„Czy tak się czują jego czytelnicy? Zagubieni w środku opowiadania? Bez bladego pojęcia, w jaką stronę zmierzają? Bo on właśnie stracił poczucie panowania nad zdarzeniami. Jakże więc muszą mu ufać, skoro zgadzają się na tę irytującą dezorientację, mając nadzieję, że poprowadzi ich ku zadowalającemu zakończeniu. A gdyby na ostatniej stronie nie było rozwiązania? Albo nie miałoby ono większego sensu? To czytelnicy ponoszą ryzyko. Ofiarowują autorowi swój czas i pieniądze.”
Najsłynniejszy
detektyw w dziejach literatury - Sherlock Holmes – zyskał nowych zwolenników
wraz z 2009 rokiem, kiedy to na ekrany kin wszedł film z Robertem Downey Jr. i
Jude Law jako Sherlockiem i Watsonem. Nagle świat przypomniał sobie o
detektywie z Baker Street, którego przygody zostały wydane po raz kolejny.
Ogromną popularnością cieszy się brytyjski serial „Sherlock”, będący nowoczesną
interpretacją klasycznych dzieł Doyle’a. Także Amerykanie zapragnęli mieć
serialowego Sherlocka i tak zrodził się „Elementary”, którego premiera niedawno się odbyła.
Właśnie
na sherlockowej fali popularności powstał „Sherlockista”, debiut powieściowy
Grahama Moore’a. W książce zdarzenia fikcyjne mieszają się z prawdziwymi, a
które są które, wyjaśnia autor w przedmowie. Polecam jednak przeczytać notę
autorską dopiero po zakończonej lekturze, bo pisarz zdradza nieco szczegółów,
dotyczących fabuły.
Każdego
roku, 6 stycznia, najwięksi fani Sherlocka Holmesa, spotykają się na zebraniu
elitarnego zgromadzenia „Chłopców z Baker Street”. Tym razem czekają na nie z
wyjątkową niecierpliwością, bo jeden z sherlockistów ogłosił, że odnalazł
zaginiony przed 100 laty ostatni dziennik Arthura Conan Doyle’a. Niestety wiekopomną chwilę psuje morderstwo znalazcy i kradzież dziennika. Tropem
zabójcy i śladami rodem z książek o Holmesie podąży Harold White, badacz
literatury.
Tragedia
wydarza się także w 1900 roku, kiedy to Conan Doyle decyduje się uśmiercić
Sherlocka, co spotyka się z powszechną dezaprobatą społeczeństwa. Jednocześnie
pisarz nawiązuje współpracę ze Scotland Yardem, któremu pomaga rozwikłać
zagadkę zabójstwa młodych panien. Opisywane zdarzenia zostaną potem skrzętnie
opisane w dzienniku, który tak usilnie usiłują odnaleźć sherlockiści. Dlaczego
pisarz zabił Holmesa i co się takiego wydarzyło, że zdecydował się przywrócić
go do życia? I co ma z tym wszystkim wspólnego Bram Stoker, autor „Drakuli”?
„Zabił go pan! Zabił go pan, jak tu stoję! – syknęła stara kobieta.Dlaczego pan to zrobił? – warknął ktoś z tłumu.Zabiłem…? – wybełkotał Arthur. Wtem zaświtała mu w głowie straszna myśl. – Nie chcecie chyba powiedzieć, że jesteście źli, bo…-… zabił pan Sherlocka Holmesa.”
Akcja
powieści toczy się równolegle w dwóch przedziałach czasowych. Z jednej strony
wraz z Haroldem Whitem czytelnik poszukuje dziennika, z drugiej dowiaduje się
tego, co dla sherlockistów jest wielką niewiadomą: kluczowych wydarzeń z życia
Conan Doyle’a. Obie opowieści zazębiają się ze sobą, ale nie są jednakowo
dobre. Tej, dziejącej się współcześnie, brak dreszczyku emocji i wyrazistych
bohaterów. Harold i Sarah są papierowi, brak im realności. Kolejnym zarzutem
jest przewidywalność. Od samego początku czytelnik przeczuwa, jak skończy się
śledztwo. Nie zaskakuje kompletnie nic. O wiele ciekawsza jest część,
poświęcona autorowi Sherlocka. Pisarza poznajemy w jednym z ważniejszych
momentów życia: właśnie pozbył się bohatera, który przyniósł mu sławę. Co go ku
temu skłoniło? Wyjaśnienie, nawet jeśli fikcyjne, brzmi bardzo prawdopodobnie.
Także śledztwo jest o wiele bardziej przemyślane i lepiej opisane. Pojawia się
także element zaskoczenia, co jest przecież bardzo ważne w kryminałach. No i
nie sposób nie polubić Arthura i Brama, będących odpowiednikami Sherlocka i
Watsona.
Grahama Moore tak pięknie opisał czasy
współczesne Holmesowi, że aż chciałoby się przenieść w czasie i poczytać przy
świetle lampy gazowej. Bo jak słusznie zauważa autor, elektryczność zabiłaby
Holmesa. Straciłby znaczną część tajemniczej otoczki, jaka jest wokół niego, i
przestałby być wiarygodny.
Długo
nie mogłam się wciągnąć w „Sherlockistę”. Po przeczytaniu pierwszych 100 stron
byłam mocno zawiedziona, całe szczęście kilkadziesiąt stronic dalej zaczęło się
dziać i skończyłam czytać jednym ciurkiem. Uczucia mam więc mieszane. I taka
też będzie ocena.
Świetny
pomysł, gorzej z wykonaniem.
„Bo za sto lat ja nie będę nikogo obchodził. Ani ty. Ani Oscar (…). Nie, ludzie będą pamiętać opowiadania. Będą pamiętać Holmesa. I Watsona. I Doriana Graya.”
Ocena: 6,5/10.
Zbieram książki o Sherlocku i te do niego nawiązujące, ale póki co czekają na czytanie. Tej jeszcze nie mam, ale bardzo mnie kusi i pewnie w końcu kupię. Zimą muszę wreszcie się zabrać za Holmesa. Mam wtedy więcej czasu na czytanie.:)
OdpowiedzUsuńDo tej pory natrafiałam na same pozytywne recenzje tej książki i nie ukrywam, że nabrałam na nią strasznej ochoty. Twoje mieszane odczucia nieco ostudziły moje zapały, ale może to i lepiej? Przynajmniej nie rozczaruję się zbytnio, bo przeczytać planuję i tak:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Hmmm może kiedyś. Na dzień dzisiejszy chyba jednak powiem pass.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie mój temat, chociaż gdyby książka okazała się fantastyczna, to chętnie bym po nią sięgnęła. Mam zamiar obejrzeć ten film o Sherlocku Holmesie, ponieważ taka tematyka znacznie lepiej mi podchodzi w filmowych wydaniach:)
OdpowiedzUsuńPrawie zawsze czytam noty od autorów i innych osób na samym końcu - niezależnie od tego, czy zostały wydrukowane jako przedmowa czy posłowie - taki nawyk od czasu, gdy kilkukrotnie dowiedziałam się z nich znacznie więcej, niż bym chciała. A książkę mam mimo wszystko w planach - nawet jeśli mogłaby mnie trochę znudzić. Wszystko dlatego, że uwielbiam Doyle'a i stworzoną przez niego postać detektywa ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście pomysł bardzo ciekawy, szkoda, że z wykonaniem nie poszło już tak gładko. Póki co mam w planach serial o Sherlocku :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Sherlocka Holmesa i pomimo średniego wykonania, na pewno za jakiś czas sięgnę po tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńKurczę, piszesz że "wykonanie" tego pomysłu na książkę jest słabe, ale i tak jestem zaintrygowana :D
OdpowiedzUsuńCenię Roberta Downey'a Jr. za główną rolę w "Chaplinie", ale to nie dzięki niemu pokochałam Sherlocka Holmesa ;) Od dawna mam ochotę na "Sherlockistę", ale martwi mnie fakt, że początkowo nie mogłaś się wciągnąć w fabułę powieści - niestety mam taki problem, że jeżeli książka mnie nie porwie, to nie potrafię jej skończyć... Trochę obawiam się, że zawiodę się na powieści Moore'a, ale chyba chcę zaryzykować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie oglądałam "Chaplina", ba, nawet nie słyszałam o tym filmie! Koniecznie muszę nadrobić.
UsuńJa z kolei kończę każdą książkę, którą zaczęłam, nawet jeśli jest nudna. Takie skrzywienie:/
Wątek współczesny nie jest ciekawy jak ten z Doylem i Stokerem, ale można na to przymknąć oko. Bardzo podobały mi się przygody pisarzy i próba zmierzenia się Dyla z wykreowaną przez siebie postacią. Skerlockista nie jest arcydziełem, ale miło się czyta. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJuż sam pomysł może się podobać. Szkoda, że wykonanie, jak piszesz, nie jest tak dobre. Ale niestety często trudno interesującą fabułę ozdobić idealnym wykonaniem.
OdpowiedzUsuńJa właściwie nie lubię Holmesa, ani w klasycznym wydaniu ani w nowoczesnym. Bardziej odpowiadają mi inni detektywi ;) chociażby Poirot ;)
OdpowiedzUsuń