Jako mała dziewczynka
namiętnie oglądałam bajki Walta Disneya i zachwycałam się tym pięknym zamkiem,
który zawsze pojawiał się przed seansem. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy
dowiedziałam się, że jego twórcy inspirowali się Zamkiem Neuschwanstein w Bawarii.
Od zawsze chciałam tam pojechać i zobaczyć miejsce moich marzeń, od zawsze
tęskniłam za jego obszernymi komnatami i wyobrażałam sobie, że zostaję
zaproszona na przyjęcie, wkładam balową suknię i wyruszam na spotkanie z
tajemnicą i magią. Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie z takiej romantycznej
tęsknoty za zamkiem powstała powieść Kate Morton.
„Każdy dom jest czymś więcej niż sumą swych materialnych części, jest skarbnicą wspomnień, archiwum zdarzeń, które rozegrały się w jego murach.”
Mury Milderhurst od
kilku pokoleń chronią sekrety rodu Blythe’ów. Milczą, ale pamiętają wszystkie
zdarzenia, zarówno te bardziej jak i mniej szczęśliwe. Bezgłośnie szepczą o
trzech siostrach i ich ojcu, wielkim pisarzu, który oszalał, szeptczą o genezie
„Prawdziwej historii Człowieka z Błota” i związanej z nią tragedii, a także o
miłości i rozczarowaniu, i małej ewakuantce, przyjętej z bombardowanego
Londynu.
50 lat później, Londyn.
Meredith Burchill otrzymuje zaginiony w czasie II Wojny Światowej list. Widok
poruszonej matki nie uchodzi uwadze jej córki – Edith, redaktor naczelnej w
wydawnictwie Billing&Brown. Zaintrygowana kobieta udaje się do Milderhurst
i odkrywa, że siostry Blythe nadal żyją, choć zapomniane i odizolowane od
świata… Edith trafia na ślad kryjącej się w opuszczonym zamczysku tajemnicy,
mającej niemały związek z jej ukochaną książką – „Prawdziwą historią Człowieka
z Błota” Raymonda Blythe’a.
Akcja powieści toczy
się równolegle na dwóch płaszczyznach czasowych, zgrabnie przeplatając
wydarzenia z lat. 40 i współczesnych. Z jednej strony mamy więc tętniący życiem
Londyn, w którym życie próbuje poukładać sobie Edith, z drugiej przenosimy się
do czasów, w których szalała wojna, a rodzice starali się chronić dzieci,
wysyłając je jak najdalej od bombardowanego miasta. Tak Meredith znalazła się w
Milderhurst, gdzie zajęły się nią siostry Blythe. Przestępując po raz pierwszy
próg zamku, została nierozerwalnie związana z jego mieszkańcami i ich
sekretami, co będzie miało wpływ także na losy jej córki.
W „Milczącym zamku”
mamy wyrazistych bohaterów, których wyborami się emocjonujemy i konfrontujemy z
własnymi, sentymentalny klimat, w którym czuć miłość autorki do tamtych czasów,
niejeden sekret do odkrycia, wyniszczające szaleństwo i książkę, która zmienia
życie. Przede wszystkim jest to jednak opowieść o poświęceniu i zawiedzionych
nadziejach. Czy potrafilibyście zrezygnować z własnego życia, by opiekować się
kimś innym? Czy umielibyście poradzić sobie z poczuciem, że jesteście uwiązani
i nie ma najmniejszej możliwości, by to zmienić? Kate Morton o trudnych
emocjach pisze nieśpiesznie, pomału dawkując czytelnikowi smutek i
rozczarowanie bohaterów.
I wszystko byłoby
pięknie, a ja zachwycona, gdyby nie niemiłosiernie rozwleczona fabuła, którą
spokojnie można było skrócić o jakieś 100 stron… Zazwyczaj lubuję się w
czytaniu rozwlekłych opisów, a na hasło „rodzinne sekrety” reaguję przesadnym
entuzjazmem, jednak nie tym razem. Ta tajemnica, na której rozwiązanie z
niecierpliwością czekamy, trochę rozczarowuje i nie wywołuje tego dreszczyku
ekscytacji, na który każdy czytelnik tak czeka…
„Milczący zamek” nie
podobał mi się równie mocno jak „Dom w Riverton”, ale nie mogę powiedzieć, bym
żałowała czasu spędzonego z tą książką. Było mrocznie, miejscami nawet gotycko,
sentymentalnie i dość ciekawie. Tym, którzy cierpią na seledreorig, czyli
tęsknotę za zamkiem, książka na pewno umili wolną chwilę.
Ocena: 7/10.
Czytaj też recenzję „Domu w Riverton”.
Marzę o tej książce, więc jeślibyś chciała się jej pozbyć, odezwij się do mnie, plisss!
OdpowiedzUsuńA do Neuschwanstein wybierzemy się razem :D
Myślę, że na allegro ją bez problemu znajdziesz, ja swojego egzemplarza zdecydowanie nie chcę się pozbyć:)
UsuńJa miałam w tym roku zaplanowaną już wycieczkę po Bawarii, ale niestety deszcz w Niemczech popsuła moje plany, stąd też m.in. niespodziewana wyprawa do Budapesztu i Bratysławy... Ale może za rok na majówkę się uda :)
"Milczący Zamek" podobał mi się mniej niż dwie poprzednie książki Morton, ale po tę autorkę i tak sięgam w ciemno :) Już niedługo nowa powieść! :)
OdpowiedzUsuńNo słyszałam, ciekawe, czy będzie dobra... Pewnie dorwiesz ją przede mną, więc będę czekać na Twoją recenzję ;)
UsuńKate Morton już od dawna widnieje na mojej liście do przeczytania. Szczególnie mam chęć na "Dom w Riverton", tematyka bardziej mi odpowiada i Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca. Ale to właśnie "Milczący zamek" jest w bibliotece i to pewnie tę książkę przeczytam jako pierwszą.
OdpowiedzUsuńCzasem czytając, mam podobne uczucie, że dana książka byłaby lepsza, gdyby ją skrócić.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że poznałam nowe słowo - seledreorig :D jednak nie cierpię na tę przypadłość i na powieść tą nie mam ochoty. Choć ciekawie brzmi poruszana tematyka poświęcenia.
Bardzo chcę przeczytać tą książkę, mam ją na czytniku ale jak na razie mam więcej priorytetów czytelniczych więc muszę się z tą wstrzymać :)
OdpowiedzUsuńEh, skąd ja to znam :)
UsuńPrzeczytaj jeszcze "Zapomniany ogród":) Już nie mogę się doczekać kolejnej książki Morton. Wszystkie uwielbiam!
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam i na pewno w tym roku :)
UsuńPodoba mi się okładka tej książki. Jest taka klimatyczna, ale najważniejsze, że jej treść także oczarowuje. Mroczno i gotycko, to coś, co lubię ;-) Muszę mieć tę książkę!
OdpowiedzUsuń"Dom w Riverton" leży na półce od kilku lat i nie może się doczekać swojej kolejki do przeczytania. Muszę w końcu po tę powieść sięgnąć, możliwe, że "Milczący zamek będzie następny w kolejności" :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Myślę, że się nie zawiedziesz:)
UsuńTo musi być fascynująca opowieść:)
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi na nią wielkiej ochoty :-)
OdpowiedzUsuńBrzmi naprawdę ciekawie, więc z chęcią zapoznam się z tą książką. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńPrzedostatni akapit recenzji nieco ostudził mój entuzjazm;) Ale mimo wszystko...nadal mam ochotę na tę książkę. Chyba i mi marzy się taki zamek;)
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś książkę z podobną konwencją. Akcja podzielona na dwa czasy - ten dawny i obecny. Hmm może i na tę się skuszę? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa też zawsze chciałam odwiedzić słynny bawarski zamek i również czuję tęsknotę do tego typu budowli, więc początek Twojej recenzji tworzył we mnie przekonanie, że koniecznie muszę przeczytać tę książkę. Na ziemię sprowadził mnie trochę fakt, że kluczowa tajemnica powieści rozczarowuje. Mimo wszystko, być może i tak jednak po nią sięgnę. Pociąg do zamków zdaje się silniejszy :)
OdpowiedzUsuń"Dom..." mam w planach. A tę książkę pewnie też przeczytam jak mi wpadnie w ręce, bo nawet te rozwlekłe opisy nie są w stanie mnie zniechęcić, gdy w grę wchodzą rodzinne tajemnice i dwie płaszczyzny czasowe. ;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie:) No i ta wspaniała okładka książki:)
OdpowiedzUsuńZawsze chciałam mieć własny zamek :) i smoka:p o odwiedzeniu tego Disneyowego w Bawarii też marzę, więc nie zapomnij o mnie jak pojedziesz :D
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę najpierw przeczytać "Dom w Riverton", tym bardziej teraz gdy wyszło wznowienie i kusi, zerkając na mnie z półek w księgarni. Często zdarza mi się trafiać na takie pozycje, które są nadmiernie rozwleczone, a gdyby je troszkę skrócić nie straciłyby w ogóle swojego uroku:)
OdpowiedzUsuń