„Rebeka, zawsze Rebeka! Dokądkolwiek bym poszła, gdziekolwiek bym usiadła, nawet w moich myślach i w moich snach, spotykałam Rebekę. Znałam teraz jej figurę, długie, smukłe nogi, małe, wąskie stopy. Ramiona szersze od moich, zwinne, zgrabne ręce (...). Znałam zapach jej perfum, domyślałam się, jak brzmiał jej śmiech, jaki miała uśmiech. Rozpoznałabym jej głos wśród tysiąca innych głosów. Rebeka, zawsze Rebeka! Nigdy się od niej nie uwolnię”.
„Rebeka” to kolejna pozycja
przeczytana przeze mnie w ramach listy 100 książek wg BBC. Nastawiona na
znakomitą opowieść, nie zawiodłam się. „Rebekę”, wydaną w 1938 roku, czyta się
szybko, niepostrzeżenie dochodząc do końca. Książka została sfilmowana po raz
pierwszy w 1940 roku przez Alfreda Hitchcocka, film nagrodzono Oscarem. Co
ciekawe, także słynne „Ptaki” powstały na podstawie jednego z opowiadań Daphne
de Maurier. Jej książki cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem do dziś.
Historię
tytułowej Rebeki poznajemy z perspektywy młodej i naiwnej dziewczyny, która
zostaje drugą żoną bogatego Maxima de Winter, dziedzica Manderley. Narratorka
jest nie tyle naiwna, co przeraźliwie nieśmiała. Do chwili poznania pana de
Wintera w Monte Carlo pracowała jako dama do towarzystwa u gburowatej pani van
Hooper. Początkowo opowieść przypomina więc bajkę o Kopciuszku: biedna
dziewczyna, której imienia nawet nie znamy, wychodzi za mąż za miliardera, a
jej życie zmienia się diametralnie. Szczęście małżonków nie trwa jednak zbyt
długi i kończy się z chwilą przybycia do Manderley, słynnej na całą Anglię
posiadłości. Nowa, nieobyta i niedoświadczona, pani de Winter ewidentnie nie
radzi sobie z prowadzeniem domu. Sytuację pogarsza fakt, że w całym domu nadal
odczuwa się obecność Rebeki, zmarłej tragicznie pierwszej żony Maxima. Nie
mogąc wytrzymać nieustannych porównań z piękną i przebojową Rebeką, bohaterka
zaczyna wpadać w paranoję. Dręczona przez demoniczną panią Danvers, stopniowo
dochodzi do tego, co naprawdę wydarzyło się przed rokiem w Manderley...
„Przypuszczam, że na każdego człowieka prędzej czy później przychodzi chwila próby. Każdy z nas ma swojego demona, który go tyranizuje i zadręcza, aż wreszcie trzeba mu wypowiedzieć walkę”.
Narracja pierwszoosobowa pozwala
lepiej wczuć się w pozycję bohaterki, wraz z nią czytelnik odkrywa tajemnice i
przeżywa zatrważające rozmowy z panią Danvers. Jako, że sama jestem bardzo
strachliwa, bałam się równie mocno jak Lady de Winter, idąc korytarzem,
prowadzącym do skrzydła zachodniego. Autorka kreuje klimat grozy, a czytając
wyczuwa się obecność Rebeki, która osacza nie tylko narratorkę, ale też
czytelnika. W powieść naprawdę nietrudno się wczuć, niepostrzeżenie chłonie się
ją i przeżywa całym sobą.
Fabuła
łączy w sobie wątki kryminalne, obyczajowe i miłosne. Nie nazwałabym „Rebeki”
romansem, raczej jest to powieść psychologiczno-obyczajowa, przeznaczona przede
wszystkim dla kobiet, a być może i wrażliwy mężczyzna umiałby się odnaleźć w tej
historii.
Obok
porywającej akcji zachwyciły mnie też opisy Manderley, przywodzące na myśl
Pemberley pana Darcy’ego. Bardzo chciałabym się znaleźć kiedyś w takim
idyllicznym miejscu i oddać się marzeniom, leżąc na trawie pod kasztanem;)
„Rebekę”
polecam wszystkim, chcącym przeczytać dobrą, lekką powieść, a także chcącym
poczuć dreszczyk napięcia. Myślę, że tę książkę zapamiętam na długo i że
jeszcze nie raz sięgnę po utwory Daphne de Maurier.
Ocena: 9/10.
Już sam cytat mnie zauroczył.
OdpowiedzUsuńZ pewnością to książka, którą muszę przeczytać. :)
Skoro jest taka lekka i znajduje się na liście BBC, to koniecznie muszę ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńO, ale ci zazdroszczę!!! Po raz pierwszy spotkałam się z tym tytułem gdy przyglądałam listę filmów oskarowych. Gdy dowiedziałam się, że produkcja ma literacki pierwowzór, postanowiłam najpierw przeczytać tę książę, ale nie mogę jej dorwać, bo w mojej bibliotece bez przerwy jest przez kogoś wypożyczana. No cóż, kiedyś musi się udać ;)
OdpowiedzUsuńMoże poproś bibliotekarkę to zostawi książkę dla Ciebie ;)
Usuń