66-letni
Warren Schmidt, agent ubezpieczeniowy i wiceprezes dużej firmy, właśnie
przechodzi na emeryturę, co bardzo mu się nie podoba. Mężczyzna czuje się
niepotrzebny i rozżalony, że jego posadę otrzymał młody, niedouczony gówniarz.
Poza tym żona, z którą spędził 42 lata zaczyna go denerwować, a córka zaręcza
się z mężczyzną, którego nie znosi. Zdesperowany i nieszczęśliwy staje się
opiekunem chłopca z Tanzanii, któremu, co miesiąc wysyła 22 dolary, a wraz z
nimi list, w którym opisuje swoje uczucia i zawiedzione nadzieje. Emerytura
stanie się dla Warrena okazją do wejrzenia w głąb siebie i zrobienia
rozrachunku z życiem.
„Schmidt”
to smutna i skłaniająca do refleksji opowieść o starzejącym się człowieku,
zmagającym się z samotnością i wewnętrzną pustką. Bohater z rozrzewnieniem
opowiada o swoich planach i marzeniach z czasów młodości. Warren sądził, że
będzie kimś wyjątkowym, po kim zostanie jakiś ślad w historii. Tak się jednak
nie stało. Mężczyzna uświadamia sobie także, że, gdy umrą wszyscy, którzy go
znali, nikt nie będzie o nim pamiętał. Zniknie na zawsze, jakby nigdy nie
istniał. Po co więc żyć, skoro i tak się umrze? Reżyser, Alexander Payne, nie
daje swojemu bohaterowi ukojenia, nie ma też szczęśliwego zakończenia. Film
jest do bólu prawdziwy i skłania do refleksji, zwłaszcza zakończenie. Może i nie
każdy z nas zbuduje Wieżę Eiffla czy zostanie prezydentem, ale można uratować, odmienić
ludzkie życie, robiąc naprawdę niewiele.
Jack
Nicholson przeszedł samego siebie, jego Warren Schmidt jest doskonale zagrany.
Aktorowi udało się pokazać normalnego, starzejącego się człowieka z jego
wszystkimi wadami i ułomnościami. Jeśli obejrzeliście kilka filmów z
Nicholsonem, wiecie, że ma w swoim repertuarze kilka charakterystycznych min,
grymasów twarzy. Grając Schmidta aktor jednak całkowicie odrzucił siebie i
stworzył wiarygodną, prawdziwą postać, wobec której nie sposób przejść
obojętnie.
„Schmidt”
to komediodramat, w którym jednak zdecydowanie więcej jest dramatu niż komedii.
Film bardzo mnie poruszył i na pewno długo będę o nim pamiętać. Trudno bowiem
przejść obojętnie obok tak życiowej historii, która może stać się udziałem
każdego z nas. Samotność, pustka, poszukiwanie sensu w życiu to, co prawda,
trudne tematy, z którymi jednak warto się zmierzyć, zwłaszcza jeśli przedstawia
je nagrodzony Złotym Globem Jack Nicholson (Oscara sprzątnął mu sprzed nosa
Adrien Brody za „Pianistę”, trzeba jednak przyznać, że zasłużenie).
Ocena:
8,5/10.
Czytaj też recenzje innych filmów Alexandra Payne'a:
"Bezdroża"
"Spadkobiercy"
"Wybory"
Czytaj też recenzje innych filmów Alexandra Payne'a:
"Bezdroża"
"Spadkobiercy"
"Wybory"
Zgadzam się w zasadzie z każdym Twoim słowem. Świetny film, dający do myślenia i wyśmienita rola Jacka Nicholsona. Nic tylko polecać :)
OdpowiedzUsuńPrawda, że to wspaniały film? :) Na mnie zrobił bardzo duże wrażenie i tak, będę go polecać wszystkim :>
UsuńPrzez chwilę miałam wrażenie, że ten film widziałam, ale jednak nie... Nie przepadam za Nicholsonem, za jego aparycją, ale doceniam grę aktorską i uwielbiam za rolę w "Locie nad kukułczym gniazdem". Nawiasem mówiąc, czas odświeżyć sobie ten film, choć najpierw mam ochotę (w końcu) przeczytać książkę, która już czeka na półce:)
OdpowiedzUsuń"Payne, nie daje swojemu bohaterowi ukojenia, nie ma też szczęśliwego zakończenia. Film jest do bólu prawdziwy i skłania do refleksji, zwłaszcza zakończenie." - nie jestem pewna, czy mam w najbliższym czasie ochotę na film bez szczęśliwego zakończenia ;) choć porusza bardzo ciekawą i ważną problematykę. To trochę taki paradoks, że ludzie tak niechętnie zajmują się tematyką śmierci, mimo tego, że czeka ona każdego.
OdpowiedzUsuńNapisane tak, że tytuł już zapisany. Taki film wydaje się być świetny dla każdego...
OdpowiedzUsuńUwielbiam Nicholsona i ten film muszę koniecznie obejrzeć. Ostatnio mam ochotę na produkcje lekkie, łatwe i przyjemne, ale kiedy ta faza się skończy to na pewno obejrzę :)
OdpowiedzUsuńObejrzę, chociażby dla samego Nicholsona, ale historia też zapowiada się interesująco i bardzo smutno.
OdpowiedzUsuńNie widziałam jeszcze tego filmu, ale na pewno go obejrzę. Po Twojej recenzji już wiem, że na pewno mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńNicholsona kocham zawsze, wszędzie i w każdej postaci, więc temu filmowi na pewno nie odpuszczę. :)
OdpowiedzUsuńMiło mi to słyszeć (czytać) :)
UsuńMi się nie udało obejrzeć w całości, może pora nie ta.
OdpowiedzUsuńSkoro nie ty jedna piszesz, że bardzo porusza to myśli coś być na rzeczy.
To może zrób drugie podejście? Myślę, że warto :)
UsuńFilmu nie widziałam, ale zaintrygowała mnie treść. Jacka Nicholsona bardzo lubię jako aktora, wiec prędzej czy później zobaczę film:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę zobaczyć. Już słyszałam o tym filmie, ale po Twojej recenzji czuję się tym bardziej zmotywowana do obejrzenia. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo to nie zastanawiaj się dłużej, tylko oglądaj! :)
UsuńOjejku! W ogóle o tym filmie nie słyszałam, ale po Twojej recenzji trafia on na moją listę filmów do obejrzenia :)
OdpowiedzUsuńNa początku miałam skojarzenie z "Gran torino"...ale to nie ta bajka;) Szczerze mówiąc, nie słyszałam wcześniej o tym filmie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Jacka Nicholsona, więc z pewnością obejrzę ten film:)
OdpowiedzUsuńDziwne, że dopiero teraz słyszę o tym filmie. Muszę koniecznie to nadrobić i go obejrzeć! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńObejrzę ten film, choćby z tego względu, że gra w nim Jack Nicholson, którego bardzo cenię, jako aktora.
OdpowiedzUsuńI znów kolejny film, o którym nie słyszałam, a który wydaje się być wart uwagi. Tak mi się jakoś ta historia luźno skojarzyła z "Choć goni nas czas". W każdym razie - na pewno niedługo go obejrzę.
OdpowiedzUsuń