Kiedyś
kino miało coś, czego dziś próżno w nim szukać: magię. Piękno muzyki i gry
aktorskiej zostało zastąpione przez efekty specjalne i komercjalizację. Obecnie
największy sukces osiągają filmy, w których brak artyzmu i które zwyczajnie są
zwyczajne. Ileż razy denerwowały mnie w trakcie seansu rozmowy, dzwoniące
telefony czy szeleszczenie chipsami. Współczesny widz, któremu zawsze się
śpieszy, stawia na łatwą, pozbawioną
głębi rozrywkę. Pamiętam wyprawę do kina na „Niebezpieczną
metodę”, poza mną na sali były 3 osoby…
„Cinema
Paradiso” to nostalgiczny powrót do złotych czasów kina, czasów, kiedy każdy
seans był ogromnym wydarzeniem. Wraz z Salvatorem powracamy wspomnieniami do
małego miasteczka na Sycylii, gdzie najważniejszą osobą jest ksiądz, wszyscy
się znają i spotykają raz w tygodniu w maleńkim, starym kinie. Wśród nich jest
mały Toto, chłopiec, obdarzony żywą wyobraźnią, na którego przyszłość duży
wpływ będzie miała właśnie X Muza i nierozerwalnie z nią związany Alfredo.
Film
jest swego rodzaju zapisem historii kina, ukazującym jego piękno i magię, a
także upadek, związany z unowocześnieniem techniki i komercjalizacją. W Cinema
Paradiso ludzie nie boją się okazywać, targających nimi emocji: wzruszają się,
płaczą, cieszą. Nad moralnością czuwa ksiądz, który zresztą sam jest wielkim
miłośnikiem kina. Bo kiedyś filmy się nie tylko oglądało, ale też się nimi
żyło. Toto po 30 latach powraca do swego raju utraconego i zastaje go w ruinie.
Podczas gdy duże miasta prężnie się rozwijają, małe mają w w sobie coraz mniej
z dawnego blasku. Przejmująca jest scena, w której Alfredo mówi młodemu Toto,
by nigdy tutaj nie wracał, ani nie oglądał się za siebie, bo życie to nie film,
życie jest o wiele trudniejsze…
Całość,
przepełniona jest miłością reżysera do kina. Giuseppe Tornatore zabiera widza w
niezapomnianą podróż, pełną starych filmów, marzeń i tęsknoty za tym, co już
nigdy nie wróci. „Cinema Paradiso” to prawdziwa perełka wśród wieprzów, jakie
się obecnie produkuje.
Akademia
nagrodziła „Cinema Paradiso” Oscarem dla najlepszego filmu nieangojęzycznego.
Ocena: 10!/10.
Mam ten film na DVD, dawno temu kupiłam z Dziennikiem. Obiecuję sobie go obejrzeć (podobnie jak kilka innych, które czekają na płytach), ale mi nie wychodzi.
OdpowiedzUsuńJeju, jak Ty film znajdziesz... :) To i ja zaraz chcę go obejrzeć. :)
OdpowiedzUsuńZa każdym razem się zastawiam, jak Ty wyszukujesz te filmy :) Postaram się obejrzeć, zapisuję na listę, choć przyznam, że ostatnio oglądam same czysto rozrywkowe produkcje.
OdpowiedzUsuńOne się jakoś same wyszukują. Klikam sobie na filmwebie i zawsze na coś trafię ciekawego :)
UsuńOglądałam go parę lat temu w ramach "Akademii Filmowej" w szkole i byłam nim oczarowana. To jeden z najpiękniejszych filmów, jakie widziałam :)
OdpowiedzUsuńPrawda. Cudowny film.
UsuńWiesz, że jeszcze go nie widziałam? Aż wstyd, a zbieram się od lat. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńPiękny film. Po prostu. Nie mam nic więcej do dodania;)
OdpowiedzUsuńKupiłaś mnie pierwszym akapitem ;D Teraz ja muszę znaleźć ten film ;D
OdpowiedzUsuńO! To czekam na Twoją opowieść o nim!
UsuńOczywiście nie oglądałam. Kojarzę okładkę z chłopcem, ale wcześniej nie interesowałam się tym filmem. Po Twojej recenzji to się zmieni :) A tak w ogóle to myślę, że we współczesnym kinie też zdarzają się takie perełki :)
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że tak. Wystarczy wspomnieć nowy film Tornatore - "Konesera".
UsuńAż od razu chce się obejrzeć (chociaż pierwsze skojarzenie, gdy zobaczyłam tego chłopca na plakacie - syn Banderasa z Zorro :D). Dziękuję. :-)
OdpowiedzUsuńHa? Naprawdę? W sumie jest troszkę podobny:)
UsuńBezwzględnie obejrzę!
OdpowiedzUsuńLeży u mnie ten film od lat (kupiony z jakąś gazetą), wiem, że jest dobry, a do tej pory nie obejrzałam. :/
OdpowiedzUsuńOch, ależ mi narobiłaś ochoty na ten film! :)
OdpowiedzUsuń