Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura polska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 5 maja 2014

Podróż sentymentalna: „Tego lata w Zawrociu” Hanna Kowalewska



Za oknem deszcz, a ja pod kocem z kubkiem herbaty w ręku, i książką, która przeniosła mnie do niezwykle ciepłego miejsca. I bynajmniej nie mam na myśli plaży w jakimś ciepłym kraju, ale Zawrocie, posiadłość położoną gdzieś nieopodal stawu i lasu, której właścicielka wieczorami siada na werandzie i zasłuchuje się w świerszcze i cykady. Brzmi ciepło, prawda? I takie właśnie jest, nawet pomimo przewrotnej intrygi babki Aleksandry i niechęci mieszkańców miasteczka, która spotyka Matyldę na każdym kroku.

A zaczęło się tak...

Matylda odziedziczyła dom, a wraz z nim nie tylko masę wspomnień i pamiątek, ale też nienawiść i zawiść nieobdarowanych członków rodziny. Dlaczego ona, której babka nigdy nie poznała, a nie ukochany wnuk – Paweł? Na to pytanie nasza bohaterka będzie musiała sama sobie odpowiedzieć, szperając w zakamarkach starego domiszcza, które kryje niejeden sekret. 

środa, 30 kwietnia 2014

Kulturalne migawki #4



Książka:

„Czerwony rower” Antonina Kozłowska: historia czterech nastolatek, które los połączył i na zawsze naznaczył. Beata - szkolna gwiazda, Karolina - córka ubeka, Gośka – poczciwa córka badylarza i ta czwarta – Aneta – wyjątkowo nieurodziwa, szara myszka – wszystkie dziewczyny spotykamy w jakże trudnym okresie, jakim jest dorastanie, tym trudniejszym, jeśli ma miejsce w czasach PRLu. Spotkanie po latach przywraca niechciane wspomnienia, a straszny sekret, łączący przyjaciółki nie daje o sobie zapomnieć. 

Już od pierwszych stron można wyczuć gęstą, duszną atmosferę, która wręcz osacza. Po przeczytaniu kilku zdań już wiedziałam, że zdarzy się coś strasznego, coś, co naznaczy te dziewczyny na całe życie i przez, co nigdy nie pozbędą się poczucia winy. Mocną stroną powieści są doskonałe portrety psychologiczne bohaterek, a także to, że autorka nie ocenia ich zachowania. Relacjonuje to, co się wydarzyło, nie zapominając jednak o bagażu doświadczeń każdej z dziewcząt, środowisku, z jakiego pochodzą i warunków, w jakich się wychowywały. Dzięki temu mamy pełnokrwiste postaci, od których świata i problemów nie sposób się oderwać. „Czerwony rower” czytałam z zapartym tchem. Bałam się przewracać kolejną stronę, a jednocześnie byłam ogromnie ciekawa przed jakimi wyborami Kozłowska postawi jeszcze swoje bohaterki. Smaczku dodaje fakt, że akcja książki dzieje się w czasach komunistycznych, dzięki czemu można na chwilę przenieść się w świat cukru na kartki, dżinsów z bazaru i niepowtarzalnej atmosfery. Ocena: 8,5/10.

środa, 25 grudnia 2013

Czytam Jeżycjadę: „Kwiat kalafiora”, „Ida sierpniowa"




„Całe dobro - pomyślała - jakie nas otacza, to właśnie suma pojedynczych odpowiedzi na radosne sygnały dobrych ludzi. Ale te sygnały wysyła każdy z nas. Dobre sygnały. I złe. A im więcej wysyłamy tych dobrych, tym większe szansę, że ludzie odpowiedzą nam tym samym”.

Przed rozpoczęciem czytania Jeżycjady dużo słyszałam, jakie to świetne są książki, w których występuje rodzina Borejków. Naturalne jest więc, że nie mogłam doczekać się lektury „Kwiatu kalafiora” i „Idy sierpniowej", czy pierwszych części, w której owa zakręcona familia występuje. Fanfarów jednak nie było. Owszem, śmiałam się w głos, dziwiłam z absurdów PRLu i czytałam z szczerą ciekawością. Nie było jednak uczucia ekscytacji. Nie bawiłam się też równie dobrze jak w przypadku dwóch poprzednich części. Poza tym żadna z Borejkówien nie umywa się do rezolutnej Anielki Kowalik.

Akcja „Kwiatu kalafiora" obejmuje 1 miesiąc i rozpoczyna się w Sylwestra roku 1977. Nowy Rok dla Borejków nie rozpoczyna się zbyt dobrze: mama Mila trafia na kilka tygodni do szpitala, a trzema młodszymi siostrami i nieporadnym ojcem musi zając się dorastająca Gabrysia. Dziewczynie jest ciężko, bo nie dość, że nie potrafi zbytnio gotować, to jeszcze, jak na złość, siostrzyczki zapadają jednocześnie na ospę wietrzną, a tata Borejko, choć jest obeznany w literaturze i zna mnóstwo łacińskich cytatów, ma dwie lewe ręce do roboty. Sytuacji nie ułatwia też pani Szczepańska, która bacznie obserwuje każdy ruch sąsiadów, co zresztą prowadzi do przekomicznych sytuacji. Z kolei główną bohaterką czwartej części Jeżycjady jest młodsza siostra Gabryni, Ida. Dziewczyna ucieka z rodzinnych wakacji pod namiotem i zatrudnia się jako dama do towarzystwa u pewnego staruszka. Zanim pozostali członkowie familii Borejków wrócą do domu, Ida narobi trochę zamieszania i uratuje życie młodzieńcu cudnej urody.

poniedziałek, 25 listopada 2013

„Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich” Małgorzata Gutowska-Adamczyk, czyli podróż niezwykła



Pani Małgorzata Gutowska-Adamczyk skradła moje serce „Cukiernią pod Amorem”. Pewnie było więc, że sięgnę po kolejną jej książką, zwłaszcza, że opowiada o postaci, która epizodycznie pojawiła się w „Zajezierskich” i wywarła ogromne wrażenie na samym hrabim Tomaszu. Mowa oczywiście o słynnej malarce – Rose de Vallenrod, autorce m.in. magnetycznego portretu hrabiego, który obecnie wisi w holu pałacu w Zajerzycach.

„Podróż do miasta świateł” to hipnotyzująca opowieść o kobiecie, która miała odwagę podążać za swoimi marzeniami i nie bała się łamać sztywnych konwenansów, a także o mieście, ulotnym, magicznym i niezwykłym pod każdym względem – Paryżu w czasach Belle Epoque.

Akacja książki, podobnie jak w przypadku „Cukierni pod Amorem”, toczy się dwutorowo: w XIX wiecznym Paryżu i we współczesnej Polsce. Przyczynkiem do snucia opowieści staje się  kradzież obrazów Rose de Vallenrod z wielu muzeów na świecie. Przerażona sytuacją Iga Toroszyn z domu Hryć  prosi profesor historii – Ninę Hirsch o wyjaśnienie tajemnicy portretu hrabiego Tomasza Zajezierskiego. Tymczasem do XIX-wiecznego Paryża przybywa Krystyna Wolska z kilkuletnią córką Różą, której mąż, Kazimierz, został zesłany na Syberię. Kobieta szuka pomocy u wuja Izydora, któremu nieźle się wiedzie na emigracji. Jak to się stało, że mała niemota z odległej Polski została znaną malarką? I kto stoi za kradzieżą obrazów? 

czwartek, 17 października 2013

„Blondynka w Australii” Beata Pawlikowska, czyli marzenie życia



„Tak właśnie spełnia się marzenie małej dziewczynki, która w nabożnym zachwycie wpatrywała się w fotografie zamieszczone w srebrnej broszurze. Zobaczyłam siebie w małym pokoju na ósmym piętrze bloku w Koszalinie(…). Natychmiast przenosiłam się w wyobraźni do Australii, do świata Aborygenów, do czerwonej skały, do podróży, poznawania, emocji i przygód.”

Australia to moje podróżnicze marzenie życia. Po książkę Pawlikowskiej sięgnęłam więc podekscytowana. Najpierw przekartkowałam całość i obejrzałam przepiękne zdjęcia, a dopiero potem zaczęłam się zagłębiać w treść. Jakie było moje zdziwienie, gdy przeczytałam, że pani Beata też marzyła od zawsze o Australii! Momentami czułam się jakbym wraz z nią uczyła się tego miejsca i dziwiła, że łabędzie są czarne, drzewa zrzucają korę zamiast liści, a śliwka tak naprawdę jest czereśnią. 

Inny świat! Cudowny, egzotyczny, jedyny, jaki spędza mi sen z powiek…

W „Blondynce w Australii” można poczytać trochę o historii, problemach rządu z Aborygenami, a może raczej Aborygenów z cywilizacją, nietypowych świętach w Tasmanii, przywitaniu Nowego Roku w Sydney i podróży przez gorącą czerwoną ziemię, aż do jej serca – świętej skały Uluru. Oczywiście nie brakuje też, miejscami naprawdę dziwnego i wydumanego, filozofowania, wizji, przeczuć i wszystkiego tego, co czytelnicy zarzucają Pawlikowskiej.

wtorek, 17 września 2013

Czytam Jeżycjadę: „Kłamczucha”, część druga



Wraz z drugą częścią Jeżycjady udajemy się na chwilę do Łeby, gdzie poznajemy Anielę Kowalik, przeżywamy wraz z nią pierwszą miłość i udrękę rozstania, by ostatecznie przenieść się do Poznania, na Jeżyce, gdzie zawitamy w gości u chirurga Mamerta i jego wesołej gromadki. Będzie ciekawie, wesoło i miejscami dramatycznie! Bo czym byłoby życie nastolatki bez wyolbrzymiania problemów i przejmowania się byle czym?

Głównej bohaterki nie sposób nie lubić: jest rezolutna, wygadana, trochę zarozumiała, ma skłonności do dramatyzowania i popadania w przesadę. Przede wszystkim jednak Anielka jest kłamczuchą, przez co zresztą, co chwila wpada w jakieś tarapaty, a to nakłamie wujostwu, a to ojcu, a to wymyśli historię, jakiej nie powstydziliby się twórcy „Mody na sukces”…

niedziela, 18 sierpnia 2013

Czytam Jeżycjadę: „Szósta klepka”, część pierwsza



„Los puka do drzwi na różne sposoby. Niekiedy odbywa się to rozgłośnie,        w pełni dramatycznie - niekiedy zaś cicho i podstępnie.”

Nie czytałam Jeżycjady jako dziecko czy nastolatka i szczerze mówiąc nie byłam zbyt przekonana, czy dobrze brać się za ten cykl teraz, „na stare lata”… Mając jednak w pamięci poruszenie, jakie w blogosferze wywołała premiera „McDusi”, pomyślałam „a co mi tam” i zapytałam znajomą panią bibliotekarkę o „Szóstą klepkę”. Nie ukrywam, że przed lekturą byłam sceptycznie nastawiona, a później? Później było już tylko lepiej!

Wraz z Małgorzatą Musierowicz wybieramy się z wizytą na ulicę Słowackiego w Poznaniu, gdzie stoi dom z wieżyczką, a w nim mieszka m.in. rodzina Żaków. Na kilkudziesięciu metrach kwadratowych musi pomieścić się aż 7 osób: dziadek, rodzice, ciocia Wiesia, kuzynek Bobek i dwie siostry: Julka i Celestyna. Jak każda rodzina, tak i Żakowie mają swoje zwyczajne problemy: a to, że Bobek rozrabia, Julka nie pomaga w domu, a matka-artystka nie ma czasu gotować obiadów. 
W tym codziennym rozgardiaszu próbuje odnaleźć się 16-letnia Cesia, cierpiąca na kompleksy z powodu starszej i ładniejszej siostry. „Jestem gruba, brzydka, będę starą panną” – Cesia jest zwyczajną nastolatką, nieśmiało wkraczającą w świat miłości i do końca niewiedzącą jeszcze, kim jest i czego chce.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

„Gdzie diabeł nie może... Dziewczyńska podróż dookoła świata. Z Warszawy lądem na Bali. Część 1” Justyna Minc, Paulina Pilch



W sierpniu 2010 roku Justyna i Paulina wyruszyły pociągiem z Warszawy do Moskwy, rozpoczynając w ten sposób roczną podróż dookoła świata. Wrażeniami z odwiedzanych miejsc, opisami przeżyć, refleksjami dzieliły się na swoim blogu, który początkowo miał być tylko sposobem na komunikację z najbliższymi. Tymczasem blog nominowano do Travelera National Geographic, a czytelników przybyło na tyle, że w 2012 roku wydano książkę na jego podstawie.

„Gdzie diabeł nie może... Dziewczyńska podróż dookoła świata. Z Warszawy lądem na Bali” to pierwsza część zapisków dziewczyn, opisująca ich podróż przez Rosję, Mongolię, Kambodżę, Wietnam, Tajlandię, Indie, Laos, Malezję, Japonię, Chiny i Bali (jeśli coś pominęłam, proszę o wybaczenie). I tak od nieco nudnej drogi na trasie Warszawa-Moskwa, poprzez ekscytującą wyprawę koleją transsyberyjską, problemy z przekraczaniem chińskich granic i brudem w Indiach, dotarły aż na bajkowe Bali, gdzie zachwyciły się, ale bynajmniej nie tym, co oczywiste dla wczasowiczów z Tui.

piątek, 14 czerwca 2013

„Cukiernia pod Amorem. Hryciowie” Małgorzata Gutowska-Adamczyk, czyli pożegnanie z Gutowem



 „Tylko wielkie marzenia wyzwalają w nas siłę do wspaniałych czynów.”

Na ostatnią wizytę w gutowskiej Cukierni pod Amorem wybrałam się mocno zniecierpliwiona i zaniepokojona. Przestępując gościnny próg lokalu nie wiedziałam ani czego mogę się spodziewać, ani czego oczekuję. Czy słynne jagodzianki Waldemara Hrycia będą równie pyszne jak ostatnio? Czy Iga wróciła już do Warszawy, czy może złapię ją jeszcze w Gutowie? Zamyślona złożyłam zamówienie i usiadłam przy stoliku, a z torebki wyjęłam sagę rodzinną, w której przeplatają się losy Zajezierskich i Cieślaków. Powoli zaczęłam czytać, żyć życiem bohaterów i zastanawiać się, kim jest niedawno odkryta w Gutowie mumia. Czy odpowiedź na nurtujące pytania znajdę w książkach historycznych autorstwa profesor Gutowskiej-Adamczyk? Mijały godziny, a ja zaczytana i rozmarzona, nie zauważyłam, że kawiarnia przy cukierni całkowicie opustoszała. Wtedy wpadłam na szalony pomysł: a może, by tak udać się do Zajezierzyc, na własne oczy zobaczyć pałac i wiszący weń monumentalny portret hrabiego Tomasza? Idąc gutowską drogą, nie wiedziałam jeszcze, że w pałacu czeka na mnie niespodzianka… Tymczasem zauważyłam biegnącą gdzieś Igę. A więc jednak nie wyjechała – pomyślałam – kto wie co może się jeszcze zdarzyć…

niedziela, 19 maja 2013

„Blondynka na Bali” Beata Pawlikowska - tylko gdzie to Bali, pani Beato?



„Prawdziwa boskość nie znajduje się w świątyniach wzniesionych ludzką ręką, lecz w tym, co stanowi o istocie wiary, czyli miłości noszonej we własnej duszy.”

Na tę książkę w bibliotecznej kolejce musiałam czekać pół roku. Wiadomo – Bali jest ostatnio na topie, a to za sprawą Julii Roberts i filmu „Jedz, Módl się, Kochaj”. Tak, ja też wpadłam w „baliowy” szał i bardzo chciałabym tę wyspę odwiedzić, zwiedzić, poznać, zasmakować… Dlatego cierpliwie czekałam na „Blondynkę na Bali”, pełna nadziei na interesującą i pełną pasji lekturę. Niestety już w połowie zaczęłam zastanawiać się, o czym właściwie jest ta opowieść? O trudach w podróżowaniu po Indonezji, arabskich łazienkach, turystycznej komercji? Bo na pewno nie o Bali.

Przyznajcie, opis z okładki brzmi kusząco: Samotna wyprawa do Indonezji. Miesiąc spędzony w drodze przez wulkany i plaże, pola ryżowe i tropikalne lasy. Świątynie, kadzidełka, spotkanie z szamanem i Boże Narodzenie o zapachu dojrzałych durianów. Było bosko!” Tymczasem już po dwudziestu kilku stronach, wiedziałam, że tym razem Beata Pawlikowska nie będzie się zachwycać i chłonąć całą sobą świata. Nie, jak się okazało relacja z wyprawy na Bali to w 90% narzekanie, pomijając już fakt, że książka w połowie jest o Jawie, a nie o Bali. W związku z czym zastanawiam się, co w takim razie zawiera wydana niedawno „Blondynka na Jawie”? Może relację z kolejnej wyspy Lombok? A może jednak Bali? W końcu warto byłoby napisać cokolwiek konstruktywnego o tym miejscu…

środa, 15 maja 2013

„Domofon” Zygmunt Miłoszewski, czyli psychologiczna powieść grozy



Wyobraźcie sobie, że każdej nocy śnicie ten sam koszmar, będący wizualizacją Waszych najgorszych i najgłębiej skrywanych lęków… Sen tak straszny, że lepsze wydaje się być popełnienie samobójstwa niż wyśnienie go do końca… W końcu jesteście tak przerażeni, że boicie się zasnąć, macie omamy, a najbardziej wstrząsające jest to, że od siebie samego nie można uciec, a przynajmniej nie do czasu zmierzenia się z własnymi słabościami…

A wszystko zaczęło się tak niewinnie… 

Agnieszka i Robert w końcu kupili własne, wymarzone m4 i to nie byle gdzie, bo na warszawskim Bródnie. Podekscytowani i pełni marzeń zajechali pod blok i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że winda ucięła głowę jednemu z lokatorów, a wejście do budynku zablokowała policja. Już pierwszy wytęskniony i wyczekany wieczór w nowym mieszkaniu nie przebiegł więc zgodnie z planem. A potem było już tylko gorzej: Agnieszkę zaczęły dręczyć koszmary i zwidy, Robert malował przerażające obrazy, a wyjście z bloku okazało się być niemożliwe dla żadnego z mieszkańców… Na warszawskim Bródnie zalęgło się COŚ ZŁEGO, coś co wzmaga w lokatorach agresję, wyzwala najgorsze obawy i doprowadza do samobójstw. Jedyną osobą, która może pomóc jest tajemniczy kaleki mężczyzna, mieszkający w bloku od zawsze…

wtorek, 16 kwietnia 2013

„Blondynka w Chinach” Beata Pawlikowska, czyli trochę o historii, kuchni i... toaletach



„Herbata jest jak życie. Pierwsza filiżanka to młodość. Gorzka, pełna rozczarowania, które dostajesz od życia. To czas nauki i zdobywania doświadczenia. Drugi filiżanka to wiek dorosły. Wtedy umiesz korzystać z wiedzy, którą wcześniej zdobyłeś, zjadasz słodkie owoce nauki, zdobyte w młodości. Trzecia filiżanka to wiek dojrzały. Trochę gorzki trochę słodki, z kroplą miodu i rozgrzewającego imbiru.”

Przypomnijcie sobie wszystko, co usłyszeliście kiedykolwiek o Chinach, a potem sięgnijcie po publikację Beaty Pawlikowskiej.

Czy Wy też myśleliście, że Chiny to „smutny komunistyczny kraj z uciskanymi obywatelami, którym zabrania się mieć więcej niż jedno dziecko”? A może o uszy obiło się Wam, że w Pekinie jest 9 milionów rowerów? Jeśli tak, to znaczy, że podobnie jak ja, macie błędne przekonanie o tym kraju…

Naczelna Blondynka Polski tym razem zabrała mnie w podróż do Chin. To niezwykłe miejsce przedstawiła poprzez pryzmat historii, kuchni i toalet. Można więc przeczytać o życiu ostatniego cesarza i Rewolucji Kulturalnej, ale także o chińskiej kuchni i najlepszej herbacie świata. Najbardziej zaskakuje jednak króciutki rozdział, poświęcony toaletom:

„Była tam jedna okropna rzecz. Zdumiała mnie i chyba nigdy nie chciałabym przenieść jej do Polski. To chińskie toalety. Nie ma w nich w ogóle intymności. Toaleta to malutkie pomieszczenie, w którym obok siebie znajdują się w ziemi trzy dziury. Nie są one niczym od siebie oddzielone. Do środka wchodzą jednocześnie trzy osoby i tam się razem załatwiają.  Ale to jeszcze nic. (…) Są gorsze toalety. Gdy pierwszy raz do nich weszłam, pomyślałam, że są fajne, bo przynajmniej są w nich ścianki odgradzające ludzi. Szybko zmieniłam zdanie. Zwrócił moją uwagę fakt, że w toaletach nie było dziur, tylko taki pojedynczy kanał biegnący wzdłuż kabin. Kucnęłam sobie nad tym korytem i nagle zobaczyłam, że tuż przed moimi oczami płynie to, co zrobiła Pani, która siedziała w kabinie powyżej. Kabiny muszą być ułożone pod kątem, aby to, co robi Pani na samej górze spłynęło na sam dół. Gdy ktoś siedzi na dole, ma więc przegląd wszystkiego, co zostało zrobione wyżej”.

wtorek, 2 kwietnia 2013

O absurdach PRL-u inaczej: „Piaskowa góra” Joanna Bator



Pewnie nie raz słyszeliście od Waszych babć, że za komuny było lepiej. A bo pracę mieli wszyscy, a nikt się nie przepracowywał, i jakoś tak raźniej było, jak nikt się nie wychylał, a wszyscy mieli po równo. W krajobraz Polski już na zawsze wpisane będą szare, nijakie blokowiska, wypełnione jednakowymi mieszkaniami i bolączkami ich mieszkańców, którzy stali się ofiarami socjalistycznego eksperymentu. Na jednym z takim pereelowskich osiedli akcję swojej książki umieściła Joanna Bator, czyniąc z Piaskowej góry miejsce na wskroś przesiąknięte komunistyczną mentalnością.

W jednym z mieszkań na wałbrzyskiej Piaskowej górze mieszka Jadzia Maślak z córką Dominiką i mężem górnikiem Chmurą. Jadzia to typowa kobieta tamtych czasów: pulchna, rumiana, zapatrzona w brazylijską telenowelę „Niewolnica Isaura”, prosta i taka sama. W jej pachnącym octem życiu nie ma miejsca na inność, bo inność jest zła, niewłaściwa i co by ksiądz powiedział. Oj, śmieje się Jadzia, jak się stary Chmura napije, ale dobrze, że w domu, po cichu, żeby sąsiedzi nie widzieli, bo tak po kryjomu to można, choćby się i rzygać miało, byleby tylko się ludzie nie dowiedzieli, bo co mają gadać. A skąd się ta Dominika, taka buszmenka jedna, wzięła? Taka niepodobna do rodziców? I jak te jej włosy na komunię ułożyć, jak się tak kręcą, a włosy Jagienki Pasiak to idealne są, a czemu mi się takie inne dziecko przytrafiło, a nie taka grzeczna i ułożona Jagienka, jej rodzice to dopiero dumni są. I gdzie ja męża dla tej Dominiki znajdę? Może by ją za Niemca wydać, to status rodziny się polepszy, bo sąsiadka córkę za Niemca z Bawarii wydała i teraz paczki dostają, a tam takie słodycze i zakąski, że u nas nie ma. Oni to dobrze mają, może by tak Dominikę za Niemca wydać…

piątek, 8 marca 2013

„Podróże z Herodotem” Ryszard Kapuściński - o przekraczaniu granic czasu i przestrzeni



„Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce.   W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia.”

Ryszard Kapuściński pisze, że przez długi czas dręczyło go pragnienie, by po prostu przekroczyć granicę i zobaczyć, co się za nią znajduje. Nie marzył o zwiedzeniu Paryża czy Rzymu, chciał po prostu dokonać mitycznego aktu przejścia na drugą stronę. O swoich pierwszych podróżach w przestrzeni i czasie opowiada w „Podróżach z Herodotem”.

Pisarz wraca wspomnieniami do czasów, gdy świeżo po studiach, dostał pracę w „Sztandarze Młodych”. Były lata 50., komunizm zdecydowanie nie sprzyjał rozwoju artystycznemu Polski, która była zacofana w porównaniu do Zachodu. Młody Kapuściński szybko został zauważony, a jego reportaże zostały nagrodzone m..in. Złotym Krzyżem Zasług. Pewnie dlatego też to jego redaktorka wybrała, by pojechał do Indii i napisał o kulturze, i zwyczajach tam panujących. 

sobota, 2 lutego 2013

„Świat w pigułce, czyli Teksas jest większy od Francji” Piotr Kraśko, czyli reportaże z podróży



„Opowieść o Włoszech można zacząć od rzymskiego Koloseum, miasteczka Corleone na Sycylii, spotkania z gondolierem w Wenecji, wartego dziesiątki milionów jachtu w Portofino, fabryki ferrari w Modenie, pizzerii w Neapolu, gdzie po raz pierwszy przyrządzono Margheritę, widoku na katedrę w Mediolanie, jaki wyłania się nagle po wyjściu na plac z drugiej strony(…)”.

Piotr Kraśko potrafi – to pierwsze, co nasunęło mi się na myśl po przeczytaniu „Świata w pigułce”. A dlaczego tak twierdzę? Bo nie spodziewałam się, że reportaże Kraśki będą ciekawsze od relacji Pawlikowskiej, Wojciechowskiej, a nawet Cejrowskiego! A tak właśnie jest.

Na książkę składają się opisy podróży do Włoch, Szwecji, obu Ameryk, Afryki i na Bliski Wschód. O każdym miejscu autor potrafi nie tylko ciekawie napisać, ale też zwrócić uwagę na mało znane fakty. Nie jest to więc sztampowa relacja, kładąca nacisk głównie na kulturę i historię kraju. U Kraśki znajdziemy dużo anegdot i dygresji, jest tu sporo szczegółów, ale dotyczących niewielkiej ilości tematów. Reporter skupił się na dokładnym przedstawieniu kilku opowieści, co z jednej strony pozwala sporo się dowiedzieć, ale pozostawia też ogromny niedosyt. Relacja z Włoch zajmuje raptem 50 stron, a z Szewecji nieco ponad 30! Sami widzicie, że nie jest tego zbyt wiele. 

środa, 26 grudnia 2012

„Rok w Poziomce” Katarzyna Michalak - najgorsza książka roku 2012



Nie dałam się zaczarować Kasi Michalak. Po „Rok w poziomce” sięgałam pełna nadziei na dobrą powieść obyczajową, a tymczasem otrzymałam nic niewarte czytadło, które jest tak oderwane od rzeczywistości, że aż irytujące. 

Główna bohaterka książki, Ewa, jest typem marzycielki, która jednak nie ośmiela się realizować swoich marzeń przez wrodzoną nieśmiałość. Ostatnio jednak postanowiła odmienić swoje życie i kupić wreszcie wymarzony „biały, bez łap” domek. Z powodu braku środków na kredyt postanawia pożyczyć pieniądze od bogatego i przystojnego Andrzeja, który zgadza się jej pomóc, ale pod jednym warunkiem: Ewa musi znaleźć i wypromować bestseller. 

„Rok w Poziomce” to powieść bardzo naiwna i całkowicie oderwana od rzeczywistości. Zresztą jaka fabuła, tacy bohaterowie. Ewa mówi i myśli w sposób tak infantylny, że miałam ochotę jej, przepraszam za wyrażenie, przyłożyć. Z kolei Andrzeja autorka chyba wytrzasnęła z jednej z disnejowskich bajek, podobnie rzecz się ma z Witoldem. Jedyną postacią, którą polubiłam jest babcia Ewy, jej jednak też trochę brakuje do bycia bohaterką z krwi i kości.

niedziela, 23 grudnia 2012

„Cukiernia pod Amorem. Cieślakowie” Małgorzata Gutowska-Adamczyk, czyli drugi tom bestsellerowej sagi



Po początkowym zachłyśnięciu kolejną częścią „Cukierni pod Amorem”, zwolniłam tempo czytania i powoli smakowałam słowa, jakbym się bała, że w końcu ich zabraknie. Przede mną jeszcze trzeci tom sagi, który leży już na półce i najchętniej rzuciłabym się na niego od razu, ale nie zrobię tego, bo nie chcę jeszcze kończyć znajomości z Zajezierskimi, Cieślakami i Hryciami. A już mi tak tęskno do Gutowa i Zajezierzyc…

Były wielkie namiętności i miłości na całe życie, silne i piękne kobiety, narodziny i śmierć, wojna, liczne tajemnice do odkrycia, śmiech i łzy, huczne przyjęcia i spokój teatru, jagodzianki Waldemara Hrycia i smak życia na emigracji. W „Cieślakach” nie zabrakło bogatego tła społeczno-obyczajowego i historii, wpływającej na losy bohaterów. Można więc śmiało powiedzieć, że druga część jest równie dobra, o ile nie lepsza od pierwszej.

Historia rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie ją zostawiliśmy: Marianna ucieka do Ameryki, gdzie ma nadzieję ułożyć sobie życie z dzieckiem, które nosi pod sercem, Iga wciąż próbuje rozwikłać tajemnicę pierścienia, a hrabina Adrianna kocha się w poecie Krzyckim. Na scenę wkracza także rodzina Cieślaków, która trudni się drobnymi kradzieżami i wkrótce, dzięki poplątanym kolejom losu, odegra ważną rolę w toczącej się historii. Na pierwszy plan wysuwa się jednak Grażyna Toroszyn, córka Kingi z Bysławskich. Koleje jej życia prześledzimy od narodzin poprzez edukację w Szkole Kwietanek aż do dojrzałości.

czwartek, 13 grudnia 2012

„Blondynka w zaginionych światach” Beata Pawlikowska, czyli śladami czterech wielkich cywilizacji



W kolejną podróż Blondynka zabrała mnie do czterech zaginionych światów, a więc do inkaskiego Machu Picchu, azteckiego Miasta Bogów, polinezyjskich posągów Moai i kambodżańskiej świątyni Angkor Wat. Wszystkie opisywane miejsca są majestatyczne i tajemnicze. Do dziś nie wiadomo, jak powstawały słynne kamienne posągi na Wyspie Wielkanocnej i skąd przypłynęli tam pierwsi ludzie. Naukowcy spierają się także, jakie było pierwotne przeznaczenie słynnego Machu Picchu w Peru. Jedna z hipotez mówi, że było to centrum naukowe, inna, że było to miasto, przeznaczone dla Dziewic Słońca. Te, jak i wiele innych tajemnic, związanych z czterema wielkimi cywilizacjami, może nigdy nie zostać rozwiązanych. Starając się jednak przybliżyć czytelnikom te miejsca, Beata Pawlikowska przywołuje legendy, wierzenia, historię, zapisy z dzienników podróżników, nie stroniąc także od opisów, jak wygląda życie współczesnych mieszkańców. 

Autorka wiele miejsca poświęciła także najróżniejszym potrawom i ich zdjęciom. I tak można dowiedzieć się, jak złagodzić wewnętrzny ogień po papryczce habanero i jak smakuje pieczona świnka morska. Blondynka często podkreśla, że chętnie próbuje egzotycznych potraw, bo dzięki temu może lepiej wsiąknąć w kulturę danego kraju. Jakkolwiek by nie było, jedzenie pieczonego świerszcza w Meksyku to co innego niż włoskie lody czy pizza. Nie wiem, jak Wy, ale ja chyba bym się nie odważyła…

Blondynka w Machu Picchu

czwartek, 1 listopada 2012

„Na plebanii w Haworth” Anna Przedpełska-Trzeciakowska, czyli porywająca biografia



4 lipca 1846 roku z Haworth wyruszyły w świat rękopisy debiutanckich powieści sióstr Brontë: „Profesor” Charlotty, „Wichrowe wzgórza” Emilii i „Agnes Grey” Anny. Tak uwielbiane przez czytelników na całym świecie „Wichrowe wzgórza” prawdopodobnie nigdy nie ujrzałyby światła dziennego, gdyby nie upór Charlotty. Anna i Emilia okazywały niechęć wobec publikacji i nie uczyniłyby w tej sprawie nic, jeżeli to im przyszłoby decydować. 

W czerwcu 1847 roku znalazł się wydawca, który zgodził się opublikować „Wichrowe wzgórza” i „Agnes Grey”. Żadne wydawnictwo nie okazało jednak najmniejszego zainteresowania „Profesorem”, który został wydany dopiero, gdy Charlotta osiągnęła literacki sukces. Tak pokrótce rysuje się droga do sławy sióstr Brontë, które zadebiutowały jako mężczyźni: Currer, Ellis i Acton Bellowie. Prawda wyszła na jaw dopiero na skutek pewnego niemiłego incydentu, choć już wcześniej podejrzewano, że pod pseudonimami kryją się kobiety.


„Dla Emilii sztuka była manifestacją jej wewnętrznych doświadczeń, dla Anny była aktem wiary, dla Charlotty stała się zawodem". 

środa, 10 października 2012

„Blondynka na tropie tajemnic” Beata Pawlikowska, czyli moja pierwsza podróż z Blondynką



„Siódmego dnia na Zanzibarze wsiadłam w łódź i popłynęłam przez ocean. Ciepły wiatr głaskał mnie po włosach, szumiały palmy kokosowe, świeciło tropikalne słońce, a ja pomyślałam, że w takich chwilach czas staje i przestaje mieć znaczenie. Liczy się tylko to, co jest tu i teraz.”

Beata Pawlikowska to, obok Martyny Wojciechowskiej i Wojciecha Cejrowskiego,najpopularniejsza polska podróżniczka, przynajmniej ostatnimi czasy. Kiedyś każdą niedzielę spędzałam z „Światem według Blondynki”, autorskim programem pani Beaty na antenie Radia Zet, od dawna chciałam też sięgnąć po którąś z jej książek. Zapiski z podróży Wojciecha Cejrowskiego dosłownie połykam, a jako, że Pawlikowska jest jego byłą żoną po prostu musiałam się przekonać, czy pisze równie dobrze. Zastanawiam się też, czy kiedyś razem wędrowali przez amazońską dżunglę…