czwartek, 19 lipca 2012

„Moje rzymskie wakacje” Kristin Harmel - literacki powrót do Rzymu


            Pozostając wciąż zauroczona i zakochana w stolicy Włoch, chciałam raz jeszcze przeżyć „rzymskie wakacje”. Dlatego też po powrocie zdecydowałam się przeczytać książkę, której akcja dzieje się w Rzymie. Mój wybór padł na powieść Kristin Harmel, zatytułowaną „Moje rzymskie wakacje”.

Tytuł utworu (przynajmniej w polskim tłumaczeniu) nawiązuje do słynnego filmu z Audrey Hepburn i Gregorym Peckiem, opowiadającym o księżniczce Annie, która znudzona dworskim życiem, uciekła od obowiązków, by spędzić magiczny dzień w Rzymie. Zdarzenia z filmu powracają w książce Harmel, której bohaterka, 34-letnia Cat, przyjeżdża do stolicy Włoch, by odmienić swoje życie. Niespodziewanie na jej drodze staje przystojny nieznajomy, który zabiera ją w podróż po Wiecznym Mieście śladami księżniczki Anny.

Dodam jeszcze, że ta recenzja nie będzie w pełni obiektywna i nie ma prawa taka być – zafascynowana Rzymem chciałam za wszelką cenę znaleźć się w nim jeszcze raz, przymknęłam więc oko na ewidentne niedociągnięcia powieści Harmel, by niczym zakochana nastolatka przeżyć przygodę na miarę księżniczki Anny. Teraz, gdy już wyjaśniłam Wam, Drodzy Czytelnicy, te istotne kwestie, pozostaję mi napisać za co polubiłam „Moje rzymskie wakacje”.

            Przede wszystkim książka zabiera czytelnika w spacer po Wiecznym Mieście. Czytając czułam się jakbym znowu wędrowała wąskimi włoskimi uliczkami, piła cappuccino w urokliwej kafejce czy jadła pyszne lody. Autorka zastanawia się jak to jest możliwe, że pizza nigdzie na świecie nie smakuje tak jak w słonecznej Italii. W końcu Amerykanie czy Polacy mają te same przepisy i wiernie je odtwarzają, ale mówi się „nie znasz pizzy, jeśli nie jadłeś jej we Włoszech”. Jak zapewne pamiętacie mi prawdziwa włoska pizza nie przypadła do gustu, więc pozostawię te kwestię bez komentarza.

            Dzięki „Moim rzymskim wakacjom” można też dowiedzieć się sporo o zwyczajach rzymian, ich codzienności i przeżyć najprawdziwszy włoski podryw. Wraz z Cat czytelnik podgląda mieszkańców i dowiaduje się trochę więcej o włoskiej żywiołowości. Jak pisze autorka w zakończeniu, niektóre sytuacje opisane w książce, zaczerpnęła z własnych doświadczeń. 

            Powieść czyta się lekko i szybko, jest to idealna lektura na plażę lub leniwe słoneczne popołudnie w hamaku. Nie jest to typowe romansidło. Cat, co prawda, spotyka na swojej drodze trzech przystojnych Włochów, lecz przede wszystkim koncentruje się na sobie i własnych potrzebach. Jest nudną księgową i ma poczucie, że życie ucieka jej przez palce, ale dzięki 4 tygodniom w Rzymie podąży za głosem serca i wreszcie odnajdzie spełnienie. Jedyne, co mnie strasznie irytowało i co przewija się przez całą książkę to sformułowanie „powiedziała miękko”. Słowa te pojawiają się, mniej więcej, co trzecią stronę i po pewnym czasie tak mnie denerwowały, że przestałam czytać uważnie dialogi. Ostatecznie nie one w końcu były najważniejsze. Ta książka posiada magię dzięki pięknym opisom miasta, smakowi włoskich potraw i zapachowi cappuccino. Historia Cat zeszła trochę na drugi plan, przynajmniej dla mnie.

Ocena: 8/10.

4 komentarze:

  1. Ostatnio widziałam wydanie kieszonkowe i zastanawiałam się, czy zabrać je ze sobą. Chyba wrócę i kupię, bo zapowiada się naprawdę ciekawie. Taka wakacyjna lektura. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspomniałaś o filmie "Moje rzymskie wakacje" - kocham :) Od niego zaczęłam przygodę z Audrey Hepburn (nawet słynne "Śniadanie u Tiffany'ego" było później). Co do książki, czytałam już bardzo różne opinie o niej - od zachwalających po zniechęcające i wciąż nie wiem, czy ją przeczytam, ale jeśli już, to z pewnością w leniwy wakacyjny dzień ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widziałam w zapowiedziach i od razu wiedziałam,że ta ksiażka będzie dla mnie. Twoja recenzja tylko to potwierdza.

    OdpowiedzUsuń