W zeszłym miesiącu
pisałam Wam, że mam mały kryzys blogowy i chyba jeszcze do końca się go nie
pozbyłam, biorąc pod uwagę, że opublikowałam w listopadzie tylko 7 postów,
podczas gdy moja średnia to 12-13. Jesienna aura zachęca mnie najbardziej do
spania i oglądania komedii romantycznych, a czytać mi się zbytnio nie chce
niestety, a co dopiero pisać… Czekam już jednak na nominacje do Złotych Globów
i Oscarów, by się przynajmniej za filmy na poważnie zabrać:)
A w międzyczasie
zapraszam na sierotki:
Książkowe:
„Blondynka
na Kubie” Beata Pawlikowska: tym razem udałam się z panią
Beatą na Kubę, gdzie trochę pozwiedzałyśmy, pouczyłyśmy się historii i
szukałyśmy prawdziwego oblicza Ernesta Che Gueavary, Pomimo, że na Kubę mnie
bardzo ciągnie, że uważam, że ta wyspa ma niesamowity klimat, a jej zdjęcia
mnie zachwycają, książka Pawlikowskiej nie zainteresowała mnie ani trochę.
Jakaś taka dziwna, chaotyczna jest. Miło odmianą były za to fragmenty o
towarzyszu podróży pani Beaty – zabawnym Angliku, który wyruszył w podróż
dookoła świata. Ogólnie, zmarnowany potencjał. Znowu…. Ocena: 5/10.
„Gdzie diabeł nie może…
Dziewczyńska podróż dookoła świata 2. Antypody - Ameryka Łacińska” Justyna Minc,
Paulina Pilch: druga część tak zachwalanej przeze mnie kilka miesięcy temu
książki podróżniczej autorstwa dwóch polskich globtrotterek. Ostatnio
zachwycałam się ciekawą i rzetelną treścią, a narzekałam na bardzo małą ilość
zdjęć, no to teraz jest prawie na odwrót, tzn. nadal jest rzetelnie, a relację
urozmaicają fotografie, ale nie jest już ciekawie i inspirująco. Przykro mi to
pisać, ale tak jak czytając pierwszą część chciałam wszystko rzucić i już
natychmiast wyruszyć w podróż, tak tym razem ze znudzeniem czytałam kolejne
strony, szukając bezskutecznie czegoś, co mnie zainteresuje. A przecież
dziewczyny były w tak fantastycznych miejscach! Australia! Nowa Zelandia! Machu
Picchu! Moje marzenia, no! Trzeba jednak przyznać, że nadal jest to książka podróżnicza,
obfitująca w masę cennych informacji, tylko przygody jakoś brak… Ocena: 5,5/10.
i
filmowe:
„Jobs”:
zacznę
od tego, że chyba spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że będzie to przede
wszystkim film inspirujący, w końcu takim człowiekiem, w moim przekonaniu był
Steve Jobs. Niestety na ekranie nie iskrzy. Niby reżyser przedstawia
najważniejsze punkty z życia swojego bohatera, ale brakuje jakiegoś spoiwa,
czegoś, co pozwoliłoby lepiej widzowi zrozumieć postępowanie Jobsa. Jednym
jasnym punktem produkcji jest Ashton Kutcher, który zagrał tak znakomicie, że
miałam wrażenie, że patrzę na Jobsa. Ocena: 5,5/10.
„Małe
dzieci”: uwielbiam filmy o amerykańskim przedmieściach. To
właśnie tam za idealnym uśmiechem niejednej pani domu kryje się skrzętnie
skrywany ból, a prawdę można odkryć dopiero po szczelnym zamknięciu drzwi. Nie
inaczej jest w filmie Todda Fielda, który przez blisko dwie godziny snuje
leniwą opowieść o ludzkich pragnieniach, sekretach, tłumionej agresji. Główna
bohaterka filmu, Sarah, zaniedbywana przez męża, przeżywającego akurat
fascynację filmami porno, poświęca się wychowywaniu dziecka i wegetuje. Jej
życie ma dopiero odmienić spotkanie Brada, bezrobotnego tatusia z okolicy,
utrzymywanego przez robiącą karierę żonę. Historia tych dwojga jest osią najważniejszą
osią fabularną filmu. Ciekawe są także wątki poboczne: agresywny policjant,
tragedia matki, pedofil w sąsiedztwie, puste życie żon z przedmieść. Na ekranie
bryluje Kate Winslet, rewelacyjna jak zawsze. „Małe dzieci” to kawał
niedocenionego, dobrego, kina, po które warto sięgnąć, bo to ciekawa, skłaniająca
do refleksji historia z ciekawym zakończeniem. Ocena: 8/10.
„Świat
według Barneya”: podstarzały Barney Panofsky wspomina
najważniejsze epizody ze swojego życia: trzy małżeństwa i śmierć najlepszego
przyjaciela. Jak na neurotyka i nudziarza, Barney miał wyjątkowo barwne życie:
pierwsza żona była nimfomanką, która wrobiła go w ojcostwo, druga znudziła mu
się już w dniu ślubu, a trzecia… Tę trzecią trudno zaszufladkować, bo jaka by
nie była, to ją bohater kochał szczerą miłością. Z dystansem i poczuciem humoru
Barney opowiada poplątane koleje swojego losu, rozlicza się z przeszłością, a w
tle przygrywa mu nieśmiertelny Leonard Cohen. W roli głównej wystąpił genialny
Paul Giamatti, uhonorowany zresztą za tę rolę Złotym Globem. Film z gatunku
tych, których się nie zapomina, które przyjemnie się ogląda i po których w
głowie kłębią się rozmaite, nierzadko sprzeczne, myśli. Szczerze zachęcam do
seansu. Ocena: 9/10.
„Wielki Mike. The Blind Side”: na
filmwebie „Wielki Mike” okraszony jest etykietami: biograficzny, dramat,
społeczny, ale dla mnie to przede wszystkim dobry film familijny, taki idealny
na niedzielne popołudnie z rodziną. Fabuła przedstawia drogę do sukcesu znanego
amerykańskiego sportowca – Michaela Ohera i opowiada o czasach, gdy jako
bezdomnego nastolatka przygarnęła go
rodzina Tuohy. Historia Michaela to niesamowite ziszczenie american
dream w iście disnejowskim stylu. Nie znaczy to jednak, że film jest kiepski.
Ogląda się to przyjemnie, jest oczywiście nutka moralizatorstwa, ale także
Sandra Bullock w bardzo ciekawej roli, za którą dostała zresztą w 2010 Oscara.
Obejrzeć na pewno warto, choć wielkie kino to zdecydowanie nie jest. Ocena:
8/10.
„Stuck in Love”: ciepły,
poruszający, dobrze nakręcony film, który z pewnością znajdzie swoich wiernych
fanów. Porównać chyba można go do „The Perks of Being a Wallflower”, jest to
zresztą równie dobra produkcja. Fabuła skupia się na przedstawieniu losów
jednej rodziny, w której matka odchodzi do innego mężczyzny, a porzucony
małżonek uparcie czeka na jej powrót, nie chcąc się pogodzić z rzeczywistością.
W tym wszystkim są też oczywiście dzieciaki, i to jakie, chciałoby się rzec.
Kate wydaje właśnie swoją pierwszą książkę, puszcza się na prawo i lewo, bojąc
się otworzyć przed kimś serce, by nie zostać zranioną. Z kolei jej brat Rusty
jest typowym nieśmiałym, poczciwym chłopakiem, który boi się zagadać do
dziewczyny. Wydaje Wam się, że scenariusz brzmi znajomo, że historia jakich
wiele? Nic bardziej mylnego! „Stuck in Love” to film przede wszystkim ciekawie
opowiedziany, a bohaterowie są autentyczni i nie sposób nie sympatyzować z nimi.
Całość podana z nutką cynizmu i ciepłego humoru. Ocena: 8,5/10.
„Tajemnica
Zielonego Królestwa”: kolejna sympatyczna animacja, która
miała premierę w tym roku. Pod względem wizualnym cacuszko, wyobrażam sobie,
jak wspaniałe musiały być efekty 3d w kinie. Sama historia również od początku
do końca przypadła mi do gustu. Do tego twórcy postarali się o proekologiczne
przesłanie, które bez problemu dotrze do każdego malucha J
W ogóle to film ten mocno kojarzy mi się z jedną z bajek mojego dzieciństwa –
„Królestwem Zielonej Polany”, choć w latach 90. oczywiście animacje nie były
jeszcze tak piękne jak teraz. Ocena: 8/10.
Podsumowanie:
Książka
miesiąca: „Co dalej, szary człowieku?” Hansa Fallady
Polecam też: „Podróż do miasta świateł. Róża zWolskich” Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, „Dwie królowe” Philippy Gregory i „Z widokiem na Italię” Petera Moore’a
Ilość
przeczytanych książek: 6.
Film
miesiąca:
„Cinema Paradiso”
Polecam też: „Kapitana Philippsa” i
wszystkie wyżej opisane, z wyjątkiem „Jobs”
Obejrzane ponownie: „Margin Call”,
„Wszyscy wygrywają”, „Zatańcz ze mną”, „Listy do M.”, „Jeszcze raz”
Ilość
obejrzanych filmów:
13
Serialowo: jeśli chodzi o
seriale, to poza emocjami, związanymi z nowymi odcinkami „The Good Wife”,
ponownie oglądam „Dynastię Tudorów” (właśnie kończę 3 sezon). Miło upływa mi
też czas przy „The Paradise” i „Hart od Dixie”
W
tym miejscu mogłabym ponarzekać trochę, że na dworze coraz zimniej i ciemniej,
ale nie zrobię tego. W końcu już za 2 dni zaczyna się mój ulubiony miesiąc i
czas w roku :)))
"Jobsa" pewnie obejrzę, bo to taki film, który może zainteresować drugą połowę i jest szansa na wspólny seans. O "Świecie wg Barneya" słyszę pierwszy raz i już zanotowałam tytuł; i jeszcze "Stuck in Love" zainteresowało.
OdpowiedzUsuń"Małe dzieci" widziałam dawno temu i pamiętam jak przez mgłę, a "Wielkiego Mike'a" wspominam bardzo dobrze.
Twoje filmowe sierotki całkiem dobrze wypadają. Ja ostatnio trafiam na filmy tragiczne, choć wybierając tytuły selekcjonuję i wydaje mi się, że będą ciekawe. Wczoraj obejrzałam "Movie 43", przedwczoraj "Wieczór panieński" - oba mnie dobiły.
Fakt, udało mi się w tym miesiącu z filmami, większość była bardzo dobra. Czasem jednak, podobnie jak Ty, rozczarowuję się, pomimo dokonanej selekcji... "Wieczór panieński" to dno i pięć metrów mułu... Dałam mu chyba 2/10.
UsuńMnie też dopada kryzys, ta senna pogoda za oknem skutecznie mnie rozleniwia. Niestety żadnego z filmów nie oglądałam, a co do książek to za Gregory już dawno chcę się zabrać. Gutowska też zapowiada się ciekawie, Cukiernia pod Amorem przypadła mi do gustu, więc chętnie z kolejną książką się zapoznam. Pozdrawiam ciepło i życzę pokonania kryzysu czytelniczego ;)
OdpowiedzUsuńGutowska-Adamczyk jest idealna na taką pogodę:)
UsuńPodziwiam Cie za sierotki, mi jakoś nigdy nie chce się ich robić. Listopad jest na moim blogu miesiącem zapychaczy, bo nie chce mi się w ogóle pisać, najchętniej tylko bym spała. Sporo fajnych filmów obejrzałaś w tym miesiącu. Zainteresowały mnie "Stuck in Love" i "Świat według Barneya".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja zaczęłam zapadać w zimowy sen :)
UsuńEch, z filmami u mnie marnie, wyjątkowo nawet te opisane przez ciebie jakoś do mnie nie przemawiają, może to wina jesiennej aury? Chociaż z tych wcześniejszych "Kapitana Phillipsa" mam rzecz jasna na liście!
OdpowiedzUsuń"Małe dzieci" i "Stuck in love" - to jedyne pozycje z Twojej listy, które naprawdę mnie zainteresowały;)
OdpowiedzUsuńNie tylko Ty masz ochotę zagrzebać się pod kocem i oglądać komedie romantyczne;) Na szczęście niedługo grudzień - będzie można skupić się na przygotowaniach do Świąt;)
Ja też mam jakiś kryzys i koszmarnie się z tym czuje. Mam nadzieję, że to przejściowe.
OdpowiedzUsuńCo do twojej listy, to mam ochotę obejrzeć „Stuck in Love”. Ciekawe, czy przypadnie mi do gustu tak, jak tobie.
Nawet nie wiesz jak bardzo rozrasta się moja lista filmów do obejrzenia po wizytach na Twoim blogu... ;)
OdpowiedzUsuńU mnie listopad minął niezbyt zadowalająco pod względem książkowym i filmowym. Lubię "Wielkiego Mikego" i mam ochotę na "Małe dzieci" oraz "Stuck in Love".
OdpowiedzUsuńZgadzam się co do Little Children i The Blind Side. Mam na ich temat dokładnie to samo zdanie. Z chęcią obejrzę Świat według Barneya i Stuck in Love, bo wydają się idealnym rozluźniającym kinem w sam raz na piątkowy wieczór.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie będziesz zawiedziona, oba filmy są świetne:)
UsuńStuck in Love obejrzane. Miałaś rację, nie zwiodłam się :)
UsuńA ja ostatnio do Winslet się przekonuję, dlatego, i "Małe dzieci" znajdą się w kręgu zainteresowań...
OdpowiedzUsuńDla mnie Kate jest świetną aktorką, cieszę się, więc, że spojrzałam na nią przychylnym okiem :)
UsuńPrzypomniałaś mi „Małe dzieci”! Ale lubię ten film! :)
OdpowiedzUsuńZ obejrzanych przez Ciebie filmów planuję "Jobsa" i "Kapitana Phillipsa", ale kiedy to zrobię, to nie mam pojęcia, bo w tym niedoborze czasu ledwo naskrobałam recenzję ;p Gratuluję Ci wyników i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńA ja tak na przekór wszystkiemu i wszystkim mam jakąś ogromną motywację i do czytania i do oglądania, a nawet do nauki! Coś dziwnego musi się ze mną dziać zwłaszcza, jeżeli chodzi o to ostatnie. :)
OdpowiedzUsuńCo do książek i filmów - z książek opisanych przez Ciebie na żadną nie mam ochoty. Szczególnie na powieść pani Pawlikowskiej, która zraziła mnie do siebie "Blondynką na Bali" i jakoś do tej pory nie przeszłą mi niechęć do jej książek. Z wielką przyjemnością obejrzałabym natomiast „Świat według Barneya” oraz "Stuck in Love".
Tak w ogóle to świetne wyniki uzyskałaś w tym miesiącu. Gratuluję. :)
"Dziewczyńska podróż" jest na mojej liście, mam nadzieję, że już niedługo, wraz z nadejściem zimy będę miała więcej okazji czytać bo jakoś ostatnio nie bardzo mam kiedy :(
OdpowiedzUsuńOch obejrzałam Tajemnice zielonego Królestwa, suuuper! (:
Usuń