sobota, 6 lipca 2013

Pani Henderson/Mrs. Henderson Presents



Co może zrobić ze sobą 70-letnia wdowa? Zając się szydełkowaniem, czytaniem książek, dobroczynnością? A może by tak kupić teatr? Znudzonej pani Henderson wydaje się to być znakomitym pomysłem.

Podczas jednej z przejażdżek po Londynie, w 1930 roku, Laura Henderson zobaczyła potencjał w podupadającym Pałacu de Luxe, który niezwłocznie kupiła i postanowiła przekształcić w teatr – Windmill. A jako, że na biznesie zbytnio się nie znała, zatrudniła znanego impresario Viviana van Damma, z którego pomocą udało jej się zrewolucjonizować londyński światek artystyczny. Wystawiane w Windmill Theatre rewiodewile były inspirowane pokazami tanecznymi w Moulin Rouge i Folies Bergeres. Jako, że angielska obyczajowość nie była jednak tak swobodna jak francuska, Henderson i van Damm mieli za zadanie nie tylko przyciągnąć widza, ale też znaleźć sposób na cenzurę. I tak wpadli na pomysł urozmaicenia spektakli odrobiną golizny, tworząc z nagich modelek nieruchome tło dla właściwego show. Tymczasem wybucha II Wojna Światowa, a władze zamykają wszystkie publiczne placówki…

Pani Henderson to taki typ kobiety, która ma za złe mężowi, że umarł w nieodpowiednim momencie i pokrzyżował jej plany… Energiczna, bystra i politycznie niepoprawna jest duszą Windmill Theatre i filmu w reżyserii Stephena Frearsa. Wcielająca się w tę postać Judie Dench zagrała znakomicie. Pani Henderson w jej wykonaniu jest połączeniem angielskiej damy, która plotkuje przy herbacie z przyjaciółką, i kobiety nowoczesnej – bezpruderyjnej, odważnej, nieprzejmującej się zbytnio konwenansami i opinią innych. Partnerujący jej Bob Hoskins jest statecznie pocieszny i zabawny, a jego sceny z Judie Dench są mieszanką wybuchową. Soczyste, pełne brytyjskiego humoru, dialogi, żywe kłótnie i przekomarzania świetnie wpisują się w kolorową stylistykę filmu.


Nietuzinkowi główni bohaterowie nie obroniliby się jednak bez ciekawej i dobrze nakręconej historii, a do takich właśnie należy „Pani Henderson”. Całość przypomina jeden z roztańczonych spektakli, wystawianych w Windmill Theatre. Jest więc sporo wpadającej w ucho muzyki, dzikiego tańca i kolorów życia. Zdjęcia z wnętrz teatru bardzo kontrastują z tym, co się dzieje poza nim: na Londyn spadają kolejne bomby, cały czas jest szaro i ponuro. Jedynym bezpiecznym miejscem wydają się być podziemia Windmill Theatre, gdzie coraz chętniej przychodzą spragnieni kobiecych wdzięków żołnierze. 

Radość na scenie i dramat za kulisami, ludzkie tragedie i niesprawiedliwości czynią z „Pani Henderson” bardzo dobry, pozbawiony nadmiernego patosu, komediodramat. Przede wszystkim jest to jednak jedno wielkie przedstawienie, oddziałujące na widza grą kolorów i żywiołową muzyką. A może by tak na chwilę skoczyć do lat 40.? Dzięki „Pani Henderson” jest to możliwe i to w najlepszym stylu.

Ocena: 8/10.

8 komentarzy:

  1. Beatriz nie wiem jak Ty wynajdujesz te filmy :) Nie słyszałam wcześniej o "Pani Henderson", ale muszę obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po aktorze lub reżyserze - przeglądam filmografię i patrzę, co by tu obejrzeć :)

      Usuń
    2. Robię dokładnie tak samo:)

      Usuń
  2. Uwielbiam Judie Dench! A film na pewno obejrzę.

    Swoją drogą, chciałabym pewnego dnia wstać z łóżka i powiedzieć np. "hmmm... nudzę się, może sobie kupię wydawnictwo?" I kupić. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym sobie kupiła jakąś wyspę, może być ciasna, grunt, że własna :P

      Usuń
  3. Dokładnie. Nadal żyć pełnią życia i realizować swoje marzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie jeszcze nawet nie zapytał jej o zdanie czy może umrzeć :) Pomysł z kupnem teatru trochę szalony, ale jeśli chce się zostać bohaterką filmu, szydełkowanie raczej odpada. Pewnie obejrzę, bo muzyczne klimaty w połączeniu z ciekawą fabułą to coś bardzo dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooooo, zapowiada się ciekawie. :)

    OdpowiedzUsuń