czwartek, 9 stycznia 2014

„Dancing on the Edge”, czyli zachwycam się, oj, zachwycam!



Perełka! Arcydzieło! Czysta przyjemność!

Chcę mi się krzyczeć z radości po obejrzeniu „Dancing on the Edge”, bo od czasu premiery „Mad Men” w 2007 roku, nie zachwycałam się tak bardzo żadnym serialem.

Chcę mi się płakać ze smutku, bo to tylko mini-serial, doskonała i przemyślana historia, zamknięta jedynie w 5 odcinkach; przygoda krótka, acz intensywna i zaskakująca całą gamą przeżyć.

Chyba nie mogło być lepiej...

Stephen Poliakoff (ten facet, który zrobił „Wspaniały rok 1939”, film, który polecałam tu) jest chyba mistrzem w tworzeniu gęstej, tajemniczej atmosfery, opowiadaniu historii, w których nie wiadomo do końca, co wydarzyło się naprawdę, a co jest tylko urojeniem; pisaniu bohaterów, którzy, choć twardo stąpają po ziemi, zaczynają snuć pokręcone teorie.

„Dancing on the Edge” to wielowymiarowa opowieść o znudzonych brytyjskich arystokratach, miłości, rasiźmie i muzyce, która łamie wszelkie bariery. Rzecz dzieje się na początku lat 30. w Londynie, czasów garden parties*, muzycznych wieczorów w hotelach, wreszcie czasów, gdy rodził się jazz, a ci, którzy najlepiej się w nim odnaleźli, byli spychani na margines społeczeństwa. W takim klimacie debiutuje The Louis Lester Band, kapela ambitnych czarnoskórych muzyków, którzy grają wyśmienicie, ale ze względu na kolor skóry nie mają szans na wybicie się. Ich jedyną nadzieją jest Stanley Mitchell, redaktor „Music Express”, który za cel stawia sobie wypromowanie nikomu nieznanego zespołu. I tak Stanley wprowadza Louis i resztę w świat brytyjskiej śmietanki towarzyskiej, gdzie na miejscu są przelotne miłostki i grube skandale. Łatwo wsiąknąć w świat bogaczy, trudno się odnaleźć, gdy ci, znudzeni, znajdują sobie nową zabawkę. Jednego bądźcie pewni: u Poliakoffa nic nie jest takie, jakim się wydaje.

Jak Poliakoff mnie uwiódł?

Najpierw muzyką, porywająca serce i zniewalającą umysł, potem światem bogaczy i całą tą angielskością, za którą tak uwielbiamy seriale BBC, nie zapomniał o nucie intrygii i łamaniu konwenansów, a całość wzbogacił silnymi, pełnokrwistymi postaciami i garścią tajemnic.


Kim jest naprawdę wielki pan Masterson? Amerykańskim biznesmenem, porywczym samcem, a może...kimś jeszcze? Co ze Stanleyem? Czy naprawdę chce tylko pomóc The Louis Lester Band, czy też jest tak samo zepsuty jak pozostali? A Julian? To dopiero dziwny typ. W tym świecie pełnym drogich drinków i skomplikowanych układów trudno odnaleźć miesce kilku prostym muzykom, którzy poza niezwykłym talentem nie mają niczego.

Komuś sława uderzy do głowy, ktoś zostanie zdradzony, ktoś zginie.

To wszystko i jeszcze więcej w „Dancing on the Edge”, serialu wielkim, zachwycającym każdą sceną, i będącym czystą przyjemnością.

Mój kandydat na serial roku 2014!


*ogrodowe przyjęcia jakoś mi nie brzmią

16 komentarzy:

  1. Ooo Goode gra - muszę obejrzeć :) Dobrze, że to tylko pięć odcinków, bo zwiększa to prawdopodobieństwo, że wkrótce obejrzę. Jakby miał 5 sezonów, to pewnie nie wzięłabym pod uwagę z braku czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie tak, rozumiem takie stanowisko, ale...ja chcę więcej, no!

      Usuń
  2. Podpisuję się pod koleżanką wyżej, jak Goode gra, to dorzucam do listy :) Z jednej strony chciałabym, żeby mini-seriale miały więcej odcinków, a z drugiej zawsze obawiam się wtedy o ich jakość. Eh, te dylematy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuć twój entuzjazm na kilometr ;) Nie pozostaje mi zatem nic innego jak samej zobaczyć tę filmową perełkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki mini serial to coś w sam raz dla mnie. Nie mam teraz czasu na długie, wielosezonowe seriale, ale 5 odcinków wydaje się w sam raz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytawszy Twoją entuzjastyczną recenzję, nie można nie obejrzeć „Dancing on the Edge” :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie słyszałam wcześniej o tym mini-serialu, ale zaintrygowałaś mnie na tyle, że w wolnej chwili obejrzę go. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie znam, nie słyszałam o tym serialu, ale jestem bardzo ciekawa i na pewno obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak entuzjastyczny post, właśnie w momencie kiedy rozmyślam, jaki serial mogę obejrzeć... Tylko szkoda, że tak mało odcinków;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zrażasz entuzjazmem. Zaraz włączę sobie pierwszy odcinek:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem ciekawa, nawet bardzo, muszę obejrzeć

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwsze słyszę! A już zrobiłaś mi apetyt!

    OdpowiedzUsuń
  12. UWIELBIAM tego typu seriale! Koniecznie muszę poznać Mad Mena i jeszcze to!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziewczyny, to oglądajcie i piszcie wrażenia po pierwszym odcinku! Jestem przeciekawa Waszych reakcji :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Już od dawna czaję się na ten serial. Ech, po sesji obejrzę! :P

    OdpowiedzUsuń
  15. no to teraz nie pozostaje mi nic innego jak zabrać się za oglądanie :)

    OdpowiedzUsuń