"Każdy ma w życiu zaledwie kilka takich miejsc, a może tylko jedno - to, gdzie coś się naprawdę zdarzyło. Wszystkie inne schodzą na plan dalszy”.
Alice Munro uznawana jest za mistrzynię krótkich form
prozatorskich. W 2009 roku przyznano jej Nagrodę Bookera, a jury swoją decyzję
uzasadniło następującymi słowami: "Alice
Munro potrafi zawrzeć w każdym ze swoich opowiadań taką głębię, mądrość i
precyzję, jaką wielu pisarzy osiąga w powieściach w ciągu całego życia". Przed
napisaniem tej krótkiej recenzji przeczytałam kilka opinii innych bloggerów,
wszystkie na jakie trafiłam były bardzo pochlebne. Do mnie niestety historie ze
zbioru „Zbyt wiele szczęścia” nie przemówiły.
Książka składa się z 10 opowiadań, które traktują głównie
o kobietach w różnych momentach życia. Jest więc opowieść o matce, która
straciła dzieci, o żonie, która straciła męża, o dziewczynie, która trafiła na
seksualnego dewianta. Wszystkie historie są nam mniej lub bardziej znane,
słyszeliśmy przecież o mężczyznach, znęcających się nad rodzinami, każdy z nas
zetknął się ze śmiercią czy miłością. To prawda, że czytając ma się wrażenie,
że wkracza się w intymny świat bohaterów, a opowiadania są przesycone
codziennością. Dla mnie jednak nic z nich nie wynika. Czytając kolejne
opowieści byłam coraz bardziej znudzona, by po 6 nieudanych próbach polubienia
twórczości pani Munro, porzucić ją i zastąpić czymś ciekawszym. Przez cały czas
miałam wrażenie, że książka została napisana trochę na siłę i pierwszy raz
jestem tak rozczarowana laureatem Nagrody Bookera.
Podobało mi się jedynie jedno opowiadanie: „Wolne
rodniki”, przedstawiające historię wdowy, do której drzwi puka młody chłopak.
Czytelnik ma nieodparte wrażenie, że młodzieniec chce zrobić kobiecie krzywdę,
wydarzenia będą jednak o wiele bardziej skomplikowane. Duży plus za ciekawe
poprowadzenie wątku. Tytułowe „Zbyt wiele szczęścia” to historia XIX-wiecznej
rosyjskiej matematyczki, Zofii Kowalewskiej, która, pomimo, że była pierwszą
kobietą w historii, robiącą akademicką karierę, nie chciała też tracić miłości.
Historia ciekawa, ale trochę przydługa i „ciężko” mi się ją czytało.
Styl pisania Alice Munro można określić jako lekki,
zdania są proste i raczej niezbyt rozbudowane. Można chyba powiedzieć, że
dostosowują się do opowiadanych historii.
Opowiadania Alice Munro zdecydowanie mi nie podeszły, co
nie znaczy, że tak samo będzie z Wami, Drodzy Czytelnicy. Wiadomo, że każdy
lubi, co innego, dlatego mimo wszystko zachęcam do przeczytania chociaż kilku
historii ze zbioru i wyrobienia sobie własnej opinii na temat twórczości
pisarki. A nuż się spodoba.
Ocena: 3/10.
raczej nie przepadam za opowiadaniami :) ostatnio się skusiłam, próbowałam przekonać do tej formy, ale niestety nie udało się ponieważ na 16 opowiadań zaledwie 4 mogłam wyróżnić... :)
OdpowiedzUsuńTeż przeważnie unikam takich zbiorów, a szczerze mówiąc i opowiadań w ogóle, więc z pewnością "Zbyt wiele szczęścia". Wolę pełnowymiarową fabułę, im więcej stron, tym lepiej:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam:)
Szczerze mówiąc ostatnio, kiedy czytałam książkę, której opis zaczynał się od słów "Każdy ma w życiu..." (tam było chyba jedno takie lato, a książka to "Amerykańskie lato"), strasznie się zawiodłam. Po tę raczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPS. Czytasz właśnie książkę, której jestem straaaasznie ciekawa (W cieniu...) :)
Fanką zbiorów opowiadań raczej nie jestem, zdecydowanie wolę dłuższe utwory.
OdpowiedzUsuńPolecony przez Ciebie tytuł książki Kundery już zapisałam i na pewno będę pamiętać o nim przy najbliżej wizycie w bibliotece :)
Twoja recenzja raczej nie zachęca, więc pewnie nie sięgnę... :)
OdpowiedzUsuń