sobota, 30 czerwca 2012

„Suits”, czyli świetny serial prawniczy


            Właśnie wystartował 2. sezon „Suits” (polski tytuł „W garniturach”) i pomimo tego, że serial cieszy się dużą popularnością na całym świecie, to jestem przekonana, że w Polsce jest jeszcze dość mało znany. W związku z tym postanowiłam zachęcić moich czytelników i podglądaczy do obejrzenia przynajmniej pilotowego odcinka i zadecydowania, czy jest to serial dla Was.

Mike Ross jest nieodkrytym geniuszem: natychmiast zapamiętuje wszystko, co przeczyta. Zapewne mógłby z wyróżnieniem skończyć Harvard, gdyby tylko zechciał, ale, że obraca się w niezbyt ciekawym towarzystwie (jego najlepszym przyjacielem jest diler), to nie za bardzo mu się chce. Zamiast zadbać o swoją przyszłość, zarabia rozwiązując egzaminy wstępne za innych. Pewnego dnia, wskutek pomyłki, Mike trafia na rozmowę kwalifikacyjną do jednej z najlepszych kancelarii w Nowym Jorku. Jego błyskotliwość i fotograficzna pamięć wywierają duże wrażenie na Harvey’m Specterze, prawdziwym asie wśród prawników. Specter, nie bacząc na to, że Ross nie ma prawniczego wykształcenia, zatrudnia go w Pearson Hardman jako swojego współpracownika. Obaj panowie mogą wiele stracić, jeśli prawda wyjdzie na jaw.

Po krótkim wprowadzeniu, przyszła pora, by napisać, dlaczego warto oglądać „Suits”:

środa, 27 czerwca 2012

„W cieniu pałacu zimowego” John Boyne, czyli historia ostatnich Romanowów


            Od lat pozostaję zafascynowana historią ostatnich Romanowów. Zaczęło się dobrych parę lat temu, gdy obejrzałam film dokumentalny, rekonstruujący ich ostatnie dni. W gwoli przypomnienia: car Mikołaj II, jego żona Aleksandra Fiodorowna oraz piątka dzieci: wielkie księżniczki Olga, Tatiana, Maria i Anastazja oraz carewicz Aleksy zostali rozstrzelani w 1917 roku przez bolszewików, ich zwłoki zostały rozebrane, oblane kwasem, poćwiartowane i wrzucone do nieczynnych szybów. Ciała odnaleziono dopiero wiele lat później, a oficjalny pogrzeb odbył się 16 lipca 1998 roku w Petersburgu. Ciekawą postacią był także znajdujący się w ścisłym otoczeniu carycy Grigorij Rasputin, który miał niemały wpływ na rodzinkę Romanowów. Więcej o życiu kontrowersyjnego mnicha można się dowiedzieć z książki „Rasputin” Jacka Wilamowskiego

Powieść Johna Boyne’a, autora bestsellera „Chłopiec w pasiastej piżamie”, przedstawia ostatnie lata panowania Romanowów z perspektywy nastoletniego chłopca, który niespodziewanie został ochroniarzem carewicza Aleksego. Bohatera poznajemy jako rosyjskiego emigranta, mieszkającego w Londynie z ukochaną Zoją. Georgij przywołuje wspomnienia z przełomowych okresów swojego życia. Opowiada czytelnikowi o swojej pierwszej miłości, zafascynowaniu Petersburgiem i rodziną carską, a także o życiu po emigracji z żoną Zoją. Boyne jedynie dotyka tematu abdykacji cara i rewolucji, swoją uwagę skupiając na wydarzeniach prywatnych. 

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Wygraj książkę, czyli moja pierwsza rozdawajka


W związku z tym, że przegapiłam półrocznicę bloga i że licznik odwiedzin nieuchronnie zbliża się do 10.000 tysięcy wyświetleń, postanowiłam zorganizować moją pierwszą rozdawajkę. Do wygrania książka, o której giffin tak zachęcająco napisała, że postanowiłam kupić dwa jej egzemplarze: jeden dla siebie, a jeden dla szczęśliwca, którego nick wyciągnę w losowaniu.

OPIS WYDAWCY:

Chwała mojego ojca i Zamek mojej matki” to dwie pierwsze części cyklu Wspomnienia dzieciństwa, w którym Marcel Pagnol powraca do rodzinnej Prowansji, krainy śpiewających cykad i słodkiego zapachu lawendy. Z czułą ironią kreśli niezapomniane portrety członków swojej rodziny: ojca Józefa, gorliwego wyznawcy Postępu, matki Augustyny, jowialnego wuja Juliusza i ukochanego brata Pawełka. Później staną się oni barwnymi pierwowzorami jego literackich i filmowych postaci....

Wkraczając wraz z autorem w magiczną krainę dzieciństwa, śledzimy przygody małego bohatera: pierwsze wakacje na wzgórzach, pierwsza przyjaźń, pierwsze polowanie, rodzinne sprzeczki i tajemnice...  Mały Marcel razem z ojcem i wujem tropi kuropatwy skalne, buduje pułapki ze swoim przyjacielem Lili i planuje wielką ucieczkę, która ma uwolnić go od zbliżającej się wielkimi krokami szkoły. Przeżywa też mrożące krew w żyłach spotkanie z puchaczem i staje oko w oko z groźnym strażnikiem zamku. Jednak również zwykła codzienność niesie ze sobą rozmaite zagrożenia i wyzwania: Marcel cierpi katusze, zmagając się z nauką ortografii oraz higienicznymi i zdrowotnymi zaleceniami swojej mamy.

Powieści Marcela Pagnola to we Francji klasyka humorystyki, a ironiczne, ale jednocześnie ciepłe i nacechowane zrozumieniem podejście do życiowych dramatów i perypetii zapewnia jego dziełom niesłabnącą popularność.

Co trzeba zrobić, by wygrać?

sobota, 23 czerwca 2012

Ostatnia miłość na Ziemi/Perfect sense


            Wyobraźcie sobie, jakbyście się czuli, gdybyście nagli nie czuli zapachu świeżo skoszonej trawy, smaku ulubionej potrawy. Życie nie smakowałoby tak dobrze, prawda? A co, gdybyście nagle przestali słyszeć i widzieć, i musieli żyć w społeczeństwie, w którym nikt nie słyszy i nie widzi.

„Ostatnia miłość na Ziemi” to kolejny film apokaliptyczny, produkcji blisko zarówno do „Contagion – Epidemii strachu”, jak i do „Melancholii”. W obrazie Davida Mackenziego wirus rozprzestrzenia się równie nagle i szybko jak w „Epidemii strachu”. Pewnego dnia ludzie stracili zmysł węchu. Podczas gdy naukowcy pracowali nad antidotum, przyszła kolejna tragedia: utrata smaku. Większość filmu jest bardzo przygnębiająca i depresyjna, a zdjęcia są ponure, utrzymane w stylistyce katastroficznej. Po nie więcej niż 20 minutach seansu widza ogarnia „melancholia”, by nie opuścić go już do samego końca. Jedynym promykiem nadziei jest rodząca się miłość pomiędzy Michaelem i Susan. Bohaterowie pewnie nie mogli się poznać w gorszym czasie, co nie oznacza jednak, że nie potrafią się odnaleźć w postapokaliptycznym świecie. Nie wiemy, czy jest to ostatnia miłość na Ziemi, ale wiemy, że jest prawdziwa i kojąca. Nikt przecież nie chce umierać w samotności.

czwartek, 21 czerwca 2012

„Portret Doriana Graya” Oscar Wilde - „Młodość! Nie ma nic, co by się z nią mogło równać”


            „Portret Doriana Graya” to książka, którą chciałam przeczytać od zawsze. Słyszałam o niej dużo dobrego, oglądałam świetny film na jej podstawie, no i to klasyka. Oscar Wilde napisał powieść wielowymiarową, w której wszechobecna jest sztuka, piękno i młodość.

Doriana poznajemy początkowo z rozmowy dwóch przyjaciół: Lorda Henryka Wottona i malarza Bazylego Hallwarda. Bazyli, zafascynowany urodą młodzieńca, maluje jego portret, który ma być dziełem jego życia. Z taką pasją opowiada o Dorianie, że Henryk pragnie go natychmiast poznać. W chwilę później w rezydencji zjawia się Mr Gray – ideał piękna, prawdziwy „książę z bajki”. Niewinny i dobry chłopak po krótkiej rozmowie z lordem Wottonem, postanawia wcielić w życie jego poglądy. Od tej chwili Dorian stanie się hedonistą, podążającym za rozkoszą i wyznającym kult piękna i młodości. Zepsuta dusza chłopaka znajdzie odzwierciedlenie w portrecie, który będzie się zmieniał wraz z Dorianem.

„Każdy portret malowany z przejęciem jest portretem artysty, nie zaś modela. Model jest tylko pobudką, okazją. Nie jego, ale raczej siebie samego malarz ujawnia na płótnie”.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

„Zbyt wiele szczęścia” Alice Munro - zbyt wiele nudy


"Każdy ma w życiu zaledwie kilka takich miejsc, a może tylko jedno - to, gdzie coś się naprawdę zdarzyło. Wszystkie inne schodzą na plan dalszy”.

Alice Munro uznawana jest za mistrzynię krótkich form prozatorskich. W 2009 roku przyznano jej Nagrodę Bookera, a jury swoją decyzję uzasadniło następującymi słowami: "Alice Munro potrafi zawrzeć w każdym ze swoich opowiadań taką głębię, mądrość i precyzję, jaką wielu pisarzy osiąga w powieściach w ciągu całego życia". Przed napisaniem tej krótkiej recenzji przeczytałam kilka opinii innych bloggerów, wszystkie na jakie trafiłam były bardzo pochlebne. Do mnie niestety historie ze zbioru „Zbyt wiele szczęścia” nie przemówiły.

            Książka składa się z 10 opowiadań, które traktują głównie o kobietach w różnych momentach życia. Jest więc opowieść o matce, która straciła dzieci, o żonie, która straciła męża, o dziewczynie, która trafiła na seksualnego dewianta. Wszystkie historie są nam mniej lub bardziej znane, słyszeliśmy przecież o mężczyznach, znęcających się nad rodzinami, każdy z nas zetknął się ze śmiercią czy miłością. To prawda, że czytając ma się wrażenie, że wkracza się w intymny świat bohaterów, a opowiadania są przesycone codziennością. Dla mnie jednak nic z nich nie wynika. Czytając kolejne opowieści byłam coraz bardziej znudzona, by po 6 nieudanych próbach polubienia twórczości pani Munro, porzucić ją i zastąpić czymś ciekawszym. Przez cały czas miałam wrażenie, że książka została napisana trochę na siłę i pierwszy raz jestem tak rozczarowana laureatem Nagrody Bookera.

niedziela, 17 czerwca 2012

Miasteczko Pleasantville/Pleasantville


            Kto z nas nie chciałby przenieść się na chwilę do ulubionego serialu, filmu bądź książki? Jak wspaniale byłoby móc spędzić czas z naszymi ulubionymi bohaterami! A co, gdyby to było możliwe? Wyobraźcie sobie pilota, który posiada magiczny przycisk, po którego naciśnięciu zostaniecie przeniesieni do świata z ekranu. A tam czeka to, co tak dobrze znacie, ale jest jednak inne niż się spodziewaliście...

David i Jennifer są rodzeństwem, które nie potrafi się ze sobą dogadać. Podczas, gdy ona jest typem imprezowiczki, on najchętniej spędza czas, oglądając swój ulubiony serial z lat.50 – „Miasteczko Pleasantville”. Świat w telewizji wydaje się Davidowi idealny: ludzie są dla siebie mili, zawsze się uśmiechają i nie mają żadnych problemów. Serial staje się dla chłopaka odskocznią od rzeczywistości. Tymczasem podczas kolejnej kłótni, rodzeństwo niszczy pilota do telewizora i wskutek dziwnego biegu wydarzeń przenosi się do „Miasteczka Pleasantville”. Proste i szczęśliwe życie mieszkańców zostanie na zawsze odmienione w chwili, gdy zbuntowana Jennifer odmówi prowadzenia życia w myśl panujących w serialu zasad.

czwartek, 14 czerwca 2012

„Niewiedza” Milan Kundera, czyli pozostaję niezmiennie zachwycona


„Wspominając teraz wszystkie te pożegnania (fałszywe pożegnania, pożegnania udawane), powiedziała sobie: ten, kto miał nieudane pożegnania, nie może oczekiwać wiele od ponownych spotkań”.

            Milan Kundera to, obok Gabriela Garcii Marqueza, mój ulubiony pisarz. Sięgając po trzecią jego książkę, wiedziałam, że będzie to niezapomniane przeżycie. „Niewiedza”, choć krótka (raptem 112 stron w wydaniu polskim), dostarcza takiej dawki mądrości i przemyśleń autora, że po lekturze trudno się otrząsnąć.

Emigracja to temat równie dobrze znany Polakom, co Czechom. Oba narody, dotknięte komunizmem, musiały sobie radzić w nowej rzeczywistości. Kto nie potrafił się pogodzić z „chorobą”, trawiącą ojczyznę, wybierał życie za granicą. „Niewiedza” opowiada o dwójce czeskich emigrantów, którzy poza granicami kraju znaleźli dom i pozorne szczęście. Pozorne, bo po pewnym czasie, choć przestali czuć się Czechami, nie potrafili pokochać nowej ojczyzny. I tak, po upadku komunizmu, gdy trafia się szansa powrotu do kraju, bohaterowie korzystają z niej, choć niechętnie i nieufnie. Boją się tego, co zastaną, zetknięcia z krajem, który kiedyś kochali, a który teraz stał im się tak obcy. Asymilacji nie ułatwiają Irenie też dawni przyjaciele, którzy nie interesują się jej życiem emigrantki, nijako „amputując” 20 lat jej życia. Ze zrozumieniem nie spotyka się także Josef, niepotrafiący znaleźć wspólnego języka z rodziną.

środa, 13 czerwca 2012

Obyczajówka na śniadanie: „Bracia i siostry”, „Life Unexpected”, „Revenge”


            Śniadanie, obiad, kolacja - trzy posiłki, które spożywam oglądając seriale. Przy czym o każdej porze dnia mam ochotę na coś innego. Tak jakoś jest, że rano lepiej ogląda mi się lekkie obyczajówki, popołudniu ambitniejsze produkcje, a wieczorem kryminały. Jak głosi tytuł posta, dziś będzie krótko o serialowym śniadaniu.

          
             „Braci i sióstr” chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Serial pojawił się na antenie ABC w 2006 roku, szybko zdobywając popularność i wiernych fanów. I nie ma się, co dziwić. Historia rodziny Walkerów wciąga od pierwszych minut, widz włącza odcinek za odcinkiem i nie może się nadziwić, że tak dobrze się to ogląda. Na sukces „Braci i sióstr” składa się nie tylko rewelacyjna fabuła i świetne dialogi, ale też dobrze dobrana obsada, w której zobaczyć można m.in. zdobywczynię dwóch Oscarów Sally Field oraz laureatki Złotych Globów Calistę Flockhart, bardziej znaną jaką Ally McBeal, i Rachel Griffiths. Bohaterowie serialu są tak sympatyczni i autentyczni, że nie sposób ich nie polubić. Płeć piękna ma także na kim zawiesić oko: Dave Annable, wcielający się w postać Justina to niezłe ciacho, choć nie jest tak przystojny, jak Gilles Marini, odtwórca roli Luca Laurenta.

            Gdy nastąpił ostatni odcinek „Braci i sióstr”, zaczęłam rozglądać się za nową obyczajówką. Szukałam długo, aż w końcu trafiłam na:

piątek, 8 czerwca 2012

100 książek wg BBC: „Rebeka” Daphne du Maurier


 „Rebeka, zawsze Rebeka! Dokądkolwiek bym poszła, gdziekolwiek bym usiadła, nawet w moich myślach i w moich snach, spotykałam Rebekę. Znałam teraz jej figurę, długie, smukłe nogi, małe, wąskie stopy. Ramiona szersze od moich, zwinne, zgrabne ręce (...). Znałam zapach jej perfum, domyślałam się, jak brzmiał jej śmiech, jaki miała uśmiech. Rozpoznałabym jej głos wśród tysiąca innych głosów. Rebeka, zawsze Rebeka! Nigdy się od niej nie uwolnię”.

„Rebeka” to kolejna pozycja przeczytana przeze mnie w ramach listy 100 książek wg BBC. Nastawiona na znakomitą opowieść, nie zawiodłam się. „Rebekę”, wydaną w 1938 roku, czyta się szybko, niepostrzeżenie dochodząc do końca. Książka została sfilmowana po raz pierwszy w 1940 roku przez Alfreda Hitchcocka, film nagrodzono Oscarem. Co ciekawe, także słynne „Ptaki” powstały na podstawie jednego z opowiadań Daphne de Maurier. Jej książki cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem do dziś.

            Historię tytułowej Rebeki poznajemy z perspektywy młodej i naiwnej dziewczyny, która zostaje drugą żoną bogatego Maxima de Winter, dziedzica Manderley. Narratorka jest nie tyle naiwna, co przeraźliwie nieśmiała. Do chwili poznania pana de Wintera w Monte Carlo pracowała jako dama do towarzystwa u gburowatej pani van Hooper. Początkowo opowieść przypomina więc bajkę o Kopciuszku: biedna dziewczyna, której imienia nawet nie znamy, wychodzi za mąż za miliardera, a jej życie zmienia się diametralnie. Szczęście małżonków nie trwa jednak zbyt długi i kończy się z chwilą przybycia do Manderley, słynnej na całą Anglię posiadłości. Nowa, nieobyta i niedoświadczona, pani de Winter ewidentnie nie radzi sobie z prowadzeniem domu. Sytuację pogarsza fakt, że w całym domu nadal odczuwa się obecność Rebeki, zmarłej tragicznie pierwszej żony Maxima. Nie mogąc wytrzymać nieustannych porównań z piękną i przebojową Rebeką, bohaterka zaczyna wpadać w paranoję. Dręczona przez demoniczną panią Danvers, stopniowo dochodzi do tego, co naprawdę wydarzyło się przed rokiem w Manderley...

wtorek, 5 czerwca 2012

„Posłaniec” Markus Zusak - o poprawianiu świata


„Nazywam się Ed Kennedy. Mam dziewiętnaście lat. Jestem młodocianym taksówkarzem. Przypominam wielu młodych ludzi, których spotykacie na przedmieściach – nie mamy zbyt wielkich perspektyw, ani możliwości. Poza tym czytam stanowczo za dużo książek i zdecydowanie nie radzę sobie z seksem oraz płaceniem podatków. Miło mi państwa poznać”.

Po bardzo dobrej „Złodziejce książek” autorstwa Australijczyka Markusa Zusaka, przyszła pora na „Posłańca” – powieść, która wciąga od pierwszych stron i skłania czytelnika do refleksji nad własnym życiem. Osobiście uważam, że jest to książka nie tylko lepsza, ale też bardziej przekonująca niż „Złodziejka”.

Eda Kennedy’ego poznajemy w momencie napadu na bank. Ed leży na ziemi i kłóci się ze swoim przyjacielem Marvem, co bardzo rozzłaszcza napastnika. Gdy wydaje się, że bandyta ucieknie z pieniędzmi, Ed, niespodziewanie, nawet dla siebie samego, udaremnia rabunek. Wkrótce po tych zdarzeniach otrzymuje pierwszą kartę – asa karo. Ed nie wie od kogo i dlaczego otrzymał kartę, zdezorientowany udaje się pod trzy, widniejące na niej adresy. Stopniowo dochodzi do wniosku, że został wybrany, by zostać Posłańcem i dostarczać wiadomości. Nie wie tylko jakie. Od tej chwili chłopak będzie niósł pomoc ludziom, którzy swoje cierpienie znoszą w milczeniu i nie skarżą się, a przy okazji odmieni swoje życie i pokona największe słabości. Stanie się szczęśliwy i...potrzebny.

niedziela, 3 czerwca 2012

Kobieta w czerni/The Woman in Black


Recenzję zacznę od informacji, że na blogu giffin można wygrać książkę Agnieszki Stelmaszyk "Klątwa złotego smoka". Konkurs trwa do 15 czerwca, więc macie jeszcze prawie 2 tygodnie, by się zgłosić! A teraz już właściwa część posta:

Daniel Radcliffe, który 23 lipca skończy 23 lata, wcielił się w postać młodego notariusza w filmie Jamesa Watkinsa – „Kobieta w czerni”. Aktor, znany powszechnie jako Harry Potter, otrzymał rolę, która wymagała dojrzałości. Jak tu bowiem, będąc głównie znanym z biegania z różdżką w dłoni, przekonać publiczność, że jest się gotowym na poważniejsze projekty niż „Harry Potter”? Radcliffe pokazuje jednak, że jest dobry,w tym, co robi i że ma szansę zostać gwiazdą więcej niż jednej roli.

            Pomimo młodego wieku Arthur Kipps jest już wdowcem, który samotnie wychowuje syna. Naciskany przez pracodawców, opuszcza Londyn, by udać się do małego miasteczka w celu uporządkowania spraw spadkowych zmarłej klientki. Na miejscu bohater spotyka się z podejrzliwością mieszkańców, którzy ewidentnie chcą, by jak najszybciej wyjechał. Wbrew ich woli notariusz udaje się do domu na Węgorzowych Moczarach, gdzie przez okno dostrzega kobietę w czerni. Wkrótce umiera dziecko, a mieszkańcy miasteczka obwiniają Arthura za jego śmierć. Nie rozumiejąc, co się dzieje, bohater wraca do mrocznej posiadłości, by poznać prawdę.

            James Watkins zabiera nas do mglistego, ponurego, angielskiego miasteczka, gdzie wciąż żywa jest legenda tajemniczej kobiety w czerni. W filmie nie ma wielu strasznych scen, a na ekranie przez większość czasu panuje cisza. Pomimo tego „Kobieta w czerni” potrafi skutecznie przestraszyć, a widz wciągnięty jest w historię już od pierwszych minut. Nie potrzeba morza krwi, by stworzyć mroczną i intrygującą opowieść - wystarczy byle szmer, dobrze dobrana muzyka i gra światłem. 

sobota, 2 czerwca 2012

Utalentowany pan Ripley/The Talented Mr Ripley


Przez cały seans tego filmu miałam otwartą buzię i ogromne oczy. Naprawdę jestem pod wrażeniem i to wszystkiego: gry aktorskiej, zdjęć, oprawy muzycznej i przede wszystkim genialnej fabuły! Wydaje mi się, że nazywanie jej takową, nie będzie przesadzone. „Utalentowany pan Ripley” to pełna napięcia historia człowieka, który ma pewien niezwykły talent: potrafi stać się kimś innym. I jest w tym naprawdę dobry.

Opowieść zaczyna się, gdy pan Herbert Greenleaf oferuje Tomowi Ripley’owi pieniądze w zamian za sprowadzenie do Ameryki jego, przebywającego we Włoszech, syna – Dicka. O wcześniejszym życiu Toma nie wiemy wiele, ale wiemy, że potrafi doskonale kłamać. W momencie dotarcia do słonecznej Italii, poznania młodego Greenleafa i zasmakowaniu w jego stylu życia, Ripley nie cofnie się przed niczym, by nadal móc prowadzić beztroski i wygodny żywot, tak jak Dickie.