Pozostając
wciąż zauroczona i zakochana w stolicy Włoch, chciałam raz jeszcze przeżyć
„rzymskie wakacje”. Dlatego też po powrocie zdecydowałam się przeczytać
książkę, której akcja dzieje się w Rzymie. Mój wybór padł na powieść Kristin
Harmel, zatytułowaną „Moje rzymskie wakacje”.
Tytuł
utworu (przynajmniej w polskim tłumaczeniu) nawiązuje do słynnego filmu z
Audrey Hepburn i Gregorym Peckiem, opowiadającym o księżniczce Annie, która
znudzona dworskim życiem, uciekła od obowiązków, by spędzić magiczny dzień w
Rzymie. Zdarzenia z filmu powracają w książce Harmel, której bohaterka,
34-letnia Cat, przyjeżdża do stolicy Włoch, by odmienić swoje życie.
Niespodziewanie na jej drodze staje przystojny nieznajomy, który zabiera ją w
podróż po Wiecznym Mieście śladami księżniczki Anny.
Dodam
jeszcze, że ta recenzja nie będzie w pełni obiektywna i nie ma prawa taka być –
zafascynowana Rzymem chciałam za wszelką cenę znaleźć się w nim jeszcze raz,
przymknęłam więc oko na ewidentne niedociągnięcia powieści Harmel, by niczym
zakochana nastolatka przeżyć przygodę na miarę księżniczki Anny. Teraz, gdy już
wyjaśniłam Wam, Drodzy Czytelnicy, te istotne kwestie, pozostaję mi napisać za
co polubiłam „Moje rzymskie wakacje”.
Przede
wszystkim książka zabiera czytelnika w spacer po Wiecznym Mieście. Czytając
czułam się jakbym znowu wędrowała wąskimi włoskimi uliczkami, piła cappuccino w
urokliwej kafejce czy jadła pyszne lody. Autorka zastanawia się jak to jest
możliwe, że pizza nigdzie na świecie nie smakuje tak jak w słonecznej Italii. W
końcu Amerykanie czy Polacy mają te same przepisy i wiernie je odtwarzają, ale mówi się „nie znasz pizzy, jeśli nie jadłeś jej we Włoszech”. Jak zapewne pamiętacie mi prawdziwa włoska pizza nie przypadła do gustu, więc pozostawię te kwestię bez komentarza.
Dzięki
„Moim rzymskim wakacjom” można też dowiedzieć się sporo o zwyczajach rzymian,
ich codzienności i przeżyć najprawdziwszy włoski podryw. Wraz z Cat czytelnik
podgląda mieszkańców i dowiaduje się trochę więcej o włoskiej żywiołowości. Jak
pisze autorka w zakończeniu, niektóre sytuacje opisane w książce, zaczerpnęła z
własnych doświadczeń.
Powieść
czyta się lekko i szybko, jest to idealna lektura na plażę lub leniwe słoneczne
popołudnie w hamaku. Nie jest to typowe romansidło. Cat, co prawda, spotyka na
swojej drodze trzech przystojnych Włochów, lecz przede wszystkim koncentruje
się na sobie i własnych potrzebach. Jest nudną księgową i ma poczucie, że życie
ucieka jej przez palce, ale dzięki 4 tygodniom w Rzymie podąży za głosem serca
i wreszcie odnajdzie spełnienie. Jedyne, co mnie strasznie irytowało i co
przewija się przez całą książkę to sformułowanie „powiedziała miękko”. Słowa te pojawiają się, mniej
więcej, co trzecią stronę i po pewnym czasie tak mnie denerwowały, że przestałam
czytać uważnie dialogi. Ostatecznie nie one w końcu były najważniejsze. Ta
książka posiada magię dzięki pięknym opisom miasta, smakowi włoskich potraw i
zapachowi cappuccino. Historia Cat zeszła trochę na drugi plan, przynajmniej
dla mnie.
Ocena: 8/10.
o, coś dla mnie z tego co czytam ^^
OdpowiedzUsuńOstatnio widziałam wydanie kieszonkowe i zastanawiałam się, czy zabrać je ze sobą. Chyba wrócę i kupię, bo zapowiada się naprawdę ciekawie. Taka wakacyjna lektura. ;)
OdpowiedzUsuńWspomniałaś o filmie "Moje rzymskie wakacje" - kocham :) Od niego zaczęłam przygodę z Audrey Hepburn (nawet słynne "Śniadanie u Tiffany'ego" było później). Co do książki, czytałam już bardzo różne opinie o niej - od zachwalających po zniechęcające i wciąż nie wiem, czy ją przeczytam, ale jeśli już, to z pewnością w leniwy wakacyjny dzień ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam w zapowiedziach i od razu wiedziałam,że ta ksiażka będzie dla mnie. Twoja recenzja tylko to potwierdza.
OdpowiedzUsuń