Końcówka filmu. Na ekranie Hanks pisze list pożegnalny,
na sali idealna cisza. Ja ze łzami w oczach, prawie wstaję z siedzenia, serce w
gardle i taki potworny strach z cyklu: „ale
jak to, przecież mamy XXI wiek!”.
W 2009 roku cały świat
żył wydarzeniami, przedstawionymi w tym filmie. Każdy doskonale zna
zakończenie, a mimo to „Kapitan Phillips” trzyma w napięciu od pierwszej do
ostatniej minuty i niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, a odtwórca
głównej roli, Tom Hanks, stworzył kolejną niezapomnianą postać, postać na miarę
Forresta Gumpa.
Akcja filmu zaczyna się
z chwilą przygotowań kapitana Richarda Phillipsa do kolejnego rejsu. Przed
rozpoczęciem właściwej części tej historii, reżyser pomału wprowadza widza w
świat bohaterów. Z jednej strony przedstawia kapitana Phillipsa, jego relacje z
załogą, a także wartości, jakimi się w życiu kieruje; z drugiej poznajemy somalijskich
piratów, ich motywy i niełatwą sytuację. Paul Greengrass nikogo nie ocenia,
przedstawia fakty i zmusza do przemyśleń. Pewnie, że ofiarą jest Phillips, ale
nie można zapominać, że bandyci też nie są jednoznacznie źli, za ich
zachowaniem i wyborami stoi cały szereg czynników i uwarunkowań, w jakich się
znaleźli. Dzięki wprowadzeniu do scenariusza pirackiej perspektywy, historia
staje się wielowymiarowa i ciekawsza,
a bohaterowie nie są czarno-biali.
Nie mam cienia
wątpliwości, że gdyby nie genialna gra Toma Hanksa, nie byłby to równie dobry
film. Ostatnie sceny z jego udziałem dosłownie wytrąciły mnie z równowagi i emocjonalnie
sponiewierały. Stateczny i rzetelny Phillips jawi się przede wszystkim jako
heroiczny kapitan, który stara się za wszelką cenę ocalić załogę, i to własnym
kosztem. Pod koniec jednak pokazuje, ile dla niego znaczy ta walka, i jak
bardzo chciałby po prostu wrócić do domu. Hanks przeszedł samego siebie i
nominację do Oscara ma w kieszeni. Gwiazdorowi świetnie partnerował Barkhad
Abdi, wcielający się w postać Muse’a, głównodowodzącego piratów. Gdy ci dwaj
wymieniali spojrzenia lub toczyli słowne potyczki, zamierałam i z zachwytem
wpatrywałam się w ekran. Oby więcej takich emocji i takich filmów!
„Kapitan Phillips” to
jeden z najlepszych filmów roku. Nie jest to może kino na miarę „Konsera”, ale
z pewnością jako inteligentna rozrywka, spełnia swoje zadanie doskonale. Trzeba
obejrzeć!
Ocena: 9/10.
Koniecznie muszę obejrzeć ten film! Jestem po lekturze książki i była świetna::)
OdpowiedzUsuńNie miałam w planach tego filmu, ale napisałaś bardzo przekonującą recenzję :) Na filmwebie też wysoka ocena, więc chyba trzeba wybrać się do kina.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie będą to źle wydane pieniądze:)
UsuńNie słyszałam o tym filmie, ale jej fabuła brzmi niezwykle ciekawie. Nie obiecuje wprawdzie, że obejrzę, gdyż przekładam książki nad filmy, ale mimo to będę miała go na uwadze.
OdpowiedzUsuńMam zamiar niedługo zobaczyć ten film. Cieszę się, że warto :)
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam twoją recenzję, miałam ciarki na plecach. Koniecznie muszę obejrzeć - i dla Toma Hanksa i dla opowiedzianej historii.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie mam ten film w planach i mam nadzieję, że uda mi się go w najbliższym czasie zobaczyć, szczególnie po tak pozytywnej opinii.
OdpowiedzUsuńO kurcze! Aż tak? Film na pewno obejrzę, choć za Hanksem nie przepadam (wiem, że to świetny aktor, ale coś mi w nim nie pasuje). Najpierw jednak książka! :)
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę, żeby ktoś nie przepadał za Hanksem...:) Film na pewno warto obejrzeć, myślę, że nie będziesz zawiedziona:)
UsuńNie zawsze lubiłam Hanksa, ale po Zielonej mili dałam się przekonać, że to jednak świetny aktor jest i od tej pory oglądam filmy choćby tylko ze względu na niego ;) Koleżanka była na Kapitanie w kinie i też polecała, ale chyba nie aż tak - w każdym razie czuję się przekonana :))
OdpowiedzUsuńOooo jakie zmiany u Ciebie!!! Wszystko na plus :)
OdpowiedzUsuńA Hanks mnie trochę denerwuje więc wcale nie dziwię się Ann RK, ale tak wysoko ocenionego filmu nie mogę zignorować :)
Cieszę się i dziękuję:)
Usuń"Koneser" ostatnio obejrzany - siedziałam jak zaczarowana. Ja też nie zawsze przepadam za Hanksem, jednak dają mu role w świetnych filmach, więc z drugiej strony, nie można go ignorować. :D Słowem, "Kapitan Phillips" wylądował już na liście. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńAch, no i zapomniałam - piękna zmiana. Klimatycznie się teraz zrobiło, nawet ta biel obecna na wszystkich blogach, tu tak nie przeszkadza, tylko sobie ładnie współgra :)
Usuńdziękuję!:)))
UsuńNie słyszałam o tym filmie, ale na pewno chętnie go obejrzę po takiej recenzji, tym bardziej, że temat jak najbardziej dla mnie.
OdpowiedzUsuńDopiero obejrzałem. Z oceną się zgadzam (chociaż dałem oczko niżej).
OdpowiedzUsuńMasz rację apropo ostatnich scen. Powinny być puszczane studentom na wydziałach aktorskich. To jak pokazał człowieka z którego uchodzą wszystkie emocje ... Mistrzostwo. Pozdrawiam :)