Chcę mi się krzyczeć z radości po
obejrzeniu „Dancing on the Edge”, bo od czasu premiery „Mad Men” w 2007 roku,
nie zachwycałam się tak bardzo żadnym serialem.
Chcę mi się płakać ze smutku, bo
to tylko mini-serial, doskonała i przemyślana historia, zamknięta jedynie w 5
odcinkach; przygoda krótka, acz intensywna i zaskakująca całą gamą przeżyć.
Chyba nie mogło być lepiej...
Stephen Poliakoff (ten facet,
który zrobił „Wspaniały rok 1939”, film, który polecałam tu) jest chyba
mistrzem w tworzeniu gęstej, tajemniczej atmosfery, opowiadaniu historii, w
których nie wiadomo do końca, co wydarzyło się naprawdę, a co jest tylko
urojeniem; pisaniu bohaterów, którzy, choć twardo stąpają po ziemi, zaczynają
snuć pokręcone teorie.
„Dancing on the Edge” to
wielowymiarowa opowieść o znudzonych brytyjskich arystokratach, miłości,
rasiźmie i muzyce, która łamie wszelkie bariery. Rzecz dzieje się na początku
lat 30. w Londynie, czasów garden parties*, muzycznych wieczorów w hotelach,
wreszcie czasów, gdy rodził się jazz, a ci, którzy najlepiej się w nim
odnaleźli, byli spychani na margines społeczeństwa. W takim klimacie debiutuje
The Louis Lester Band, kapela ambitnych czarnoskórych muzyków, którzy grają
wyśmienicie, ale ze względu na kolor skóry nie mają szans na wybicie się. Ich
jedyną nadzieją jest Stanley Mitchell, redaktor „Music Express”, który za cel
stawia sobie wypromowanie nikomu nieznanego zespołu. I tak Stanley wprowadza
Louis i resztę w świat brytyjskiej śmietanki towarzyskiej, gdzie na miejscu są
przelotne miłostki i grube skandale. Łatwo wsiąknąć w świat bogaczy, trudno się
odnaleźć, gdy ci, znudzeni, znajdują sobie nową zabawkę. Jednego bądźcie pewni:
u Poliakoffa nic nie jest takie, jakim się wydaje.
Jak Poliakoff mnie uwiódł?
Najpierw muzyką, porywająca serce
i zniewalającą umysł, potem światem bogaczy i całą tą angielskością, za którą
tak uwielbiamy seriale BBC, nie zapomniał o nucie intrygii i łamaniu
konwenansów, a całość wzbogacił silnymi, pełnokrwistymi postaciami i garścią tajemnic.
Kim jest naprawdę wielki pan
Masterson? Amerykańskim biznesmenem, porywczym samcem, a może...kimś jeszcze?
Co ze Stanleyem? Czy naprawdę chce tylko pomóc The Louis Lester Band, czy też
jest tak samo zepsuty jak pozostali? A Julian? To dopiero dziwny typ. W tym
świecie pełnym drogich drinków i skomplikowanych układów trudno odnaleźć miesce
kilku prostym muzykom, którzy poza niezwykłym talentem nie mają niczego.
Komuś sława uderzy do głowy, ktoś
zostanie zdradzony, ktoś zginie.
To wszystko i jeszcze więcej w
„Dancing on the Edge”, serialu wielkim, zachwycającym każdą sceną, i będącym
czystą przyjemnością.
Mój kandydat na serial roku 2014!
*ogrodowe przyjęcia jakoś mi nie brzmią
Ooo Goode gra - muszę obejrzeć :) Dobrze, że to tylko pięć odcinków, bo zwiększa to prawdopodobieństwo, że wkrótce obejrzę. Jakby miał 5 sezonów, to pewnie nie wzięłabym pod uwagę z braku czasu :)
OdpowiedzUsuńNo pewnie tak, rozumiem takie stanowisko, ale...ja chcę więcej, no!
UsuńPodpisuję się pod koleżanką wyżej, jak Goode gra, to dorzucam do listy :) Z jednej strony chciałabym, żeby mini-seriale miały więcej odcinków, a z drugiej zawsze obawiam się wtedy o ich jakość. Eh, te dylematy :)
OdpowiedzUsuńCzuć twój entuzjazm na kilometr ;) Nie pozostaje mi zatem nic innego jak samej zobaczyć tę filmową perełkę.
OdpowiedzUsuńTaki mini serial to coś w sam raz dla mnie. Nie mam teraz czasu na długie, wielosezonowe seriale, ale 5 odcinków wydaje się w sam raz :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytawszy Twoją entuzjastyczną recenzję, nie można nie obejrzeć „Dancing on the Edge” :))
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tym mini-serialu, ale zaintrygowałaś mnie na tyle, że w wolnej chwili obejrzę go. :)
OdpowiedzUsuńNie znam, nie słyszałam o tym serialu, ale jestem bardzo ciekawa i na pewno obejrzę.
OdpowiedzUsuńTak entuzjastyczny post, właśnie w momencie kiedy rozmyślam, jaki serial mogę obejrzeć... Tylko szkoda, że tak mało odcinków;)
OdpowiedzUsuńZrażasz entuzjazmem. Zaraz włączę sobie pierwszy odcinek:)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, nawet bardzo, muszę obejrzeć
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę! A już zrobiłaś mi apetyt!
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM tego typu seriale! Koniecznie muszę poznać Mad Mena i jeszcze to!
OdpowiedzUsuńDziewczyny, to oglądajcie i piszcie wrażenia po pierwszym odcinku! Jestem przeciekawa Waszych reakcji :)
OdpowiedzUsuńJuż od dawna czaję się na ten serial. Ech, po sesji obejrzę! :P
OdpowiedzUsuńno to teraz nie pozostaje mi nic innego jak zabrać się za oglądanie :)
OdpowiedzUsuń