser poddaje tego znakomitego aktora w swoich kolejnych dziełach. Nie,
będzie obiektywnie o najnowszym dziecko McQueena, dziecku, które brutalnie
rzucone w znudzony świat, próbuje wyjść z próby zwycięsko.
Ta historia wydarzyła się naprawdę.
W 1841 roku Solomon Northup, czarnoskóry skrzypek, został porwany z
Waszyngtonu, gdzie żył jak człowiek wolny, i wywieziony na Południe, wciąż
głęboko zakorzenione w niewolnictwie. Zapewne domyślacie się, co było dalej: 12
lat poniżania, biczowania i ciężkiej pracy. 12 lat, podczas których Solomon był
traktowany gorzej niż zwierzę i z trudem walczył o własną godność i
człowieczeństwo.
Bardzo podoba mi się, że
większość scen jest niezwykle oszczędna i surowa, od razu widać wprawne oko
reżysera, który spisał się znakomicie. Momentami naprawdę ciężko się to ogląda:
bicz ze świstem wiruje w powietrzu, biedna Patsy jest brutalnie gwałcona, a
wielki biały pan decyduje o tym, kto przeżyje kolejny dzień. Były sceny, w
których z przerażenia zamykałam oczy, odwracałam wzrok przed tym strasznym
okrucieństwem i chciałam, żeby seans już się skończył. Były wielkie emocje,
tyle, że na krótko. Dzień po nie zastanawiałam się gorączkowo, dlaczego tak się
działo, nie miałam w głowie żadnych pytań. „Zniewolony” może i jest wybitnym
filmem, ale to wszystko już było. McQueen nie pokazał niczego, czym byłby w
stanie widza zadziwić. Wytrawny kinoman wyjdzie z seansu jedynie połowicznie
usatysfakcjonowany. „Django” o wiele bardziej do mnie przemówiło, Tarantino dał
Czarnemu władzę i pozwolił mu się mścić, a McQueen snuje kolejną opowieść o
uciemiężonym.
Nie wydaje mi się też, by gra
Chiwetela Ejiofora była wybitna, o wiele bardziej wzruszyła mnie, wcielająca
się powstać Patsey – Lupita Nyong’o. Całą uwagę widza, gdy tylko pojawiał się
na ekranie, kradł jednak biały pan – Edwin Epps, którego wyśmienicie zagrał
Michael Fassbender. Jest to zresztą postać o najciekawszym rysie
psychologicznym. Z jednej strony bardzo brutalny, karający za najmniejsze
przewinienie, z drugiej ogarnięty fascynującą obsesją na punkcie Patsey, która
jest jego najważniejszą własnością. Znakomita rola. Kariera Fassbendera idzie w
bardzo dobrym kierunku.
To jak to jest ze „Zniewolonym”?
Obiektywnie: bardzo dobre kino, kilka wielkich ról ciekawa historia, świetna
reżyseria. Tylko, że to wszystko już było. I to jest główny problem tego filmu.
Ocena: 8,5/10.
PS Złoty Glob powędrował oczywiście do „Zniewolonego", a się łudziłam... Cieszy mnie jednak, że najlepszym filmem zagranicznym nie zostało „Życie Adeli". Cudowna niespodzianka. Co do reszty: trzeba w końcu wszystko obejrzeć, do Oscarów będę wiedzieć, czy mogę się zgodzić z wyborami minionej nocy :)
Skuszę się... Na pewno.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak przewidywalnie. I chodzi mi zarówno o film, jak i wyniki Złotych Globów. Tak jak i Ty mam nadzieję, że przynajmniej Oscary nas zaskoczą, ale tymczasem i Zniewolonego mimo wszystko mam na celowniku.
OdpowiedzUsuńZobaczymy :) Na razie czekam na nominacje :)
UsuńFassbender był świetny. Lupita zresztą też. Muszę się niestety z Tobą zgodzić."Zniewolony to film, dobry, wzruszający, ale to wszystko już było. Globa dostał, ale w Oscara nie chce mi się wierzyć
OdpowiedzUsuńA mi się niestety chcę... Nie daleko pada Oscar od Globa...
UsuńHo, ho, czyżbyś miała coś przeciwko nagrodzie dla zasłużonego filmu? ;)
OdpowiedzUsuńCo do "Zniewolonego" to jakim cudem ja jeszcze tego nie widziałam? Dobre kino? To coś dla mnie! Nie oglądam dużo tego typu produkcji, w sensie, że o rasizmie, więc dla mnie temat jeszcze się nie wyczerpał. Dlatego z chęcią usiądę do tego filmu :)
Z nominowanych widziałam tylko "Wyścig", ale tak czułam, że wygra właśnie "Zniewolony". Już się nie mogę doczekać seansu!
OdpowiedzUsuńWiem, że nie obejrzę tego filmu. Nawet jeśli jest wspaniały. Nie przetrwam. Czasy niewolnictwa, ukazane w brutalny, surowy sposób, podobnie jak czas wojny i obozów koncentracyjnych czy terroryzm to tematy, których unikam. Nie mogę się pozbierać po takich seansach; często, jeśli reżyser nie stroni od naturalistycznych scen, połowę filmu oglądam z zamkniętymi oczami.
OdpowiedzUsuńRównież źle się czuję w takiej tematyce, ale mimo wszystko oglądam. Nie chcę zamykać oczu na zło.
UsuńDużo sobie obiecywałam po tym filmie, teraz troszeczkę ostudziłaś mój zapał, ale oczywiście nadal mam ochotę tę historię zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńNie mogę jakoś przekonać się do tego filmu. Nie przeczę, że jest prawdopodobnie świetnie wyreżyserowany, ale po prostu nie czuje zainteresowania jego tematyką.
OdpowiedzUsuńMasz rację - nawet, jeśli film jest fantastyczny, wspaniały i widowiskowy, to jeśli nie jest odkrywczy - bardzo wiele traci w oczach widza. Być może obejrzę z ciekawości, ale nie będę się nastawiać na nic specjalnego. W końcu - kurczę, muszę się powtórzyć - to wszystko już było, pokażcie nam konkretny temat w taki sposób, żeby zryło nam banię i kapcie pospadały z nóg!
OdpowiedzUsuńhaha, dokładnie tak! :P
UsuńJeżeli film nie wnosi i nie pokazuje nic nowego, traci na swojej atrakcyjności to fakt. Ale myślę, że mimo tego warto zobaczyć film, chociażby dla ciekawych ról i samej historii:)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jednak ten film zgarnie kilka Oscarów. Akademia lubi takie oczywiste rozwiązania...
OdpowiedzUsuń